Od półtora roku, czyli od momentu, kiedy reprezentację przejął Franciszek Smuda, nie było wokół kadry tak fatalnej atmosfery. Do kiepskich wyników doszły informacje o domniemanym korzystaniu z usług pań lekkich obyczajów przez sześciu reprezentantów podczas zgrupowania w Grodzisku Wielkopolskim i awantury wywołane przez pseudokibiców w Kownie podczas sparingu z Litwą. Spotkanie z Grecją miało nieco ten obraz poprawić.
Szkoda, że właśnie w takiej atmosferze swój ostatni mecz w reprezentacji przyszło rozegrać Michałowi Żewłakowowi.
- Gdy porównuję moje osiągnięcia z takimi zawodnikami, jak Grzegorz Lato, Zbigniew Boniek, czy Antoni Szymanowski, to oczywiście widzę wielką różnicę. Nie osiągnąłem nic wielkiego z reprezentacją. Po prostu w niej grałem - tak mówił pół roku temu piłkarz, gdy wkraczał do elitarnego Klubu Stu. Fakt, że z Grecją Żewłakow zagrał po raz 102 w reprezentacji, świadczy jednak, że nie był jednym z wielu.
Przed spotkaniem prezes Grzegorz Lato wręczył pamiątkowa paterę Żewłakowowi i można było zacząć grać.
O pierwszych dwudziestu minutach można napisać tylko tyle, że się odbyły. Na boisku było wiele chaosu i oba zespoły nie potrafiły wypracować sobie sytuacji podbramkowej. Jako pierwsi swoje akcje uporządkowali Polacy i od razu pod bramką gospodarzy zrobiło się groźnie. Zaczęło się od minimalnie niecelnego strzału Roberta Lewandowskiego zza pola karnego. Kilka chwil później ładnie przymierzył z rzutu wolnego Ludovic Obraniak, ale grecki bramkarz zdołał wybić piłkę. Dosłownie pół minuty później po przytomnym dograniu Jakuba Błaszczykowskiego ponownie przed szansą stanął Obraniak, ale naciskany przez obrońców z kilku metrów nie trafił w bramkę.
Gospodarze zaatakowali dopiero tuż przed przerwą. I po raz kolejny okazało się, że polska obrona naciskana przez rywali ma niezwykły dar prezentowania sytuacji bramkowych w nieoczekiwanych momentach Gdyby nie udane interwencje Grzegorza Sandomierskiego, Grecy schodziliby na przerwę z przynajmniej jedną bramką przewagi.
Druga część spotkania mogła się idealnie zacząć dla naszej drużyny. Po dalekim wykopie Sandomierskiego fatalny błąd popełniła obrona gospodarzy i Lewandowski znalazł się sam na sam z greckim bramkarzem. Za długo jednak zwlekał z oddaniem strzału, później jeszcze próbował minąć golkipera, ale ten zdołał mu wybić piłkę spod nóg i sytuacja, z której musiała paść bramka zakończyła się niczym.
I na tym emocje w Pireusie się zakończyły. Później oba zespoły po boisku zamiast biegać, to głównie człapały i widać było, że to tylko sparing, bo nie było nawet walki. Można było długimi momentami odnieść wrażenie, że piłkarze polscy jak i greccy są zadowoleni z wyniku i wyczekują na końcowy gwizdek.
Trybuny ożywiły się jeszcze raz, kiedy z boiska schodził Żewłakow. Zawodnik powoli opuszczał boisko a polscy kibice skandowała: Dziękujemy!
Sam mecz niczego nie zmienił w sytuacji polskiej drużyny. Może atmosfera nieco się uspokoi, ale nadal pozostaje pytanie - dokąd zmierza nasza kadra pod wodzą Smudy.
Grecja - Polska 0:0
Grecja: Chalkiás - Výdra, Móras, Papadópoulos, Lagós - Fetfatzídis (77 Salpingídis), Kafés, Karagoúnis (74 Katsouránis), Koné (66 Liberópoulos), Samarás (77 Torossídis) - Mítroglou.
Polska: Sandomierski - Piszczek, Żewłakow (61 Jodłowiec), Głowacki, Sadlok - PeszkoI (77 Grosicki), Dudka, Obraniak (83 Roger), Błaszczykowski, MierzejewskiI (46 Murawski) - Lewandowski (83 Kucharczyk).
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?