Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Żewłakow: Do strzelania bramek nie trzeba mieć worka z pieniędzmi. Interesuje mnie jakość, a nie ilość (ROZMOWA, WYWIAD)

Piotr Janas
Michał Żewłakow
Michał Żewłakow FOT. Twitter/ZaglebieLubin
Wybitny reprezentant Polski, a dziś dyrektor sportowy Zagłębia Lubin Michał Żewłakow, opowiada o kulisach podjęcia pracy w Lubinie, znajomości z Mariuszem Lewandowskim i celach sportowych oraz transferowych Zagłębia na ten sezon.

"Ja w Lubinie? Najpierw musieliby otworzyć tam Paros i kasyno". Pamięta Pan tę wypowiedź? Udzielił jej Pan nieco ponad rok przed przenosinami na Dolny Śląsk. Co zatem sprawiło, że zdecydował się Pan na taki ruch?

Po pierwsze kasyno w Lubinie jest, a co do greckiej restauracji, to Paros nie ma, ale jest inna. A mówiąc poważnie, to moje słowa zostały nadinterpretowane przez jednego z dziennikarzy. Chyba chciał obrócić to w żart albo nabić sobie ilość fallowersów na Twitterze. Ja zawsze szanuję ludzi i to wszystkich, bez względu na ich zamożność, pozycję, miejsce zamieszkania itd., a taka wypowiedź mogłaby sugerować coś innego. Ja jej jednak nie udzieliłem, na pewno nie powiedziałem niczego w ten sposób.

Więc co Pana ostatecznie przekonało?

Rozmowa z trenerem Mariuszem Lewandowskim, z którym znamy się od lat i spotkanie z prezesem Mateuszem Dróżdżem. Najpierw zadzwonił do mnie Mariusz, powiedział że moja kandydatura jest rozważana i zagaił, czy ewentualnie byłbym zainteresowany, a następnie prezes zaprosił mnie do Lubina. Usiedliśmy, podywagowaliśmy, ustaliliśmy warunki i objąłem stanowisko dyrektora sportowego w Zagłębiu Lubin.

Znajomość z Mariuszem Lewandowskim miała duże znaczenie?

Powiem tak, myśmy zawsze z Mariuszem bardziej się lubili niż ze sobą walczyli. Kilka lat graliśmy razem w reprezentacji Polski, obaj reprezentowaliśmy kluby grające na niezłym europejskim poziomie, gdzie poznaliśmy smak zwycięstw w lidze i Lidze Mistrzów. Dzięki temu mamy podobne patrzenie na futbol i wizja bliskiej współpracy z trenerem Lewandowskim nie była bez znaczenia.

Ściągnął Pan rodzinę do Lubina czy dom pozostał w Warszawie, a Zagłębie Miedziowe jest dla Pana głównie miejscem pracy?

Rodzina została w Warszawie, bo niełatwo byłoby mi teraz przemeblować całe życie i ściągać wszystkich do Lubina. Tym bardziej, że przecież tak na prawdę do końca nie wiem, jak długo będę tu pracował. Każdy kto interesuje się piłką wie, jak niepewna jest to praca. Jeden gorszy sezon albo nawet pół roku i niekiedy wszystko przewraca się do góry nogami. W tygodniu jestem tutaj i koncentruję się na pracy, a w weekendy, jeśli obowiązki i terminarz pozwala, jadę do domu do Warszawy. Nie ma to jednak negatywnego wpływu na moje obowiązki.

Jak bardzo różni się praca dyrektora sportowego Legii Warszawa od pracy w Zagłębiu Lubin?

Muszę powiedzieć, że różnica jest. Największą stanowi ilość osób pracujących w klubie. W Legii było to 70 lub nawet więcej ludzi współpracujących z klubem, a w Zagłębiu mówimy o 15-18 osobach. Jako dyrektor sportowy muszę po trosze zajmować się wszystkim, mam tu na myśli w szczególności formalności konieczne do załatwienia podczas transferu. W Warszawie wiele spraw kierowało się do działu prawnego albo działu administracyjno-sportowego. Tutaj tego nie ma, przez co pierwsze cztery tygodnie były dla mnie trudne. Teraz, kiedy już się do tego wszystkiego wdrożyłem, pracuje mi się bardzo dobrze. Polubiłem ten sposób działania. Inny jest także proces decyzyjny. Trzeba pamiętać, że w Lubinie mamy nad sobą Radę Nadzorczą, która musi zatwierdzać najważniejsze decyzje.

Różnicą której Pan jeszcze nie wymienił jest budżet. W Polsce gdzieniegdzie wciąż pokutuje mit, że Zagłębie płaci astronomiczne jak na polskie warunki pieniądze piłkarzom, mimo że już od dawna tak nie jest. Ta plotka utrudnia Panu rozmowy z agentami albo samymi piłkarzami?

To wzięło się z tego, co działo się w klubie w przeszłości, ale nie mam z tym problemu. Tak samo jak nie jest dla mnie problemem fakt, że budżet Zagłębia różni się od tego czym dysponuje mój poprzedni pracodawca, bo cele też są inne. Wolę sprowadzić jednego lub dwóch piłkarzy w danym okienku transferowym, za to takich, którzy prezentują określoną jakość i podnoszą wartość całego zespołu, niż kilku przeciętnych. Jakość, a nie ilość. Oczywiście ambicji nam nie brak i chcemy grać o jak najwyższe cele. Udany początek sezonu jest dobrym prognostykiem.

Doprecyzujmy więc - jakie są cele na teraz w Zagłębiu?

Chciałbym, żeby każda drużyna mierząca się z nami musiała grać na 100 proc. swoich umiejętności, by powalczyć o jakiekolwiek punkty. Nie ważne czy jest to Legia, Lech Poznań, Śląsk Wrocław czy Miedź Legnica. Zaangażowanie i determinacja na odpowiednim poziomie to bezwzględnie wymagane przez nas cechy wolicjonalne. Zagłębie ma regularnie punktować i patrzeć w górę tabeli, wprowadzając przy tym młodych chłopaków z akademii. Stać nas na to. Przykład Górnika Zabrze pokazał, że bramek nie strzela się używając worka z pieniędzmi, tylko dobrze wyszkoloną młodzieżą, wspartą przez bardziej doświadczonych zawodników z zewnątrz, prezentujących określony poziom sportowy.

Zarząd, kibice i media będą Pana rozliczać przede wszystkim za transfery. Pod iloma dotychczasowymi może się Pan podpisać, a ile z nich było efektem wcześniejszych obserwacji skautingu Zagłębia?

Na pewno do tych, które dokonały się tego lata przyłożyłem rękę. Mam tu na myśli Mateusza Kuchtę, Władisława Sirotowa i Damjana Bohara. Oczywiście dwaj ostatni nie byli przeze mnie oglądani na żywo i tutaj posiłkowałem się danymi od skautów, zwłaszcza w przypadku Rosjanina, bo Bohara znałem z czasów pracy w Legii Warszawa. Był wtedy jednym z grona piłkarzy znajdujących się pod lupą "Wojskowych" i wiedziałem na co go stać. Uważam że sprowadzenie tych zawodników było dobrą decyzją i wierzę, że wszyscy udowodnią swoją wartość.

Przewiduje Pan jeszcze jakieś transfery do klubu tego lata? Wiele mówiło się m.in. o rozmowach z byłym reprezentantem Polski Arturem Sobiechem. Ten temat wciąż istnieje?

Nigdy nie mów nigdy, ale na dzień dzisiejszy tematu Sobiecha już nie ma. Nie wykluczam, że ktoś jeszcze dołączy do Zagłębia przed zamknięciem okna transferowego, ale uważamy, że obecna kadra jest wystarczająco mocna, by powalczyć nawet o pierwszą czwórkę na koniec sezonu. Zobaczymy jak wdrożą się nowi zawodnicy, bo to ma niebagatelne znaczenie. Dołączyli do nas kolejni młodzi chłopcy z Akademii Piłkarskiej KGHM Zagłębie: Olaf Nowak, Łukasz Poręba i Kamil Piątkowski. Trener czeka na odpowiedni moment z wprowadzaniem ich do gry w LOTTO Ekstraklasie, bo takie mecze jak ten niedawny z Legią nie są najlepsze dla niedoświadczonych wychowanków.

A co jeśli chodzi o transfery z klubu? Artur Siemaszko ma być wypożyczony do GKS-u Katowice, odeszli już m.in. Jarosław Kubicki, Martnin Nespor i Aleksandar Todorovski. Ktoś jeszcze będzie musiał pakować walizki?

Jeśli chodzi o Artura, to temat jego przenosin do Katowic trochę wyhamował i jeszcze nie jest przesądzony. Wszystko rozstrzygnie się w tym tygodniu. Jednym z celów na to okienko było zwężenie kadry pierwszego zespołu, bo ta była zbyt szeroka. Łącznie z pierwszej drużyny zniknęło 9 nazwisk. Na tę chwilę nie ma tematu odejścia kolejnych, ale przy transferach często decyduje chwila, odpowiedni moment i dobra wola wszystkich zainteresowanych, dlatego tutaj także zostawię sobie otwartą furtkę i nie powiem, że kadra jest zamknięta. Musimy pamiętać, że latem przyszłego roku kończy się kilka kontraktów, więc musimy bacznie przyglądać się tym zawodnikom i podjąć dobre decyzje. Na brak pracy nie narzekam.

ROZMAWIAŁ - PIOTR JANAS

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska