Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Listy z Dolnego Śląska: Jak posolili jajka, czyli lampka się pali

Grzegorz Chmielowski
Solić czy nie solić? Takie hamletowskie pytanie zadawaliśmy sobie nad talerzami u progu wiosny, słuchając, co się dzieje w branży żywnościowej. Trwa ona w kryzysie, bo jej życie toczy się od afery do afery.

Ponieważ chodzi o jedzenie, minister od żywności Marek Sawicki nie może liczyć na wysokie słupki w sondażach, a niektórzy liczą na to, że poda się do dymisji.

No ale z pewnością się przeliczą, bo u nas żadna katastrofa, a tym bardziej burza w solniczce ministra nie ruszy. Najpierw okazało się, że przez wiele lat sól odpadowa, czyli drogowa, była sprzedawana producentom żywności jako stuprocentowy produkt jadalny i trafiała do wszystkiego, co kupujemy w sklepach spożywczych.

Wiadomość tę przeżyłem szczególnie głęboko, bo należę do tej połowy Polaków, którzy najpierw solą, a potem smakują potrawę.
Kolejne duże bum zanotowała branża żywnościowa, gdy okazało się, że zbyt mało jest jajka w jajku, czyli w suszu jajecznym, dodawanym do produkcji makaronów, majonezu czy ciast w cukierniach. Z wielkim prawdopodobieństwem można założyć, że kupowany w sklepie czterojajeczne nitki mógł być makaronem trzy- albo i dwujajecznym.

Generalnie, to ani podrobiona sól, ani zbyt ubogi w jajka susz naszemu zdrowiu nie zaszkodziły. Tyle że skubnięto nas po portfelu, bo płaciliśmy za pełnowartościowe produkty, a wciskano nam ich podróbkę. Ciekawe, jak policja, prokuratura, sąd, wreszcie inspekcje kontroli żywności i sanepidy zachowają się w tej sprawie. Bo dotychczasowe doświadczenia jakoś nie napawają mnie zaufaniem. Znałem tylko jednego prokuratora z Legnicy, który chodząc na zakupy, nieco przejmował się losem konsumenta. Na przykład udało mu się zachęcić obsługę hipermarketów, by częściej myła wózki, w które pakujemy towar.

Ale konsumentów nie bronią dostatecznie ani instytucje, ani też sami nie potrafią się zrzeszyć, by nie dać się okradać cwaniakom, nie tylko od soli czy jajek. Państwo jest mocne tylko tam, gdzie je bezpośrednio łupią na podatku.

Stąd słyszymy o tysiącach paczek papierosów bez akcyzy, wyłuskiwanych przez straż graniczną z samochodów przemytników.
Od czasu do czasu celnicy meldują o podrabianych markowych ubraniach, a policjanci zlikwidują wytwórnię bimbru albo rozlewnię nielegalnej wódki w garażu. Inspekcja handlowa w pocie czoła biega między półkami sklepowymi, wyszukując towarów przeterminowanych czy źle oznakowanych, ale w swoich poczynaniach jest nad wyraz ostrożna.

Miało być tak, że jej wyniki poznamy wraz z nazwami i adresami sklepów, by je omijać. Tymczasem kończy się na komunikacie, że sklepikarz czy hiper-market dostanie 100 zł mandatu, bo znaleziono tam sześć zielonych kurczaków.

Kto, gdzie? Tajemnica. A więc hulaj dusza. Można sprzedawać i "wędlinę bigosową", czyli skrawki, i towary, którym data ważności mija akurat dziś.

A stacje paliw? Było parę kontrolnych akcji, wyłuskano parę dystrybutorów, gdzie leją rozrzedzoną benzynę, ktoś miał zapłacić karę, i tyle. A niemal każdy kierowca wie, jakiej stacji w okolicy unikać, żeby mu się lampka w samochodzie nie zapaliła. Czyli zawartość solniczki to nie koniec sprawy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska