Ale może lepiej sięgnąć po "Tango" albo "Ubu króla". Widok Janusza Palikota lamentującego nad mową nienawiści pod warszawską Zachętą z Leszkiem Millerem próbującym się obwołać spadkobiercą PPS-u to nie symbolizm - prędzej czysta groteska czy teatr absurdu. Aż szkoda, że ten happening miał zaledwie trzy setki uczestników.
Naprawdę szkoda, bo poniedziałkowy akt strzelisty byłego wydawcy "Ozonu" wespół z byłym sekretarzem skierniewickiego PZPR dorównywał poziomem surrealizmu marszowi PiS przeciw stanowi wojennemu utrzymywanemu już 31 lat przez Donalda Tuska, a może nawet - prawem nowości - go przewyższał.
Palikot wygłosił siedem "zasad" przeciw mowie nienawiści. Przemawiał oczywiście nie z punktu widzenia jej powszechnie uznanego praktyka i propagatora. Dorzucił jeszcze bon mot o "Polsce Narutowicza naprzeciw Polski Niewiadomskiego". Pewnie w ramach tego oto rozróżnienia (bo chyba nie tego, które dotyczyło tego, gdzie stoi ZOMO) trzy dni wcześniej Palikot poszedł zaś do szpitala ucałować pierścień generała, Miller zaś z wyjątkową bezczelnością szydził sobie z doświadczeń internowania.
W poniedziałek pod Zachętą Miller natomiast cytował Tuwima (szkoda, że nie wespół ze Słonimskim, zbiór "W oparach absurdu" bardziej by pasował) i mówił o unijnym błękicie i gwiazdach, które postawią tamę brunatnemu faszyzmowi. Szef SLD urządził też przy okazji rocznicy śmierci prezydenta II RP obrady swego aktywu w położonym naprzeciwko Zachęty hotelu Victoria - symbolu peerelowskiego przaśno-peweksowego "hajlajfu". Był jeszcze burmistrz Ursynowa, który wskazywał liczne podobieństwa między rzeczywistością roku 1922 i 2012. To się działo naprawdę. Przez litość nie będę przytaczał słów Andrzeja Celińskiego i przypominał o obecności na tym żałosnym wydarzeniu co najmniej kilkanaściorga innych przyzwoitych ludzi.
Chyba nic nie może bardziej poprawiać humoru Tuskowi i jego ludziom, niż świadomość, jak stoczyła się intelektualnie opozycja. Że po stronie "prawej" stoi PiS ze Smoleńskiem, flagami, zniczami, pochodniami i antykomunizmem 20 lat po upadku komunizmu. A po stronie "lewej" Miller z Palikotem i ich koniunkturalny bełkot.
Tymczasem Tuskowi i jego ludziom ten akurat rodzaj humoru bynajmniej się nie należy. Wchodzimy w czas kryzysu i głosowania pustką w portfelu. Nie byłoby nic dziwnego ani niesprawiedliwego w tym, gdyby rządząca od pięciu lat, pozbawiona jakiegokolwiek charakteru partia o doktrynie "ciepłej wody w kranie", miała za to zapłacić rachunek. I to słony. Tylko kto go Tuskowi wystawi? Na pewno nie pożyteczni idioci.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?