Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekki, wakacyjny felieton

Aleksander Malak
Aleksander Malak
Nic na to nie poradzę, że lubię kryminały. Może raczej dreszczowce, zwane z angielska thrillerami. No, sensację po prostu. Zwłaszcza latem z prędkością odkurzacza pochłaniam książki, które w innych porach roku zajmują mnie nader umiarkowanie. Od razu zastrzegam - próbowałem i nie potrafię się przekonać do czarnej serii skandynawskiej, co wcale nie znaczy, że nie potrafię ulec modzie. Potrafię, lecz akurat nie w tej materii. Lektury dobieram sobie sam.

Zeszłego lata na przykład "odkurzałem" Nelsona DeMille’a i Davida Baldacciego. Z uciechą i przyjemnością. W tym roku nastąpił płodozmian i wybrałem dwóch autorów, którzy bohaterami niemal wszystkich swoich książek uczynili jednego, tego samego faceta. Powiedzmy, że zdecydowałem się na seriale, choć każdy odcinek jest zupełnie inny.

David Silva bohaterem swoich książek uczynił izraelskiego agenta Gabriela Allona, "w cywilu" konserwatora dzieł sztuki, Lee Child byłego żandarma i policjanta Jacka Reachera, który dzisiaj jest zwyczajnym wagabundą i tylko co trzy dni zmienia bieliznę i ubranie. Na zupełnie nowe. "Stare" wyrzuca. Lubię nawet najbardziej nieprawdopodobne intrygi, w które autorzy wpuszczają swoich bohaterów, niestety, tracę zaufanie do pisarza, kiedy za nic ma oczywiste fakty i jako taką inteligencję czytelnika.

Pochłaniałem "Jednym strzałem" Lee Childa, kiedy natknąłem się na taki passus: "Dawno temu wszystkie kości kręgosłupa metodycznie porozbijano mu młotkiem o okrągłej główce, jedną po drugiej, poczynając od kości ogonowej i powoli przesuwając się wyżej. Pozwalano, by poprzednia się zrosła, zanim rozbito następną. A kiedy zagoiła się ostatnia, zaczynano od nowa. Nazywali to grą na ksylofonie". I facet chodzi!

Coś mi się nie zgadzało, więc postanowiłem zasięgnąć opinii specjalisty. A któż jest lepszym znanym mi specjalistą od profesora, który nie dość, że odkrył regułę 6 tygodni ("samo przyszło, samo przejdzie po 6 tygodniach"), jest też dumnym posiadaczem tzw. guzków Darwina znamionujących niespotykaną erudycję. Także w dziedzinie spondyliatrii, której wszelako nie uprawia. Ponieważ, jak dobrze wiecie, dzisiaj dostanie się do specjalisty graniczy z cudem, zdecydowałem się na mejl. Adres był publiczny, więc odpowiedzi spodziewałem się nierychło. Tymczasem profesor odpowiedział nazajutrz.

"Szanowny Panie!
Zagadnienia związane z kręgosłupem, czy to anatomicznym, czy ideologicznym, są moją pasją. Z punktu widzenia medycznego cyrulicy leczyli w ten sposób schorzenia kręgosłupa prowadzące do jego zesztywnienia (zzsk) na podłożu reumatologicznym. W późniejszych latach, gdy kręgosłup zesztywniał np. w nadmiernym przodopochyleniu, wybitni chirurdzy ortopedzi zamiast rozbijania młotkiem, dłutem wykonywali na kilku poziomach osteotomie tzw. klinowe. Efekt był piorunujący: kręgosłup prosty, człowiek patrzy nie na podłogę, a rozmówcy w oczy - problemem były tylko porażenia, które zdarzały się czasami. Jeszcze niedawno w podobny, aczkolwiek mniej anatomiczny, a bardziej psychiczny sposób, łamano kręgosłupy ideologiczne. Cytowane przez Pana zdanie bardziej jednak pasuje mi do tortury zwanej łamaniem kołem.
Żeby odnieść się do passusu w sposób bardziej naukowy i metodologiczny, muszę wiedzieć, kto to był i co mu było, że mu prostowano. Tymczasem udaję się na urlop. Pozdrawiam".

Fakt, nie napisałem, że bohater z passusu był pensjonariuszem Łubianki. Spróbuję następnym razem. A teraz życzę lekkich, wakacyjnych lektur i dbajcie o kręgosłupy! Oba!!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska