Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Rańda: tak, szukam pracy

Wojciech Koerber
Ta czwórka przestała istnieć. Od lewej Łukasz Pawłowski, Łukasz Siemion, Miłosz Bernatajtys i szlakowy Paweł Rańda
Ta czwórka przestała istnieć. Od lewej Łukasz Pawłowski, Łukasz Siemion, Miłosz Bernatajtys i szlakowy Paweł Rańda Tomasz Hołod
Wicemistrz olimpijski z Pekinu o londyńskim niepowodzeniu, kiepskim sezonie, a także o planowanym łączeniu zarobkowego zajęcia z uprawianiem sportu. Za zachodnią granicą są żywe przykłady, że można i tak.

Dość wysoka fala krytyki uderzyła po nieudanych igrzyskach olimpijskich w Pawła Rańdę. By ratować byt osady, reprezentacyjna czwórka bez sternika wagi lekkiej wróciła raz jeszcze do Wałcza. Tam miała skonfrontować siły z młodzieżowcami. Stawka - wyjazd na na wrześniowe mistrzostwa Europy do Włoch. I to rywale okazali się lepsi. Dlaczego?

- No bo tego dnia byliśmy słabsi, nie ma co się oszukiwać. Łódka nam nie płynęła i koniec. Taki jest sport. Raz płynie, innym razem niekoniecznie - mówi nam wicemistrz olimpijski z Pekinu. Po sportowym niepowodzeniu niektórzy zarzucali mu nadmierny celebrytyzm, lecz wydaje się to chybiony zarzut. Widzieliście gdzieś w tym roku Rańdę? Pewnie nie, bo pracował na obozach, rzadko był uchwytny. A że łódka nie chciała tym razem płynąć? Spójrzmy na skoki narciarskie. Tam też zawodnik - łapiąc i tracąc formę - nie do końca wie, czemu stało się to akurat teraz i dlaczego. Albo nasz żużlowy mistrz Polski Tomasz Jędrzejak. W tym sezonie jest wielki, ale jeszcze dwa lata temu irytował kibiców, dając się objeżdżać większości. Mimo że pracował tak samo ciężko. Co ma na swoją obronę Rańda?

- Forma fizyczna może być, tylko że łódka nie chce akurat płynąć. Poza tym to, co działo się naokoło, też ma duży wpływ. A jeśli ktoś zarzuca mi celebrytyzm? Pamiętajmy, że po igrzyskach w Pekinie też budowałem swoją markę i nazwisko, a jednak przez trzy lata zdobywałem medale dużych imprez - zwraca uwagę. I sporo w tym racji, skoro w 2009 lekka czwórka poprawiła brązem MŚ, a rok później ugruntowała pozycję srebrem ME. W 2011 zdobyła zaś olimpijską kwalifikację.

Gdy przychodzi jednak sezon bez wyniku, egzystencja sportowca szybko staje się utrudniona. Rańda jest właśnie na etapie szukania pracy. - Nie ma co tego ukrywać, trzeba z czegoś żyć, a stypendium państwowego już nie mam. Rozmawiam właśnie z Piekarnią Familijną, która pomagała mi w karierze. Miałbym budować wizerunek marki, działać w szeroko rozumianym marketingu. A to przecież coś, co funkcjonuje także przy sporcie - zauważa wioślarz. Czy wobec tego kończy w wieku 33 lat karierę?

- Nie, to nie jest koniec. To prostu nowy etap w moim życiu. Chcę łączyć sport z pracą zawodową. Zresztą trudno zerwać tak ze sportem w jednej chwili, okres roztrenowania jest przecież bardzo ważny dla zdrowia organizmu. Poza tym nie chcę, by ktoś mi powiedział, że Paweł Rańda się skończył. Sam to stwierdzę. A myślę, że jeśli ktoś wygrywa zawody w Polsce, to jeszcze się nie skończył - konstatuje tegoroczny mistrz kraju na ergometrze. W jakiej łodzi widzi zatem swoją przyszłość, skoro jego czwórka idzie niejako pod młotek? Albo precyzyjniej rzecz biorąc - pod nóż.

- Konsekwencją wypadnięcia z kadry jest rozpad naszej czwórki. Trudno, by nadal funkcjonowała, gdy nie będziemy jeździć na wspólne obozy i wspólnie trenować. A czy wsiądziemy jeszcze kiedyś do łódki razem? Czas pokaże. Na dziś pewien etap się zamknął. Łukasz Pawłowski i ja myślimy o jedynkach, Miłosz Bernatajtys i Łukasz Siemion są z jednego klubu, z Bydgoszczy, więc mogą trenować razem - tłumaczy wrocławianin. A my podamy żywy przykład z pokrewnej dyscypliny - kajakarstwa. Tomasz Wylenzek. Polak w kadrze Niemiec. Na igrzyskach w Atenach zdobył złoto. W następnym czteroleciu sięgnął po trzy tytuły mistrza świata, by w Pekinie wywalczyć srebro i brąz, po czym wrócił do... pracy.

- Mam pół etatu w straży granicznej. Zarabiam w niej 400 euro. Po mistrzostwach Niemiec jadę do Cottbus i przez cztery miesiące będę pracował na polsko-niemieckiej granicy. Osiem godzin pracy i trening po południu. Następnego dnia trening przed południem i potem osiem godzin pracy. Jak się ma coś poza sportem, to nawet dobrze dla głowy. Głowa jest ważniejsza niż mięśnie. Jak się tylko i wyłącznie trenuje, to chce się rzygać, a tak właśnie jest w Polsce. Dzięki pracy pływam z pasją. Z klubu dostaję 1 tys. euro, od związku kajakowego kolejnych 400. W sumie ok. 1,6-1,8 tys. euro miesięcznie. Nie chcę żadnych długich zgrupowań, to złe rozwiązanie - mówił w zajmującym wywiadzie Radosławowi Leniarskiemu.

Być może jest to recepta na sukces. Być może polscy sportowcy bywają rozpieszczeni, jeśli młociarka Anita Włodarczyk, która otrzymała od państwa dosłownie wszystko, narzeka po igrzyskach, że Polski Związek Lekkiej Atletyki rzucał jej kłody pod nogi. Mając zapewnione milionowe kwoty popełniła duuuży grzech pychy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska