Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przedsiębiorco, nie bój się zagadać do naukowca!

Maciej Sas
Maciej Sas
Archiwum Sławomira Pietrowicza
Współpraca nauki i biznesu brzmi często jak czarodziejskie zaklęcie. Kiedy jednak uda się do niej doprowadzić, korzystają na tym obie strony. Do tego, by dolnośląskie firmy nie bały się współpracy z uczonymi zachęca dr hab. inż. Sławomir Pietrowicz, profesor uczelni, kierownik Katedry Termodynamiki i Odnawialnych Źródeł Energii Politechniki Wrocławskiej w rozmowie z Maciejem Sasem

Współpraca nauki i biznesu – to hasło jest powtarzane często jak mantra albo zaklęcie czarodziejskie. Teoretycznie obie strony są zainteresowane tym mariażem, ale w praktyce chyba nie zawsze wychodzi, sądząc po tym, jak dużo się o tym mówi i jak wiele jest akcji promujących takie biznesowe związki?
Trudno powiedzieć, że to nieudane połączenie, choć oczywiście wszyscy chcieliby, by perspektywy tych związków były znacznie lepsze. Moim zdaniem to mogłoby się odbywać dynamiczniej i sprawniej, zwłaszcza że mamy odpowiednie możliwości. To wymaga przede wszystkim wspólnego zdefiniowania problemów, które przedsiębiorca chciałby rozwiązać, a naukowcy dysponują odpowiednimi narzędziami, by mu w tym pomóc.

Z tego, co Pan właśnie powiedział, wypływa fundamentalny wniosek: obie strony muszą mieć z takiego układu wymierne korzyści. Jakie?
Pierwsza, podstawowa jest taka, że w przemyśle pojawią się jakieś atrakcyjne, innowacyjne rozwiązania, dzięki którym taka firma stanie się rozpoznawalna nie tylko w Polsce, ale także na całym świecie, że ma coś nowego, co pozwala znacząco obniżyć koszty produkcji bez tracenia na jakości. Chodzi głównie o tzw. aplikacje dotyczące nowych rozwiązań, czyli to, jak można rozwiązanie, które narodziło się m.in. w głowie naukowca zastosować w przemyśle. Często zdarzają się nam takie sytuacje, że przedstawiciel firmy przedstawia konkretny problem, który wymaga innowacyjnego rozwiązania. Najpierw zastanawiamy się, jak zdefiniować problem, tzn. przełożyć go na „język nauki”, co wiążę się z precyzyjnym i jednoznacznym określeniem potrzeb i wymogów procesowych, potem – jak go rozwiązać np. wykorzystując technologię stosowaną obecnie lub wykreować nową, a wreszcie – jak zdobyć środki potrzebne na rozwiązanie tego problemu czy wyprodukowanie pierwszych prototypów do testów a później do produkcji.

Najpierw zastanawiamy się, jak zdefiniować problem, tzn. przełożyć go na „język nauki”, co wiążę się z precyzyjnym i jednoznacznym określeniem potrzeb i wymogów procesowych, potem – jak go rozwiązać np. wykorzystując technologię stosowaną obecnie lub wykreować nową, a wreszcie – jak zdobyć środki potrzebne na rozwiązanie tego problemu czy wyprodukowanie pierwszych prototypów do testów a później do produkcji.


Może Pan podać jakiś konkretny przykład?

W 2016 rozpoczęliśmy taki duży projekt w ramach tzw. POIR.04.01.04-00-0037/15 pod tytułem „Opracowanie innowacyjnej w skali świata metody miejscowego odbioru ciepła w urządzeniach mieszających z zastosowaniem pulsacyjnych rurek ciepła oraz materiałów zmiennofazowych (PCM)”, który był współfinansowany m.in. przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Realizowaliśmy go z lokalną firmą globimiX z Ząbkowic Śląskich, która zgłosiła nam problem związany z odbiorem ciepła z dużych mieszalników służących do produkcji farby. W tym procesie wydziela się bardzo dużo ciepła, związanego z oddziaływaniem mieszała na produkt, powodując lokalny niebezpieczny wzrost temperatury. Niestety, farba charakteryzuje się niskim współczynnikiem przewodzenia ciepła i dużą lepkością, więc obecne techniki chłodzenia tego procesu są i energochłonne, i – moim zdaniem – mało efektywne. Przeprowadziliśmy badania istniejących urządzeń, określiliśmy miejsca, w których występuje problem, wytłumaczyliśmy, dlaczego tak się dzieje, po czym przekazaliśmy im propozycje takich rozwiązań, które m.in. uwzględniły możliwości technologiczne firmy. Pomysł był na tyle innowacyjne, że złożyliśmy wniosek do NCBiR o finansowanie prac z tym związanych. Dostaliśmy dofinasowanie z UE w wysokości około 1,6 mln zł – po to, żeby można było opracować zupełnie nowy system odbioru ciepła właśnie z tego typu urządzeń. Co ciekawe, w czasie realizacji powstały unikatowe rozwiązania chronione trzema patentami. Zachęciło nas to do dalszej współpracy i w chwili obecnej realizujemy kolejny projekt w podobnej tematyce(dotąd nie było na świecie niczego podobnego).

Rozwiązanie zostało przedstawione, a czy urządzenia wykorzystujące je zbudowano?
Zostały przeprowadzone szczegółowe badania, powstał szereg artykułów naukowych publikowanych w bardzo dobrych czasopismach z Listy Filadelfijskiej, jak Applied Thermal Engineering, International Journal of Thermal Sciences, Energies (dla nas, naukowców to jeden z najważniejszych wskaźników jakości naszej pracy), a także część wyników prezentowaliśmy na konferencjach m.in. w Korei i w Polsce zasięgu międzynarodowym. Pierwotny plan udało się zrealizować – produkt końcowy został opracowany, dopasowany do technologii używanej w tym konkretnym zakładzie, który ma do dyspozycji taki, a nie inny park maszynowy. Teraz to urządzenie (o ile mi wiadomo) jest sprzedawane klientom. To był nasz sztandarowy projekt, który pokazał, co i jak trzeba robić krok po kroku, by przejść sprawnie od zdefiniowania problemu do produkcji gotowego rozwiązania.

To, o czym Pan mówi brzmi obiecująco. Wcielmy się jednak na chwilę w rolę małego przedsiębiorcy, który może pomyśleć: a co ja mogę zaoferować takim wielkim naukowcom z Politechniki Wrocławskiej, by zechcieli ze mną współpracować? Na pewno mnie na nich nie stać…
Owszem, ale to naprawdę jest do zrobienia – istnieje cały szereg narzędzi finansowych, które można wykorzystać do realizacji takiego projektu. Oczywiście każda firma musi na początek wyłożyć jakąś kwotę, bo dofinansowanie wynosi od 40 do 80 procent. Ale np. w projektach NCBiR bywa tak, że praca naukowców jest dofinansowana w 100 procentach. Istnieją też typowo lokalne projekty mniejszego rzędu, np. bon na innowacje czy regionalne programy operacyjne. W tym przypadku zwykle firma musi znaleźć 20 procent środków na jego realizację, a 80 procent stanowi zewnętrzne dofinansowanie. Trzeba więc jakąś kwotę znaleźć, ale to znacznie mniej niż cała suma, więc szanse na powodzenie są zdecydowanie większe.

Oczywiście każda firma musi na początek wyłożyć jakąś kwotę, bo dofinansowanie wynosi od 40 do 80 procent. Ale np. w projektach NCBiR bywa tak, że praca naukowców jest dofinansowana w 100 procentach.

Widzę jeden problem podobny nieco do tego, gdy szukamy swoje drugiej połowy: jak zagadać?! Co ja, przedsiębiorca powinienem zrobić: zadzwonić od razu do katedry? Poszukać telefonu do jej szefa, czyli do kogoś takiego, jak Pan? A może trzeba wysłać list oficjalną drogą do władz uczelni?
Na Politechnice Wrocławskiej jest odpowiednia komórka, która zajmuje się takimi sprawami. Wystarczy tam wysłać lakoniczny opis problemu, którego rozwiązania ktoś poszukuje. Jest to Ośrodek Współpracy Nauki z Gospodarką. Ludzie stamtąd analizują mejl, potem wysyłają go do jednostek, które potencjalnie mogą dysponować odpowiednimi możliwościami, a więc do kogoś, kto zajmuje się np. energią cieplną, energetyką, elektroniką, itp. Ale można też wpisać w wyszukiwarce konkretne nazwisko czy zakład lub katedrę, napisać mejl, opisać problem. Zaręczam, że sam nigdy takich informacji nie ignoruję, podobnie jak większość moich kolegów. Taki właśnie mejl przyszedł do mnie dwa dni temu – dotyczy zaprojektowania wymiennika do odbioru spalin. Zaplanowaliśmy już pierwszą i drugą rozmowę poświęconą na zdiagnozowanie problemu, sprawdzimy, jakimi możliwościami rozwiązania sprawy dysponujemy, czy wystarcza do tego własne środki, czy będzie niezbędne zewnętrzne finansowanie, jaki zakres badań i wszelkich prac z tym związanych będzie niezbędny. A jeśli sam nie potrafię pomóc w rozwiązaniu konkretnego dylematu, na pewno przekażę sprawę komuś, kto zna się na tym lepiej ode mnie. Ale początek zawsze jest takim sam: nie wolno się bać, trzeba się skontaktować i zrobić pierwszy krok.

Nie powiedział Pan jeszcze, jakie korzyści czerpie z tego Pańska Katedra?
Korzyści jest sporo. Pierwsza, podstawowa jest taka, że jeżeli mamy dofinansowanie, uczestnicząc w tym projekcie, czerpiemy z niego konkretne, wymierne korzyści finansowe. Po drugie, zadaniem Politechniki Wrocławskiej jest m.in. implementowanie rozwiązań powstających w głowach naszych inżynierów i w naszych laboratoriach do przemysłu – to jeden z naszych obowiązków.

zadaniem Politechniki Wrocławskiej jest m.in. implementowanie rozwiązań powstających w głowach naszych inżynierów i w naszych laboratoriach do przemysłu – to jeden z naszych obowiązków.

A więc przełożenie Waszych pomysłów na realne warunki?
Chciałbym podkreślić, że jako naukowiec Politechniki Wrocławskiej mam wspomagać i wspierać przemysł, oczywiście muszę posiadać zaawansowane podstawy teoretyczne, aby mieć bazę intelektualną, ale na końcu mojego procesu muszę myśleć o implementacji technicznej. W przeciwnym razie powinien się przenieść do instytucji zajmującej się np. badaniami podstawowymi, teoretycznymi. Kolejna korzyść to fakt, że część sprzętu, technologii, która powstaje dzięki badaniom, zostaje u nas. Nasze laboratorium świetnie wyposażone dzięki jednemu z takich projektów jest czymś, co stanowi realną, bardzo ważną korzyść, bo pozwala nam się rozwijać. Kolejną sprawą są publikacje naukowe, które dzięki takiej współpracy powstają. To oczywiście zależy do filozofii firmy, z którą współpracujemy, a więc: pokazywać efekty takich badań czy nie? Zawsze namawiam naszych partnerów, byśmy publikowali to, co udało się zrealizować, by chwalić się tym także na forum międzynarodowym. Następną ważną rzeczą są patenty, które za sprawą takich działań się pojawiają i profity z nich wynikające.

To wszystko, o czym Pan wspomniał są korzyściami namacalnymi, ale są też inne.
Oczywiście, arcyważna jest też satysfakcja, że wchodzę gdzieś i mogę powiedzieć z dumą: „To jest moje urządzenie!”. Bo przecież nie jesteśmy na uczelni tylko po to, by „męczyć” studentów, ale możemy czuć dumę z tego, że zrobiliśmy coś innowacyjnego, co działa, co ułatwia ludziom pracę i w ogóle życie. Ważne jest też to, że wszystkie nowe idee, pomysły są wprowadzane na rynek polski, który zaczyna być konkurencyjny względem reszty świata. Tak było np. ze wspomnianym przeze mnie mieszalnikiem farby, ale podobnych przykładów mieliśmy więcej. Teraz w ramach innego grantu budujemy nowy typ młyna laboratoryjnego. To ma być produkt tej samej firmy (globimiX). Jak stwierdził jej właściciel, współpraca z nami była tak owocna, że chętnie rozpocznie kolejny, większy – na 2,7 mln zł. Wynika z tego wszystkiego jeszcze jedna korzyść – takie badania pozwalają mi pójść o krok dalej, a więc zacząłem od wymienników ciepła w mieszalniku farby, a kończę na podobnym, który być może będzie używanym w satelitach. Prace właśnie są realizowane we współpracy z firmą niemiecką. Wcześniejsze badania pozwoliły mi zdobyć niezbędną wiedzę i konkretne rozwiązania techniczne, by potem to zaimplementować gdzie indziej. Kiedy więc rozmawiamy potem z innymi partnerami, możemy powiedzieć: uczestniczyliśmy w takim projekcie, możemy zaproponować konkretne technologie, które pomogą w rozwiązaniu waszych problemów. To pokazuje, że nie jesteśmy jedynie teoretykami, którzy wymyślili coś, co nie ma żadnego praktycznego zastosowania...

Z Waszymi kontaktami z przedsiębiorcami jest więc trochę, jak w przypadku przywołanej już poprzednio randki: może być udana, ale nie będzie jej, jeśli będziesz się bał, człowieku, zagadać!
O właśnie, dobrze powiedziane: nie bój się zagadać, a wspólnie rozwiążemy twój problem technologiczny!

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska