Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie chwalimy się bitwą pod Lenino. A powinniśmy o niej pamiętać [ROZMOWA]

Hanna Wieczorek
Generał Wojciech Jaruzelski (na zdjęciu po lewej stronie)
Generał Wojciech Jaruzelski (na zdjęciu po lewej stronie) fot.Wiesłąw Dębicki
– Nie chwalimy się bitwą pod Lenino. A powinniśmy o niej pamiętać. Żołnierzami 1. Dywizji im. Tadeusza Kościuszki byli przecież przede wszystkim Sybiracy, którym nie udało się dotrzeć do armii Andersa. Wręcz modelowym przykładem powikłanych losów jest generał Wojciech Jaruzelski, ale takich Jaruzelskich było znacznie więcej – mówi prof. Jerzy Maroń w rozmowie z Hanną Wieczorek

Rocznica bitwy pod Lenino zniknęła z naszej listy obchodów.
12 października nie funkcjonuje w oficjalnym wymiarze, nie przypomina się tej daty. Przypuszczam, że topniejąca coraz bardziej lista żołnierzy 1. Armii czuje piknięcie w sercu. No i oczywiście wszyscy żołnierze, którzy przesłużyli jako zawodowi wojskowi w czasach PRL.

O tej rocznicy nie zapominają Sybiracy.
Wcale się nie dziwię. Mówimy oczywiście o Sybirakach, którym nie udało się dotrzeć w 1941 roku do Andersa. A na Syberii, umownie mówiąc, została ich cała rzesza. Części z nich udało się dzięki 1. Dywizji, a potem 1. Korpusowi, 1. Armii Wojska Polskiego wydostać z miejsc odosobnienia – jak to się wtedy nazywało – „dalekich rejonów Związku Radzieckiego”. Dzięki temu mogli też ściągnąć rodziny do Polski. Bo przecież problem z powrotem istniał. W PRL bitwa pod Lenino była istotnym elementem mitu założycielskiego nowego, odrodzonego – jak mówiono – Ludowego Wojska Polskiego. 12 października obchodzono Dzień Wojska Polskiego, w przeciwieństwie do przedwojennego Święta Żołnierza (15 sierpnia).
Dzień Wojska Polskiego nie był znowu taki ważny, 12 października wszyscy normalnie pracowali.

W wojsku to był dzień awansów, odznaczeń, nagród.

Nasza pamięć o Lenino jest dwutorowa. Z jednej strony to data kojarząca się z oficerskimi awansami, z drugiej z krwawą bitwą, którą stoczyła 1. Dywizja. Jednostka dla wielu Sybiraków będąca przepustką do Polski.
Przez lata opowiadano jako anegdotę, chociaż było w tym wiele prawdy, że do roku 1990 wojskiem polskim rządzili koledzy z tego samego plutonu 1. Dywizji im. Tadeusza Kościuszki, a po roku 1990 koledzy z tego samego plutonu szkoły pancernej w Poznaniu, którą kończył Tadeusz Wilecki. Coś w tym było. Żołnierzami 1. Armii, czyli tych pierwszych trzech czy czterech dywizji utworzonych w ZSRR po 1943 roku, byli ludzie z Kresów. Kiedy przejrzy się życiorysy generałów Wojska Polskiego, którzy obejmowali czołowe stanowiska w latach 60. ubiegłego wieku, większość wywodziła się z Wileńszczyzny czy Galicji, czyli Małopolski Wschodniej. Często byli to młodzi chłopcy, którzy w 1943 roku mieli po 19 lat i z naturalnych względów nie zdążyli służyć w przedwojennym Wojsku Polskim. Nie dostali się do niemieckiej niewoli we wrześniu 1939 roku, tylko zostali wywiezieni w ramach czystek, jakie przeprowadzano w 1940-1941 roku. Wręcz modelowym przykładem powikłanych losów jest generał Jaruzelski, ale takich Jaruzelskich było znacznie więcej. Jak wiadomo, w Związku Radzieckim polskiej kadry oficerskiej nie było z racji Miednoje, Katynia i Charkowa. Ocalało niewielu oficerów, przede wszystkim tych, którzy siedzieli w więzieniach. Tak jak Anders. I większość z nich znalazła się w jego armii. Nieliczni nie zdążyli dotrzeć do punktów zbiorczych lub tak, jak Berling, świadomie zostali w Związku Radzieckim. Zresztą on już nie był czynnym wojskowym, spensjonowano go jeszcze przed wojną.

