Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolęda czasem zmienia całe życie

Agata Grzelińska
Ministranci Łukasz Kałużny (z prawej) i Daniel Szatanek chodzili po kolędzie z ks. Ryszardem Wołowskim, proboszczem parafii Matki Bożej Królowej Polski
Ministranci Łukasz Kałużny (z prawej) i Daniel Szatanek chodzili po kolędzie z ks. Ryszardem Wołowskim, proboszczem parafii Matki Bożej Królowej Polski Piotr Krzyżanowski
W wielu dolnośląskich parafiach kolęda już się zakończyła. W Zwróconej koło Ząbkowic Śląskich potrwa jeszcze bardzo długo, aż do maja. O kolędzie, czyli wizytach księży, które nieraz niosą życiową rewolucję - pisze Agata Grzelińska

Bywa nietypowo, jak wtedy, gdy zdezorientowani klienci stacji benzynowej na terenie parafii Matki Bożej Częstochowskiej w Legnicy stawali jak wryci i nie wiedzieli, jak się zachować. Zamiast muzyki słychać było słowa modlitwy, bo akurat kasjerka z księdzem i ministrantami odmawiali "Ojcze nasz". Trafili na kolędę. Musieli więc chwilę poczekać, aż duchowny pokropi wodą świeconą sklepowe półki. Czy to zapewni stacji dobre dochody i uchroni od napadów albo od wybuchu zbiornika z paliwem?

- Tak. I jeszcze zagwarantuje, że benzyna nie będzie święcona czy chrzczona, jak to się mówi - żartuje ks. Janusz Wilk, wikariusz z parafii na osiedlu Sienkiewicza w Legnicy. Dodaje, że na ladzie nie było krzyżyka, świec ani białego obrusa jak w domach. - Zawsze polecam ministrantom, by zapytali i na stacji benzynowej, i w sklepie, czy właściciele chcą kolędy. Jeśli mają takie pragnienie, przychodzę i błogosławię te miejsca tak samo jak domy.

W tym roku ks. Wilk był też z wizytą duszpasterską w prywatnym przedszkolu. Dzieci już nie było, bo dotarł wieczorem, ale właściciele poprosili o błogosławieństwo. W tym roku przeżył jedną z tych historii, które zapamięta na długo. Odwiedził starsze małżeństwo, które wychowuje wnuczkę. Matka małej nie interesuje się dzieckiem, a dziadkowie nie mają do dziewczynki formalnych praw. Ksiądz obiecał pomóc, choć sam nie bardzo wiedział, jak ma to zrobić. Wiadomo, że sprawę trzeba będzie załatwić sądownie, czyli znaleźć adwokata, a to kosztuje. Dwa dni później wszedł do eleganckiego domu, którego właściciel jest prawnikiem. A dokładniej adwokatem. Był tak miły, że ks. Wilk opowiedział mu o kłopocie swoich parafian.

- Sprawa już nabiera tempa - mówi zadowolony duszpasterz.

Adwokat nie tylko zgodził się udzielić pomocy za darmo, ale już nawet kilka razy odwiedził tamtą rodzinę. Jak się okazuje, duchowny może być pośrednikiem nie tylko między Panem Bogiem i ludźmi, ale również między wiernymi, niemal sąsiadami. Może gdyby nie kolęda, dziadkowie dziewczynki i wrażliwy na ich los prawnik nigdy by się nie spotkali w 3,5-tysięcznej parafii, w ponadstutysięcznej Legnicy.

Bywa też tak, że kolędowa wizyta zbliża nie tylko sąsiadów z dzielnicy, ale i domowników, przynajmniej w sensie sakramentalnym. Ksiądz Ryszard Wołowski, proboszcz parafii pw. Matki Bożej Królowej Polski w Legnicy, kilka lat temu udzielił ślubu parze 60-latków. To jedna z tych niezwykłych historii, która miała początek na kolędzie, a finał przed ołtarzem. Przyjmująca księdza para nie miała ślubu kościelnego. Czterdzieści lat wcześniej oboje wzięli ślub kościelny. Ona z innym mężczyzną, on z inną kobietą. Ani jedno, ani drugie małżeństwo nie należało do udanych. Skończyły się rozwodami. Spotkali się, gdy już oboje byli po przejściach. Postanowili być razem, ale - wiadomo - o ślubie kościelnym już nie było mowy. Myśleli, że tak będzie zawsze. Do dnia, gdy otworzyli drzwi księdzu Wołowskiemu, który wypytał o przeszkody, a potem powiedział, że chętnie pobłogosławi wieloletni związek.
- Nie było już przeszkód - wyjaśnia proboszcz z kościoła na legnickim osiedlu Piekary. - Zarówno jego pierwsza żona, jak i jej pierwszy mąż zmarli. Jako wdowa i wdowiec mogli wziąć ponownie ślub kościelny.

Uroczystość była piękna, ogromnie wzruszająca nie tylko dla niemłodych już państwa młodych, ale także dla ich dzieci, zięciów, synowych i gromady wnuków.

Ksiądz Jerzy Adamczewski, proboszcz parafii św. Barbary w Lubinie, też wspomina kilka takich historii, zakończonych składaniem ślubnej przysięgi, które były efektem paru słów zamienionych w czasie krótkiej i - wydawałoby się - pośpiesznej kolędowej rozmowy. W jednej z parafii, gdzie pracował, odwiedził bardzo miłe małżeństwo. Nie znał ich, dopiero co się przeprowadzili. Nie mieli ślubu kościelnego. Jakoś tak wyszło - tłumaczyli. Kiedy okazało się, że nie ma żadnych przeszkód formalnych, zaproponował, że jeśli chcą, pomoże im przygotować się do ślubu kościelnego. Po pewnym czasie wzruszeni zawarli sakramentalny związek. Po mszy ona podeszła do księdza i powiedziała: - Mieliśmy już nie przyjmować księdza, bo kolęda to był zawsze czas, gdy nas piętnowano za życie na kocią łapę. Mąż jednak stwierdził: "Przyjmijmy księdza jeszcze ten jeden raz, ostatni"...

- Nieraz bywa bardzo trudno, gdy trzeba porozmawiać o trudnych sprawach, ale o wszystkim można porozmawiać kulturalnie - mówi ks. Adamczewski i dodaje: - Ważne, by ksiądz nie przychodził z wizytacją, tylko z wizytą.

Wierni nieraz buntują się, że na kolędzie kapłan zerka w kartoteki i wypytuje o sakramenty. Ksiądz Stanisław Joźwiak, rzecznik archidiecezji wrocławskiej, nie pozostawia złudzeń: to się nie zmieni, bo księża przychodzą do katolików i z wizytą duszpasterską.

Gdyby nie pytanie o sakramenty, 20-letni legniczanin z zespołem Downa nadal nie byłby ochrzczony. - Powody takiej sytuacji były różne, ale to przecież nieistotne - opowiada ksiądz Wołowski. Zaproponował na kolędzie, że ochrzci chłopaka. Rodzina się ucieszyła.

- Trzy dni później, w uroczystość Objawienia Pańskiego, w domu ochrzciłem tego chłopca - wspomina ks. proboszcz. - Było bardzo radośnie. Po chrzcie musiałem się z nim stuknąć głowami, bo on tak wyrażał radość. Rodzina biła mu gromkie brawa, by wiedział, że stało się coś bardzo ważnego.

Dzięki pytaniu o sakramenty czasem okazuje się, że parafianie cierpią latami z powodu dość powszechnego mitu.

- Chodzi o osoby rozwiedzione, które żyją samotnie. Są przekonane, że nie mogą przystępować do spowiedzi i do komunii świętej - wyjaśnia ks. Ryszard Wołowski. - Tymczasem, jeśli nie wstąpiły w nowy związek, nie mają okazji do grzechu, mogą przystępować do sakramentów.
Ale nie zawsze jest tak wzniośle, radośnie i pobożnie. Bywa, że od progu wieje chłodem.

- To się czuje, gdy ludzie otwierają drzwi z przymusu - mówi ks. Wołowski. - Sytuacja jest niekomfortowa i dla nich, bo nie chcą mojej wizyty, i dla mnie, bo czuję się jak intruz. Rozmowa się nie klei. Już po chwili się wyjaśnia, o co chodzi. Przyjmują kolędę tylko dlatego, że dziecko ma iść w maju do Pierwszej Komunii.

U takich "odświętnych" katolików zdarza się mnóstwo zabawnych sytuacji. Ludzie niechodzący do kościoła i nieznający księży z parafii potrafią opowiadać proboszczowi o... tym, jaki proboszcz jest równy gość albo przeciwnie - jaki surowy z niego typ. Robią wielkie oczy, gdy dowiadują się, że siedzący na ich fotelu ksiądz nie jest nowym wikarym, tylko proboszczem.

Na dużych miejskich osiedlach często słuchać utyskiwania, że ksiądz wpada i wypada. Kapłani tłumaczą, że przecież kolęda nie może trwać w nieskończoność, ale jest na Dolnym Śląsku parafia, gdzie nie ma pośpiechu - Zwrócona w powiecie ząbkowickim liczy około półtora tysiąca wiernych. Tam ksiądz odwiedza parafian aż do maja, a zaczyna tuż po święcie Trzech Króli. Ma też zasady - nie przychodzi na przykład do rodzin w niedzielę.

- Dzieci przyjeżdżają do domów ze studiów, ludzie mają wolne od pracy, nie zawracam więc im głowy, niech się nacieszą pociechami - wyjaśnia ks. Krzysztof Ziobrowski, proboszcz parafii Zwrócona.

Zdarzają się zabawne sytuacje. Niektórzy mieszkańcy nie mogli np. dostać wolnego w pracy, bo szef nie wierzył, że ksiądz przyjdzie z wizytą dopiero w maju.

- Powoli się jednak przyzwyczajają - uśmiecha się proboszcz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska