Zaczęło się jednak kiepsko... Tuż przed pierwszym gwizdkiem czeskiego sędziego Pavela Orela zorientowani już wiedzieli, co się święci. Otóż na trybunie fanatyków pojawiła się sektorówka, która niechybnie świadczyła o tym, że za kilka chwil zobaczymy race. Tak się stało już dwie minuty po rozpoczęciu spotkania gęsty dym spowił cały Stadion Wrocław. Arbiter musiał przerwać pojedynek, bo nic nie było widać. Piłkarze obu ekip zeszli do szatni. Przerwa trwała w sumie blisko 20 minut. Niestety UEFA nie lubi takich ekscesów. Posypią się kary. W grę wchodzi pewnie także zamknięcie stadionu dla kibiców na kolejne pojedynki. Wielka szkoda.
Na szczęście gdy obłoki opadły zobaczyliśmy bardzo dobry mecz w wykonaniu Śląska. Prawdę mówiąc momentami nie poznawaliśmy tej drużyny. WKS grał agresywnie, z pomysłem, z werwą. Zepchnął Hapoel do defensywny i od początku był wyraźnie drużyną lepszą. Udokumentował to golem Erika Exposito w 28 min. I to jakim! Długi przerzut Marka Tamasa głową wybił jeden z obrońców, piłka trafiła do ustawionego przed polem karnym Hiszpana, a ten kropnął bez namysłu w samo okienko! Brawo!
Wrocławianie tego dnia nie wyglądali też na drużynę, która dałoby się w łatwy sposób rozmontować w obronie, a pamiętamy przecież, jak wyglądały mecze z Araratem Erywań. Nie mniej jednak stałe fragmenty to co innego. Tak padło wyrównanie dla Hapoelu - rzut rożny, główka Bareiro, piłka odbiła się jeszcze od poprzeczki i mieliśmy remis.
Niestety po tym trafieniu ciężar gry przeniósł się trochę na połowę Śląska. Na szczęście miejscowi odpowiedzieli golem. Świetną piłkę z głębi pola dostał robert Pich, uderzył z narożnika pola karnego i gdy dopadał do dobitki, padł zahaczony na murawę. Sam zamienił jedenastkę na bramkę.
Sędzia pierwszą połowę zakończył aż po 19 doliczonych minutach gry! To oczywiście był efekt racowiska z początku spotkania.
Tuż po wznowieniu gry w słupek trafił Schwarz. Dośrodkowywał Janasik. Mecz był może mniej dynamiczny, ale wciąż ciekawy. Gospodarze nadal imponowali swoją postawą: mądrym konstruowaniem akcji, przerzutami, agresją i skutecznością w odbiorze. W drużynie Jacka Magiery nie było właściwie słabych punktów o czym najlepiej świadczy fakt, że pierwszej zmiany wrocławski szkoleniowiec dokonał dopiero w 81 minucie. Goście w tym czasie mieli już na boisku pięciu nowych piłkarzy. Nie potrafili jednak poważnie zagrozić bramce Putnockiego, który kiedy trzeba było, dobrze wychodził z bramki i wyjaśniał sytuacje.
Na ostatnie minuty WKS cofnął się pod własną bramkę. Wszystko było jednak raczej pod kontrolę. Za tydzień do Izraela Śląsk poleci zatem z jednobramkową przewagą i spokojnie może stamtąd przywieźć remis. To nie czary, Śląsk będzie miał grupowe puchary?
"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?