Z powodów zdrowotnych?
Tak, w czasie wojny polsko-bolszewickiej został ranny w głowę, to się odbijało na jego zachowaniu. Berling był podpułkownikiem, legionistą, absolwentem Wyższej Szkoły Wojennej. Nawiasem mówiąc, kiedy został dowódcą 1. Dywizji, Niemcy przeprowadzili wśród oficerów polskich w oflagach rozpoznanie na jego temat. Opinie były raczej krytyczne. Nie był lubiany, jego małżeństwa się rozpadały, a on sam oceniany był krytycznie jako dowódca pułku.
Generał Anders zaczął tworzyć swoją armię w roku 1941.
Po układzie Sikorski-Majski. W jego armii było około 45 tysięcy żołnierzy plus ich rodziny. W 1942 roku armia ta została wyprowadzona ze Związku Radzieckiego w dwóch ewakuacjach przez Morze Kaspijskie.

Wtedy Stalin zadecydował, że utworzy 1. Dywizję?
Tego się nie da tak jednoznacznie powiedzieć. Decyzja zapadła później i złożyło się na nią kilka elementów. W 1941 r. nadal utrzymywano oficjalne stosunki polsko-radzieckie. Nadal byliśmy sojusznikami. Ewakuacja armii Andersa została przeprowadzona w wyniku uzgodnień ze stroną radziecką i brytyjską.

Czyli o ucieczce, jak to przedstawiała propaganda radziecka, nie było mowy?
Nie, to była formalnie uzgodniona ewakuacja. W 1943 roku z inspiracji polskich komunistów powstaje Związek Patriotów Polskich. Mamy potem wreszcie sprawę katyńską i zawieszenie przez Rosjan stosunków z Polską. Ostatecznie problem sprowadzał się do decyzji Stalina o całkowicie innym stylu rozwiązania kwestii polskiej, niż w oparciu o porozumienie z rządem polskim na emigracji. Zerwanie stosunków z rządem Sikorskiego rozwiązało ręce Stalinowi.

Co się stało, kiedy Stalin zerwał stosunki z rządem Sikorskiego?
Przystąpiono do tworzenia dywizji złożonej z Polaków. W maju 1943 roku kwestia polska w planach Stalina nie jest już jedynie sprawą korekty granicy polsko-radzieckiej z roku 1941 – rozstrzygnięcia, czy Białostockie będzie należeć do Polski, czy do Związku Radzieckiego. Decyzja dotyczyła tego, jaka ta Polska będzie. Władzę w kraju miało objąć środowisko związane ze Stalinem. A więc komuniści z przybudówkami.

1. Dywizja miała być zaczątkiem Wojska Polskiego związanego z nowym porządkiem?
Dyskusja o tym, jaka ta Polska ma być, toczyła się wśród komunistów w ZSRR. Zresztą, nawiasem mówiąc, oni sami zaczęli w 1943 roku wychodzić z więzień i łagrów, wielu z nich wyszło dopiero po wojnie. W samej 1. Dywizji, wokół Berlinga, sformowała się grupa, która uważała, że w nowej Polsce szczególną rolę powinna odgrywać armia. Wojsko, którego oni byli zaczątkiem. Oczywiście takie dyskusje toczyły się przede wszystkim w aparacie polityczno-wychowawczym, którego przeważającą część stanowili właśnie komuniści.

I przychodzi rok 1943...
…Sielce nad Oką, obóz szkoleniowy moskiewskiego okręgu wojskowego. To było lato, więc nie było problemów z zakwaterowaniem takiej masy ludzi, jaka się zgłosiła do formowanej dywizji.

A ilu żołnierzy liczyła sobie 1. Dywizja?
To była dywizja gwardyjska, nieco liczniejsza niż normalna, jeśli dobrze pamiętam, jej etat wynosił niecałe 10 tysięcy żołnierzy. Ponieważ jednak zgłaszało się znacznie więcej Polaków, więc liczba ta została przekroczona. Zrobiono to w ten sposób, że powstały jednostki, których w etacie dywizji gwardyjskiej nie było – dywizjon czołgów, dywizjon artylerii przeciwlotniczej, eskadra myśliwców. Przysięgę żołnierze złożyli 15 lipca, a na front wymaszerowali 1 września. To były celowo wybierane daty. I zaczęto tworzyć od razu 2. Dywizję. W sumie, w tym pierwszym rzucie, było to około 24 tysięcy żołnierzy. W kwietniu 1944 roku 1. Armia Polska liczyła już sobie 4 dywizje.

Czyli około 40 tysięcy żołnierzy?
Ponad 40 tysięcy, ponieważ w ramach tej armii rozbudowane były bardzo brygady artylerii. Pierwsza z nich miała fantastycznego patrona – Józefa Bema. To jest zresztą bardzo ciekawy problem, jeden z moich doktorantów przygotowuje pracę o skomplikowanym odwoływaniu się do tradycji. Proszę zwrócić uwagę, patronem 1. Dywizji był Tadeusz Kościuszko, człowiek nijak niezwiązany z tradycją filorosyjską, drugiej – Henryk Dąbrowski, trzeciej – Romuald Traugutt, natomiast czwartej – Kiliński. A więc czterech pierwszych patronów miało nie tylko powstańcze życiorysy, ale też antyrosyjskie.

1 września żołnierze wyruszają na front.
Zostali skierowani pod Smoleńsk. Generał Berling w swoich wspomnieniach pisze, że miała to być forma testu, czy Polacy są faktycznie takimi żołnierzami, za jakich chcieli uchodzić. Ewakuację armii Andersa traktowano jako ucieczkę, chciano więc sprawdzić Polaków, czy nie zawiodą. Początkowo Stalin planował, że 1. Dywizja egzamin bojowy zda w Smoleńsku. Berling miał mu odpowiedzieć: „Dobrze, tyle razy Smoleńsk zdobywaliśmy od zachodu, to raz zdobędziemy od wschodu”. Trudno powiedzieć ile w tym prawdy, a ile konfabulacji Berlinga.

Dlaczego zrezygnowano z pomysłu?
Smoleńsk to nie jest małe miasto. Dla takiej formacji jak 1. Dywizja, walki w nim oznaczały potężne straty. Polaków skierowano pod rozkazy generała Gordowa. Klasycznego sowieckiego generała, bezwzględnego brutala, ale dowódcą był on dobrym. Problem polegał na czymś innym. 1. Dywizja miała pod Lenino przełamać umocnioną linię obrony niemieckiej. Wbiła się klinem w Niemców i przełamała pierwszą linię obrony. Za cenę potwornych strat – ponad 25 procent stanu dywizji.

Skąd takie straty?
To było ciężkie zadanie, żołnierz w większości był nieostrzelany, współdziałanie na skrzydłach całkowicie zawiodło. Zadanie było o charakterze taktycznym, lokalnym, zostało częściowo wykonane za cenę dużych strat, ale efektu w postaci znaczącej zmiany sytuacji nie przyniosło. Dywizja została wycofana z frontu, uzupełniona.

Czy bitwa zmieniła pozycję 1. Dywizji?
Stalin uznał, że Polacy zdali egzamin i są wartościowymi żołnierzami. W powojennej kreacji legendy bardzo mocno podkreślano, że kiedy zaczął się atak kościuszkowców, to radzieccy obserwatorzy mówili: „idut kak mariaki”, czyli idą jak marynarze. A marynarze to była w Armii Czerwonej legenda rewolucji. Stwierdzenie „idut kak mariaki” było wyrazem najwyższego uznania dla odwagi i determinacji żołnierzy. Rozmawiała Hanna Wieczorek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska