Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Smolnicki: Po pierwsze - nie dokarmiaj; po drugie - szanuj; po trzecie - daj żyć

Hanna Wieczorek
Krzysztof Smolnicki
Krzysztof Smolnicki Archiwum prywatne
Rozmowa z Krzysztofem Smolnickim z Dolnośląskiej Fundacji Ekorozwoju.

Mieszkańców ulicy Burczykowskiego w Wałbrzychu terroryzują dziki. Przechadzają się po ulicy, wchodzą do ogródków. Władze powiatu na pomoc wezwały myśliwych. Czy nie ma innego sposobu pozbycia się nieproszonych gości niż wystrzelanie ich?

Trzeba się przede wszystkim zastanowić, skąd się biorą dzikie zwierzęta w naszych miastach. Dlaczego przesuwają się do ludzkich siedzib.

Dlaczego?

Ponieważ bardzo często właśnie w miastach znajdują pożywienie. Zwykle w źle zabezpieczonych śmietnikach. Nie wiem, czy pamięta pani historię tatrzańskich niedźwiedzi, które pojawiały się najpierw, żeby buszować w nieodpowiednio zamykanych śmietnikach, a potem przyzwyczaiły się, ponieważ ludzie zrobili sobie z tego zabawę. Zaczęli dokarmiać misie, zostawiając na wierzchu dżem czy inne łakocie, bo przecież nie dość, że sobie niedźwiedzia zobaczyli, to jeszcze zdjęcie mu pstryknęli. Przypuszczam, że dziki garną się do miasta nie dlatego, że chcą sobie pozwiedzać Wałbrzych, a dlatego, że mają pod nosem śmietniki czy też nawet potężne śmietniska.

Ale nie tylko dziki ciągną do miast. I nie jest to tylko polski problem.

Dlatego musimy nauczyć się, jak postępować, jeżeli przypadkiem natkniemy się na dzikie zwierzęta. I w mieście, i w lesie. Bo to jest tak, jak z żywiołem. Trzeba mieć szacunek dla dzikiego zwierzęcia i trochę rozwagi. Nikt rozsądny nie będzie próbował podchodzić do wezbranej rzeki, bo grunt się może obsunąć. I tak samo nie wolno wchodzić w bliższe relacje z sympatycznymi świnkami, które wychodzą z lasu, bo dziki mogą się przestraszyć i zrobić krzywdę człowiekowi.

Ludzie sami wabią dzikie zwierzęta, dokarmiając je lub zostawiając otwarte śmietniki.


Ale jak już dziki się przyzwyczają do darmowego jedzenia w mieście, trudno je potem odzwyczaić...

Nie jestem behawiorystą, ale sądzę, że to trudna sztuka. Weźmy ptaki: ludzie dokarmiając je, robią im krzywdę. Przyzwyczajają do zimowania w Polsce. I trzeba drastycznych środków, by powróciły do starych obyczajów. Dopuścić do wyginięcia osobników niepotrafiących samodzielnie żyć.
W drastycznych przypadkach trzeba wezwać myśliwych, by przetrzebili dziki?
To ostateczne rozwiązanie. Najpierw trzeba spróbować innych sposobów. Są metody, np. dźwiękowe, odstraszania zwierząt. Jednak muszą być połączone z realnym zagrożeniem, bo do "pustych" sygnałów zwierzęta szybko się przyzwyczajają i przestają się bać. W tej chwili na liniach kolejowych testuje się taki sposób: dźwięki odstraszające, np, odgłosy wydawane przez drapieżnika, są emitowane przed pociągiem. Zwierzę kojarzy to i wie, że trzeba się bać.

Myśliwi są ostatecznym rozwiązaniem?

Sądzę, że trzeba byłoby postawić zapory z cekaemami. Bo jak w mieście będzie co jeść, to okazjonalne odstrzały nie pomogą. Trzeba ograniczyć darmowe stołówki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska