Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koszykówka: Udany występ Gortata w meczu z LA Clippers

Paweł Kucharski
Po niedzielnym meczu Los Angeles Clippers - Phoenix Suns kibice Marcina Gortata mogą być usatysfakcjonowani. I choć Słońca przegrały 103:108, to Polak zaprezentował się z dobrej strony, a liczba minut spędzonych na parkiecie (27) i jego udział w akcjach ofensywnych potwierdzają, że będzie on pełnił istotną rolę w ekipie trenera Alvina Gentry'ego.

Za sprawą szybkich fauli Robina Lopeza polski środkowy zameldował się na boisku już po trzech minutach. Zaczął bardzo dobrze, bo od dwóch skutecznych rzutów półhakiem z bliskiej odległości. W drugiej kwarcie powtórzył ten sam manewr, przez co amerykańscy komentatorzy telewizyjny ochrzcili go mianem Kapitana Haka.

Gortat był również aktywny nieco dalej od obręczy. Oddał kilka rzutów z półdystansu, z których trafił tylko jeden. Niestety, tego elementu MG4 nie opanował do perfekcji.

- Szkoda, bo wtedy byłby wart nie 5, a 30 milionów - zauważa Jerzy Binkowski, były koszykarz m.in. Śląska Wrocław, który sam uchodził za specjalistę od półhaków.

- Marcin ma szansę wyjść z cienia i stać się wiodącą postacią swojego zespołu. W Phoenix dostał to, czego chciał. Teraz przekonamy się, ile naprawdę jest wart - dodaje Binkowski.

Szansę na potwierdzenie swoich walorów otrzymał Gortat dużą, tym bardziej że u boku ma prawdziwy biegający skarb - Steve'a Nasha. Kanadyjski rozgrywający, dwukrotny MVP sezonu regularnego ligi NBA, w meczu z Clippersami często szukał dwójkowych akcji z Polakiem. Nie zawsze wszystko funkcjonowało jak yin i yang, ale z każdym kolejnym treningiem powinno być lepiej. Bo Nash, jak mało kto w lidze, potrafi kreować pozycje w ataku swoim partnerom.

W Orlando Magic na taki altruizm ze strony Jameera Nelsona Gortat liczyć nie mógł, bo nie był pierwszą opcją ofensywną. Ba, nie był nawet drugą ani trzecią. W Phoenix będzie inaczej, co potwierdziło się w starciu w hali Staples Center. Dwoma szybko zdobytymi koszami łodzianin zyskał zaufanie partnerów, którzy w kolejnych akcjach szukali podań w strefę podkoszową właśnie do niego.
Sam Gortat jednak swój występ ocenił dość krytycznie.

- Moim głównym zadaniem jest bronienie własnego kosza. W ataku jestem na razie zbyt często zagubiony, bo dopiero poznaję nowe taktyki i ustawienia - przyznał. Polish Machine jest jednak bardzo pojętnym uczniem i pewnie już niedługo zagrywki rozpisane przez trenera Gentry'ego będzie znał na pamięć.

- Marcin idealnie pasuje do szybkiego i ofensywnego stylu gry Phoenix Suns. Jest bardzo dobry fizycznie, mobilny i doskonale biega do kontrataków. Za jakiś czas jego dwójkowe akcje ze Steve'em Nashem mogą być wzorcowe - twierdzi z kolei trener Arkadiusz Koniecki, który w wolnych chwilach komentuje mecze NBA w telewizji.

Niestety, z drużyną Phoenix Gortat nie będzie się liczył w walce o najbardziej zaszczytne laury w lidze. Słońca zajmują obecnie dziesiątą pozycję w Konferencji Zachodniej (13 zwycięstw, 16 porażek) i o awans do play-offów będzie im ciężko. Gracze Clippers, ligowi słabeusze, niemiłosiernie obnażyli niedoskonałości ekipy z Arizony, zwłaszcza w grze defensywnej. Sam Gortat wiele razy był zmuszony do pomocy w obronie, co jednak w większości przypadków kończyło się łatwymi punktami dla gospodarzy.

Niebywałe możliwości potwierdził Blake Griffin, który dwukrotnie pofrunął nad Polakiem, kończąc akcje efektownymi wsadami. 21-letni silny skrzydłowy zdobył aż 28 punktów i już dziś można w ciemno zakładać, że to w jego ręce trafi tytuł Debiutanta Roku. Na tę chwilę Griffin może poszczycić się znakomitymi statystykami (21,2 pkt i 12,4 zb.), a także imponującą liczbą 71 slam dunków w całym sezonie (najlepszy wynik w lidze).

Z bardzo dobrej strony w Los Angeles pokazał się Mickael Pietrus, który tak jak Marcin Gortat został przetransferowany do Phoenix z Orlando. Francuz zdobył aż 28 punktów, jednak zawiódł w decydującej akcji meczu. Na kilkanaście sekund przed końcem, przy trzypunktowym prowadzeniu Clippersów, stracił piłkę, a jego zespół szansę na zwycięstwo. - Tacy gracze jak Pietrus i Gortat wychodzą z cienia. Okazuje się, że jak się na nich postawi, mogą odgrywać istotną rolę w drużynie - mówi Koniecki.

W kolejnych meczach i Pietrus, i Gortat będą mieli szansę jeszcze bardziej rozwinąć skrzydła. Suns czekają bowiem spotkania z teoretycznie słabszymi drużynami - Philadelphią 76ers (środa), Detroit Pistons i Sacramento Kings. Kto wie, czy w którymś z nich polski Kapitan Hak nie przebije się do pierwszej piątki swojego zespołu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska