Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skoki: Vikersund - Polecą tu ćwierć kilometra

Wojciech Koerber, ToK
Jeśli wierzyć gospodarzom weekendowych konkursów PŚ w norweskim Vikersund (sobota - godz. 15.50, TVP1; niedziela - godz. 13.30, TVP1), jesteśmy w przededniu pobicia rekordu świata w długości lotu narciarskiego, należącego do Bjoerna Einera Romoerena (239,0 m - 20.03.2005, Planica).

Po przebudowie tamtejszy obiekt, Vikersundbakken, jest bowiem największą konstrukcją na świecie, bijącą nawet gabarytami planicką Letalnicę (wcześniej Velikankę). To mają być zawody tylko dla orłów, a oficjalnego otwarcia dokonano już wczoraj. 24-letni Vegard Swensen uzyskał 162,0 m, za to niedługo po nim Jon Aaraas lądował już na 218. i 219. metrze. - Niesamowite, to jest szalone. Można dużo mówić, ale tu będzie nowy rekord świata w ten weekend - wydał z siebie, gdy ochłonął. Dziś kolejne testy przedskoczków, jutro fruwają już Adam Małysz i spółka.

Pamiętacie początki małyszomanii? Jeszcze u progu minionej dekady jeden, dwa konkursy w sezonie rozgrywano na skoczniach K-90. Na takim właśnie obiekcie w austriackim Villach, 9 grudnia 2001 roku, polska eskadra wywalczyła pierwsze swoje podium w historii drużynowego Pucharu Świata. Zespół Apoloniusza Tajnera w składzie Małysz, Robert Mateja, Łukasz Kruczek i Wojciech Skupień uplasował się za Finlandią i Japonią, a przed Niemcami i - uwaga - Austriakami. I to Austriakami skaczącymi w swoim żelaznym wówczas składzie: Andreas Widhoelzl, Andreas Goldberger, Stefan Horngacher i Martin Höllwarth. Na tamten sukces biało-czerwonych najmocniej zapracowali Małysz (najwyższa indywidualna nota z całej stawki) oraz Mateja (10. nota).
Przed kilkoma laty tzw. skocznie normalne (K-90) zostały wykreślone z kalendarza PŚ (wciąż widnieją jednak w programach igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata). Na co dzień lud chce bowiem chleba, igrzysk i emocji. A te gwarantują duże obiekty. Można rzec, że emocje rosną wprost proporcjalnie - im większa skocznia, tym większa frajda. Dla uczestników i dla obserwatorów. Wszyscy się czają na nowe rekordy.

Przed nami konkursy PŚ w lotach, które w założeniu mają dokonać przełomu. W tym właśnie celu Vikersundbakken została przebudowana. By ktoś poleciał w okolice 250. metra, nawet powyżej. Już teraz, ale i na MŚ 2012.

Rekonstrukcji obiektu dokonano w 2010 roku, zmieniając kilka parametrów. Punkt konstrukcyjny przesunięto o 10 metrów (było K-185, jest K-195), a wielkość skoczni (HS) zyskała metrów 18 (z 207 na 225). Rozbieg został znacznie wydłużony. Miał 107,3 metra, teraz ma 134 metry. To przekłada się na większą prędkość na progu. Odległość od najwyższej belki do końca odjazdu wynosi teraz 588,5 m. Różnicę wysokości między progiem a zeskokiem zwiększono z kolei ze 130 do 135 metrów poprzez wyżłobienie kolejnego zagłębienia.

Stary rekord "dziadka" z Vikersund, wzniesionego w 1935 roku, a później kilka razy modernizowanego, wynosi 219,0 m i należy do Austriaka Rolanda Müllera (marzec 2004) oraz Fina Harriego Olli (marzec 2009). To ten sam Olli, który w styczniu, w wieku 26 lat, zakończył karierę. Dalekie loty źle wpływały na jego głowę, miał notoryczne problemy z alkoholem. W 2008 roku został nawet skazany na 30 dni więzienia za prowadzenie w stanie nietrzeźwym. To do niego wciąż należy rekord mamuta w Oberstdorfie (225,5 m).

Gdy chodzi o jeszcze starsze dzieje Vikersundbakken, w 1986 roku jej rekordzistą został Piotr Fijas (163,0 m). - Podstawą dalekich lotów jest dobra pogoda. Wiadomo, że przy wietrze czy padającym śniegu sędziowie nie pozwolą na zbyt dalekie loty. 250? Tego nie wiem, ale podejrzewam, że skoki mogą być zbliżone do obecnego rekordu świata - mówi nam były rekordzista (194,0 w Planicy - 1987 rok). Optymalne warunki? - Najlepiej, gdyby było bezwietrznie. Delikatna termika, czyli powietrze, nie wiatr. Powietrze unoszące skoczka do góry. Wzdłuż zeskoku przemieszczające się - wyjaśnia nasz były latawiec.

Ryzyko jest, ale mniejsze niż kiedyś - zauważa Fijas

Czy ta pogoń za rekordem jest bezpieczna? - Myślę, że coraz bardziej. Przebudowane skocznie mają inne profile, zawodnicy latają coraz niżej nad zeskokiem, jakieś 5-6 metrów, może nawet mniej. Leci się więc niewysoko, właściwie to się szybuje. Zeskok ucieka pod zawodnikiem, który łagodnie podchodzi do lądowania. Ryzyko jest, ale mniejsze niż kiedyś - zauważa Fijas i trudno nie przyznać mu racji. - Jeżeli zawodnik jest w formie, poradzi sobie i na zwykłej skoczni, i na mamucie. Tyle tylko, że im większy obiekt, tym każdy mały błąd się potęguje - doprecyzowuje.
Kilkanaście lat temu podczas transmisji telewizyjnych loty narciarskie mierzone były w sekundach, które mijały u dołu ekranu. U którego latawca ta ekstaza potrwa teraz najdłużej w Vikersund?

Złoty Jacobsen

Nie tylko z obiektu w Vikersund chcą być dumni Norwegowie.
Po dużym liftingu jest także skocznia w Holmenkollen, arena najbliższych MŚ. Gospodarzą chcą z niej uczynić maksymalny atut, więc ujeżdżają ją i uskakują w każdej wolnej chwili. We wtorek rozegrano tam krajowe mistrzostwa, które wygrał Anders Jacobsen, oddając zresztą dwa najdłuższe skoki w historii (142,5/140,0) i wyprzedzając Vagarda Haukoe Skletta (138,0/130,5) oraz Andersa Bardala (134,5/139,0).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska