Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konflikt konopi z kolejowym rozkładem jazdy

Andrzej Górny
Zeszłotygodniową relację ze stolicy mieszkający tam wrocławianie zjechali, że to się wykręciłem sielskimi obrazkami z kotem w tle, a najważniejszych problemów nie tknąłem. Ale jak miałem tykać po kilkudniowej powierzchownej obserwacji i co one obchodzą dolnośląskich Czytelników?

Dla świętego spokoju napiszę, że najbardziej mnie rozczarowała, w restauracji na Starówce, potrawa pod wymyślną angielską nazwą, która okazała się porcją przecieru pomidorowego z paroma plasterkami jarzyn. Za miseczkę owego specjału uiściłem 18 zł. Obok mnie para Holendrów usiłowała posilić się przypalonymi frytkami i kotletem złożonym głównie z panierki. Mówili dużo i głośno, czego nie rozumiał nikt, ale gestykulacja i obrzydzenie na twarzach stanowiły miażdżącą recenzję.

Gwoli sprawiedliwości dodam, że są tam i wykwintne lokale, w jednym nawet dostałem pyszne smażone rydze i rewelacyjnego sandacza w sosie pomarańczowym. Obawiam się jednak, że większość punktów gastronomicznych będzie z gości piłkarskich mistrzostw darła skórę, serwując tandetę po niebotycznie wywindowanych cenach. Wielu turystów sławną polską kuchnią w mazowieckim wydaniu boleśnie się rozczaruje.

Największą dawką emocji Syreni Gród (przedwojenna ksywka stolicy) obdarzył nas na pożegnanie. Na dworzec wyruszyliśmy godzinę przed czasem, biorąc pod uwagę możliwe utrudnienia. Okazało się jednak, że nie wszystkie. W sporej odległości od Centralnego ulicę zatarasował policyjny kordon. Za nim kłębił się tłum demonstrantów. Kuzynka prowadząca auto próbowała różnych objazdów, ale bezskutecznie. Wszędzie, jak nie korki, to blokady uniemożliwiały dostęp do dworca.

Postanowiliśmy przebijać się na piechotę. Pocieszny musiał to być widok - dwoje starszych państwa i dwie młode kobiety, wszyscy objuczeni bagażami, kłusujący ulicznym torem przeszkód, schodami, podziemnym przejściem. Zziajani, dopadliśmy pociągu trzy minuty przed odjazdem.

Na trasie marszobiegu dostrzegłem transparenty i dosłyszałem wykrzykiwane hasła: "Marihuana to lekarstwo", "Koko koko, gandzia spoko", "Kto nie jara, ten fujara" i inne w tym guście. Czyli - Marsz Wyzwolenia Konopi.

O ile "marycha" ani mnie ziębi, ani grzeje, bo umiarkowanie zażywam bardziej tradycyjnych ingrediencji rozrywkowych, to tym razem bojownicy o wolność spienili mnie wybitnie. Niech sobie te konopie uwalniają do zaczadzenia, ale dlaczego akurat w tym miejscu? I o tej porze, gdy odchodzi pociąg do Wrocławia i kilka innych? Nam się udało, ale ilu pechowców nie zdążyło, tracąc czas i pieniądze za bilet?

Ciekawe też, jak bardzo byli naćpani decydenci wydający pozwolenie na demonstrację wokół dworca, nie tylko stwarzając problemy pasażerom, ale i paraliżując ruch w centrum miasta.

Demonstrantów było około 3 tysięcy, ale i tak za głównego wygranego uchodzi J. Palikot, który publicznie zaciągnął się jointem (jemu już wolno?).

Jeśli podczas Euro urzędnicy i władze porządkowe będą działać równie sprawnie, kaszana może być niebywała. Tysiące przezornych warszawiaków już się ewakuują.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska