Na Robercie Bielawskim ciąży orzeczony w 2009 roku w Legnicy i podtrzymany przez Sąd Apelacyjny we Wrocławiu wyrok 15 lat więzienia za uprowadzenie i sprzedaż dziewczynki.
Historia tego porwania pełna jest jednak luk i zagadek. Wiadomo, że w lipcu 1994 roku, gdy dziadkowie dziecka robili zakupy w legnickiej aptece, towarzyszący im Robert Bielawski chwycił wózek z Moniką i uciekł. Nie znosił dziecka. Traktował je jak zawadę, przeszkodę w życiu, niepotrzebny kłopot. Żonie opowiedział kilka tygodni później, że dziewczynkę sprzedał handlarzom z Katowic. Innym razem twierdził, że Monika nie żyje. Według jednej wersji miała zginąć w wypadku samochodowym w Czechach. Według innej, wypadła mu z wózka jeszcze w Legnicy, więc zwłoki zakopał w Lasku Złotoryjskim. Szczątków dziecka we wskazanym przez Bielawskiego miejscu nie odnaleziono.
Po uprowadzeniu dziecka Robert Bielawski ukrywał się za granicą. Wpadł w 1997 roku w Austrii. Przed procesem został zwolniony z aresztu. Wtedy znów uciekł do Austrii. Był rok 1998. Sprawę trzeba było odłożyć na półkę.
W 2008 roku Bielawski odezwał się sam. Poprosił o list żelazny, a sąd zgodził się w nadziei, że proces pomoże odszukać Monikę. Wiosną 2008 roku Robert Bielawski stawił się w Legnicy. Twierdził, że jest niewinny i zgodził się na ujawnienie wizerunku oraz nazwiska. Bezskutecznie próbował oskarżać o porwanie dziadków dziewczynki. I cały czas stosował dotychczasową taktykę: mącił, zwodził, mylił tropy.
Robert Bielawski został skazany na 15 lat więzienia. Póki wyrok był nieprawomocny, list żelazny chronił go przed odsiadką. Złożył apelację, a zanim wrocławski sąd ją rozpatrzył, zapadł się pod ziemię. Teraz zatrzymano go w Austrii.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?