Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leon Bartman: Zibi mógłby zagrać w reprezentacji nawet jako rozgrywający

Tomasz Biliński
Zbigniew Bartman (z prawej) wygrał z reprezentacją Polski Ligę Światową w 2012 r. i był z nią w Londynie na igrzyskach olimpijskich.
Zbigniew Bartman (z prawej) wygrał z reprezentacją Polski Ligę Światową w 2012 r. i był z nią w Londynie na igrzyskach olimpijskich. Jakub Jazwiecki/Polska Press
Nie licząc sparingów, ta grupa zawodników wygrała 33 oficjalne mecze z rzędu. To wynik, którego, myślę, nikt nie powtórzy – podkreśla Leon Bartman, kierownik reprezentacji Polski juniorów, która w Bułgarii została mistrzem Europy juniorów, a także dyrektor Szkoły Mistrzostwa Sportowego PZPS w Spale, do którego w większości chodzą lub chodzili obecni kadrowicze.

Jest coś, oprócz gry, za co Pan nie odpowiada w reprezentacji Polski juniorów?

Jestem kierownikiem, więc muszę dbać o kondycję całego zespołu, nie tylko zawodników, lecz także sztabu. Ale kierowanie drużyną jest kolektywne. Do moich obowiązków należy współpraca z organizatorami i osobami zarządzającymi turniejem, w tym przypadku mistrzostwami Europy.

Ale z doktorem Krzysztofem Zającem, co widziałem, dbacie nawet o dodatkowe posiłki dla zawodników.

Cóż, na młodzieżowych turniejach się nie przelewa. Może poza Polską każdy robi te imprezy oszczędnie, żeby zmieścić się w budżecie utworzonym z obowiązkowego wpisowego wpłacanego przez uczestników. Wyżywienie na początku turnieju było dobre i obfite. Później było już skromnie i oszczędnie. A wiadomo, że jak zawodnicy grają, to muszą zjeść i to w dużych ilościach. Tłumaczeniem przyczyny ewentualnej porażki nie może być złe odżywianie. Dlatego za otrzymywaną z Polskiego Związku Piłki Siatkowej gotówkę na nieprzewidziane wydatki zwykle wydajemy na dożywianie zawodników.

Jest Pan dla nich jak ojciec.

Coś w tym jest, w końcu w ciągu roku szkolnego spędzamy ze sobą mnóstwo czasu, ucząc się i trenując w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Spale, gdzie jestem dyrektorem. Od zawsze wyobrażam sobie, że oni wszyscy są dla mnie jak mój syn, Zbyszek. Dlatego dbam o to, by mieli jak najlepsze warunki do grania i trenowania. Generalnie rozwoju. Zresztą jak widzisz, często gonię ich do spania. To jest mój konik. Jeśli sportowiec się nie wysypia, to nie będzie dobrze grał. Sen to najlepsza odnowa. Tutaj, w Płowdiw, jak i w szkole, staram się, żeby kładli się o rozsądnej porze. Tak o godz. 23 najpóźniej. zrobiliśmy to.

Często są problemy organizacyjne podczas turniejów?

Określiłbym je jako standard. Chociaż przy okazji mistrzostw w Bułgarii nie możemy narzekać. Warunki mieszkaniowe były dobre. Tyle tylko, że hotel, w którym mieszkaliśmy, jest wielki i odbywały się w nim także inne imprezy. Co drugi dzień po dwa wesela, jakieś kongresy. Poza tym kuchnia chyba nie przewidziała, że siatkarze, tak jak sportowcy w ogóle, jedzą więcej niż ich przeciętny gość. Stąd racje są ograniczone. A mamy zawodników, którzy potrafią zjeść. I to tak naprawdę. Ale dla nas to nie problem. Wtedy idziemy z doktorem do sklepu, dzięki czemu chłopaki zjedzą coś więcej niż ciastko czy jabłko. Problemy mieliśmy za to w Argentynie rok temu na mistrzostwach świata kadetów. Tam musieliśmy się uwijać.

A siatkarze mają jakieś zachcianki?

Tak, ale bez przesady. Wiedzą, czego nie powinni robić w trakcie turnieju. Jeśli coś można zrealizować, co nie przeszkadza w grze, to OK. W Bułgarii podczas wolnego dnia poszliśmy na pizzę, po drodze weszliśmy na lody, które zaproponowali zawodnicy. To wszystko jest grą psychologiczną. Żeby oni czuli, że się o nich dba, dowartościować ich. To tak, jak z dziewczyną, czasem warto kupić jej kwiatek, bo to dobrze na nią zadziała.

Jest Pan też dyrektorem SMS PZPS Spała. Często siatkarze lądują u Pana „na dywaniku”?

Staramy się tak działać, żeby nie doprowadzać do radykalnych rozwiązań. Jak się widzi, że coś zmierza w złym kierunku, to już na etapie złych pomysłów czy pierwszych prób nieodpowiednich zachowań przeciwdziałamy im. Każdy zna regulamin i standardy postępowań, które należy przestrzegać. Grupa nie ma wyjścia, musi się podporządkować.

Z siatkarzami, którzy zostali mistrzami Europy juniorów były problemy?

Zdarzały się, gdy byli w drugiej klasie. Zresztą drugi rok w szkole zawsze jest rokiem podwyższonego ryzyka. W pierwszej klasie nie obrośli jeszcze w piórka. W trzeciej natomiast przygotowują się do matury, coraz częściej myślą o przyszłości. Stają się wzorem dla młodszych. Choć czasem mają jeszcze takie zachowania młodzieżowo-dziecięce.

Rok temu większość zawodników z obecnej reprezentacji juniorów zdobyła złote medale mistrzostw świata i Europy w kategorii kadetów, teraz wygrała mistrzostwa Europy juniorów. To jedna z najbardziej utalentowanych grup?

Warte podkreślenia jest coś innego – nie licząc sparingów, oni wygrali 33 oficjalne mecze z rzędu. Taka seria nadaje się do Księgi rekordów Guinnessa. Zakończyli młodzieżowe rozgrywki bez porażki! Wynik, którego, myślę, nikt nie powtórzy. A czy to grupa najbardziej utalentowana? Okaże się za dwa, trzy lata. Wyniki młodzieżowe nie zawsze przekładają się na grę w seniorach. Nie należy tego rozpatrywać w kategorii grupy, a poszczególnych ludzi. W tej chwili zacznie się newralgiczny moment w ich karierze. Idą do klubu, gdzie panują inne zwyczaje. W SMS są w swojej grupie, a w klubach wszystko się zmienia. Od mnóstwa czynników zależy, jak poukładają sobie karierę. Od klubu, w którym będą grać, od trenera, z którym będą pracować, od menedżerów, którzy będą im mieszać w głowach, od rodziców, dziewczyn... No milion rzeczy. Niestety, na część tych czynników nie będą mieli wpływu.

Jest Pan spokojny o dopływ nowych zawodników, żeby nie powstała dziura w rezultatach?

Mamy w szkole grupę, która w przyszłym roku będzie grała w mistrzostwach świata i Europy kadetów. Na razie jest może trochę mniej rozwinięta siatkarsko, ale ma lepsze warunki fizyczne. Jeśli będzie dobrze pracować, to postaramy się obronić tytuły. Ciągłość w szkole mamy zachowaną.

Planuje Pan coś dla zawodników po sukcesie w Bułgarii?

W szkole zrobimy apel, poklaszczemy i jedziemy dalej z robotą.

Co u Pana syna, Zbigniewa? W tym sezonie podpisał kontrakt z Galatasaray Stambuł.

Trzeba szukać tam, gdzie wypadkowa warunków będzie optymalna. Są różne etapy kariery. Najpierw zawodnik szuka klubu, w którym będzie się rozwijał, później takiego, gdzie coś osiągnie, a następnie – gdzie dobrze zarobi. Zibi jest na trzecim etapie. Zdobył mistrzostwo Polski, wicemistrzostwo Turcji, a także klubowe wicemistrzostwo świata. Teraz klub musi być na dobrym poziomie sportowym i zapewniać przyzwoite warunki socjalne. To ważne. U nas jest fałszywe podejście do pieniędzy. Wytyka się, że ktoś idzie gdzieś tylko dla forsy. Przecież każdy pracuje, żeby zarabiać. Mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają, ale człowiek jest bardziej szczęśliwy, gdy je ma.

W jego dorosłej karierze Galatasaray jest już 15. klubem. Częsta zmiana nie szkodzi w ustabilizowaniu formy?

Nie widzę w tym nic złego. Przy rocznych kontraktach nikt nikogo nie oszukuje, w przeciwieństwie do umów kilkuletnich. Są zawodnicy, którzy uchodzą za utalentowanych, ale siedzą na ławce albo są rzucani po Polsce właśnie przez to, że są związani z klubem wieloletnim kontraktem. Zespół nie chce go puścić gdzie indziej, mimo że w danej chwili nie mieści się składzie. W ten sposób przestaje się rozwijać. Inna sprawa, że w przypadku Zibiego, to z połowy drużyn odszedł, bo te miały problemy finansowe. Przykład Płomienia Sosnowiec czy Jastrzębskiego Węgla. Tam cały zespół się rozsypał, bo klub z wysokiej półki finansowej spadł poniżej średniej.

Dziwi się Pan, że Zbigniew nie gra w kadrze?

Pewnie, że tak i to nie tylko ja się dziwię. Tak samo jak dziwię się, dlaczego w kadrze nie ma na przykład Łukasza Żygadły. Przyjęło się, że nie można o pewnych rzeczach mówić, żeby nikomu się nie narazić. One nie mają nic wspólnego ze sportem.

Zibi jest gotowy, by wrócić do reprezentacji?

Oczywiście. Na atak, na przyjęcie, jak byłoby trzeba, to i na rozegraniu dałby radę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Leon Bartman: Zibi mógłby zagrać w reprezentacji nawet jako rozgrywający - Portal i.pl

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska