Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małgorzata Gutowska-Adamczyk: Obserwuję wielki, cywilizacyjny skok

Małgorzata Matuszewska
Małgorzata Gutowska-Adamczyk
Małgorzata Gutowska-Adamczyk Andrzej Solnica
Małgorzata Gutowska-Adamczyk, autorka m.in.: sagi „Cukiernia Pod Amorem” i „110 ulic”, opowiada o najnowszej książce pt. „Kalendarze”, opublikowanej przez Wydawnictwo Literackie.

Bohaterką Pani „Kalendarzy” jest dziewczynka. W książce pada nazwisko rodowe, więc wnioskuję, że dziewczynka to Pani. Dlaczego napisała Pani wspomnieniową książkę?
Nie kryję, że to książka na poły autobiograficzna, choć chciałabym przełożyć swoje przeżycia na doznania uniwersalne i pokazać kobietom, że w momencie, kiedy dzieci wynoszą się z domu, a do naszych drzwi puka starość, zmieniają się priorytety. To, czym żyliśmy przez ćwierćwiecze albo dłużej, nie jest żadnym końcem. Wiele kobiet, w tym ja, żyje zadaniowo: dla dzieci, by poszły do szkoły, pierwszej komunii, zdały maturę. Każdy dzień jest wypełniony zadaniami i nagle dzieci mówią: „wyprowadzamy się”. Byłam do tego kompletnie nieprzygotowana. Choć moi synowie dość długo zwlekali z usamodzielnieniem, kiedy oznajmili, że odchodzą z domu, poczułam pustkę. A mam naprawdę bogate życie zawodowe. Jest się czym zająć.

Przecież Pani nie zajmowała się tylko domem...
Mój dzień nie był podzielony na kilkugodzinną pracę i obsługę domowników. Nie. Ale jednak zrozumiałam, jak prowadzenie domu i zajmowanie się dziećmi było dla mnie ważne. Do tej pory, kiedy o tym myślę, miewam momenty uczucia, jakby mnie ktoś złapał za wnętrzności. Robi mi się smutno, ale myślę, że wyjdę na prostą. Piszę o tym w powieści. Bardzo w takich stanach pomagają wnuki. To naturalny element przejścia od bycia matką do bycia babcią. Czekam na ten moment, nie będzie wtedy czasu na rozważania, będzie znowu „zadaniowo”.

Co mają robić ludzie bez wnuków?
Możliwości jest coraz więcej. Poszukać pasji: może Uniwersytet Trzeciego Wieku, podróże? Na szczęście ludzi dojrzałych społeczeństwo nie wyrzuca już poza margines. Widzę, jak się wspaniale rozwijają te uniwersytety. Niedawno byłam w Mińsku Mazowieckim i powiedziano mi, że nie mają miejsca dla nowych chętnych, młodych emerytów, trzeba stworzyć drugi oddział. Są świetne przykłady pań zaczynających na emeryturze nowe życie, robiących np. decoupage, biżuterię. A ja widzę na prowincji, jak świetnie działają Dyskusyjne Kluby Książki.

Ale człowieka ogarnia nostalgia...
Jeśli chodzi o nostalgię, pojawiającą się w momencie, kiedy dzieci się wynoszą, to w moim przypadku było tak, że zaczęłam przypominać sobie chwile największego szczęścia. Tego niczym niezmąconego, żadną dotkliwą przykrością - dzieciństwa.

I dlatego napisała Pani „Kalendarze”?
Powieść ma dwie bohaterki: współczesną matkę, opowiadającą ze smutkiem, że synowie mają się wynieść i małą dziewczynkę, która dostała od rodziców siostrę, zaczyna z nią nowe życie, ma sześć lat, zaraz pójdzie do szkoły. Szybko dorosła i ogląda świat na swój sposób.

Ma Pani siostrę?
Tak, Ulę, urodziła się 21 października. Wiele z opisanych w „Kalendarzach” wspomnień jest prawdziwych. Właściwie niemal wszystkie, czasem poniosła mnie literacka wyobraźnia, jak w sprawie ogona świni. Czytelniczkom zainteresowanym kwestią, czy kiedyś zdradziłam babci, że rzeźnik nie ukradł ogona odpowiadam: nie musiałam, bo takiej sytuacji nie było, wymyśliłam ją. Apeluję do czytelników, żeby nie czytali literalnie powieści, nie myśleli, że autor pisze wyłącznie o sobie. Takie porównanie może być złudne.

Uderzający jest realizm opisów, np. skubania kury...
Pisząc „Kalendarze” zauważyłam, że świat bardzo się zmienił. Moi synowie, którym zadedykowałam powieść nie wiedzą, jak wyglądało moje życie, zanim oni pojawili się na świecie. Dzięki powieści mogą się tego dowiedzieć w momencie, który sami wybiorą. Może mnie już wtedy nie będzie na świecie? Jestem również autorką powieści historycznych, najlepszymi materiałami, aby poznać świat miniony są właśnie wspomnienia i pamiętniki zwykłych ludzi. Czasem mamy potrzebę podzielenia się naszym życiem, ja jestem również zwykłym człowiekiem, opisującym, jak wyglądało życie w latach 60. w PRL-u, kiedy po Mińsku Mazowieckim, moim mieście rodzinnym, jeździły furmanki. Znalazłam zdjęcie, gdzie na największej ulicy, obecnie fragmencie A2, leży kostka bazaltowa, a po dwóch stronach są kocie łby. Ulica jest niemal pusta, jedzie jeden wóz, nie ma samochodu. Nie wydaję się sobie strasznie stara, a świat tak bardzo się zmienił. Kur nikt już nie skubie, niewielu je hoduje. Podczas spaceru z psami usłyszałam któregoś dnia na moim osiedlu pianie koguta. Wytężyłam słuch, a kiedy odnalazłam stadko na jednej działce, często chodziłam je poobserwować, nakarmić. Inne elementy naszego życia też się zmieniły: pranie, jedzenie, program telewizyjny. Stoję przed lustrem, widzę kobietę w sile wieku, wywodzącą się z domu, w którym myło się w misce, mydliny w twardej wodzie robiły kłaczki, a załatwiało się do wiadra.
Ta zmiana jest kolosalna i o niej, skoku cywilizacyjnym, jest również ta powieść.

To aż skok cywilizacyjny?
Skok dokonał się za mojego, nie tak długiego życia. Moje pokolenie ma więcej wspólnych przeżyć niż idące za nami. Łatwiej przypominamy sobie smaki naszego dzieciństwa, pyszne białe landrynki, skończoną ilość programów telewizyjnych. Teraz jest trudniej o porozumienie, bo do telewizji doszedł Internet z całym swoim bogactwem. Są fani "Kevina samego w domu", są elementy popkultury, które nas łączą, ale o wspólne doświadczenia będzie coraz trudniej każdemu kolejnemu pokoleniu.

Lubi Pani popkulturę?
Oczywiście, że tak. Oglądam hollywoodzkie filmy, seriale - trochę zawodowo, ale z mężem oglądamy je też jak zwykli widzowie. Całymi sezonami śledzimy "Grę o tron", kupuję płyty. Popkultura jest zbyt mocno obecna w naszym życiu, żeby dało się ją ominąć. Zresztą po co? Trudno ją oddzielić od kultury wysokiej. Wszyscy chcą trafić do najszerszego odbiorcy, a sukces polega na tym, by - nie tracąc jakości - dotrzeć do niego i zostać zrozumianym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska