Taki chociażby Andrzej Wajda dostał nagrodę za nowotorstwo w sztuce filmowej u schyłku kariery, gdy w filmie „Tatarak” połączył historię opowiedzianą przez Jarosława Iwaszkiewicza z osobistym monologiem Krystyny Jandy. Nawet jeśli końcowy efekt powstał prawdopodobnie w mocno przypadkowy sposób, to nagroda na półce stoi.
Przypadek Morawieckiego łatwo się da zinterpretować jako nowatorskie rozwiązanie usprawniające pracę parlamentu. Nie zrażony krytyką poseł rzucił bowiem ostatnio pomysł, by wyposażyć wszystkich reprezentantów narodu w „pilociki”, dzięki którym mogliby owi reprezentanci uczestniczyć w głosowaniu, gdy akurat przebywają za potrzebą w sejmowej ubikacji. Co o tym myśleć? Sprawa nie będzie może tak śmierdząca, gdy wyobrazimy sobie Morawieckiego na sedesie, jak udziela poparcia polityce gospodarczej prowadzonej przez swojego syna, wicepremiera, albo opowiada się za programem radykalnej walki z hemoroidami, ale są niestety i takie drażliwe zagadnienia, przy których - nie bójmy się mocnych słów - pierdzieć nikomu, nawet zasłużonemu posłowi, nie wypada.
Można bronić pomysłu „pilocików” przypominając, jak to niejaki Henryk Goryszewski doprowadził do upadku rządu Hanny Suchockiej, gdy nie pojawił się w kluczowym momencie na sali plenarnej, bo - jak tłumaczył - zatrzasnął się nieszczęśliwie w toalecie podczas głosowania nad wotum zaufania dla rządu, w którym był zresztą wicepremierem. Jednak gdy przyjrzymy się pomysłowi Morawieckiego bez uprzedzeń, to może się okazać, że tak naprawdę proponuje on, by umożliwić parlamentarzystom telepracę, czyli pracę na odległość. Zastanówmy się, czy naprawdę posłowie muszą siedzieć cały czas przy przyciskach do głosowania niczym pańszczyźniani chłopi przywiązani do ziemi. Według mnie - nie muszą.
Łatwo mi sobie wyobrazić, jak posłanki czy posłowie oddają głos pałaszując schabowego albo sushi w restauracji, jadąc windą w górę albo w dół, podczas wybierania kiecki czy garnituru w galerii handlowej, czy oglądania ulubionego serialu telewizyjnego w domowym zaciszu. Na dobrą sprawę wystarczy, że w Sejmie zostanie marszałek Marek Kuchciński, bo ktoś musi ignorować nieuzasadnione protesty opozycji, domagającej się ponownego przeliczenia głosów albo sprawdzenia, czy każdy poseł koalicji był na swoim miejscu. Niemniej z powodów etycznych należałoby przyjąć katalog czynności, podczas których posłowie nie powinni jednak zajmować się sprawami wagi państwowej.
Co wpisać zatem na taką listę? Proponuję, by „pilociki” do głosowania parlamentarzyści obowiązkowo odkładali w trakcie uprawiania seksu (nawet z prawowitym małżonkiem) czy odwiedzin w kasynie - ze szczególnym uwzględnieniem ruletki. A na pewno nie powinni wręczać nawet dla żartów „pilocików” nieletnim dzieciom czy wnukom. Trzeba przecież dbać o powagę władzy ustawodawczej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?