Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak z rozkosznego i bezzębnego oseska wyrasta morderca?

Arkadiusz Franas
Paweł Relikowski
Odpowiedź jest tak samo prosta, jak i złożona. Winni jesteśmy my. Rodzice, nauczyciele, urzędnicy od oświaty - dorośli. Problem tylko w tym, że musimy sobie to ciągle przypominać. Bo najgorsze jest odsuwanie kłopotów od siebie. I nagle z tego oseska, który swym narodzeniem uczynił nam tyle radości, wyrośnie bandyta, oszust, człowiek zagubiony.

Jako rodzice musimy w każdej godzinie pokazywać dziecku świat wartości. Sami pewnie już trochę się w tym gubimy, ale powinniśmy za wszelką cenę udawać, że dajemy radę. Wielokrotnie pisałem o tym, że przy całej zmianie cywilizacyjnej straciliśmy stare wartości oparte w głównej mierze na katolickim kodeksie, a w zamian nie mamy właściwie nic nowego. Bo owszem szanuj ojca swego i matkę swoją, ale przecież domy starców to też dobre rozwiązanie. Nie cudzołóż jak najbardziej, tylko potem: miłość nie wybiera, a w tym związku się duszę... Nie kradnij, bezwarunkowo, ale przecież państwowe to niczyje. I tak dalej, i tak dalej. Po omacku szukamy, co jest dobre a co złe. Wdajemy się w dyskusje o aborcji, eutanazji, związkach partnerskich i nagle wszystko dla nas staje się względne. Dzieci to widzą. I korzystają z tej fałszywej wolności wyboru. A jak mogą, to wybierają to, co najatrakcyjniejsze w danej chwili. Nie patrzą na konsekwencje, bo często nie są w stanie ich przewidzieć. Więc kiedy dajemy dziecku komputer, to nie bójmy się zainteresować tym, czego szuka w internecie. Nie jest to zamach na wolność małego człowieka, to troska. Gdy mu kupujemy play-station, to zagrajmy z nim. Dzięki temu zobaczymy, że nastolatek nie trenuje się w sztuce zabijania i nie traci kontroli nad tym, że w realu game over oznacza zupełnie coś innego. Generalnie chodzi o to, by coraz atrakcyjniejsza elektronika nie zastąpiła rodzica, który za kilkaset złotych kupuje sobie święty spokój i nie musi myśleć, co by tu z dzieckiem zrobić.
Ja wiem, że łatwo się o tym pisze. Sam jako ojciec boję się, żeby nie przegapić jakiegoś krytycznego momentu. Ale musimy mieć świadomość, by choć spróbować. Rodzic czasami jest jak saper, nie powinien pomylić się ani razu...

A szkoła? To dyrekcja gimnazjum w Oławie, w której ostatnio dochodziło do prześladowania jednej uczennicy, musi twardo powiedzieć: faktycznie zawaliliśmy, weźmy się za to. To dorośli z z okolic Włodawy powinni powiedzieć: czegoś nie dostrzegliśmy i trzej nastolatkowie zabili swojego kolegę na plaży. Nie można chować głowy w piasek, by tylko w statystykach wyglądało to lepiej. No właśnie, te przeklęte statystyki. Szkoła to nie fabryka gwoździ, tam nie można tylko patrzeć na dobre wyniki. Wynik jest ważny, ale tylko wtedy i wyłącznie, gdy nie przesłania nam dobra ucznia. Wiem, zaraz usłyszę, że to media też wymuszają te statystyki. Prawda. Tylko my chcemy pokazać rodzicom, gdzie dobrze uczą, a nie gdzie dobrze oszukują.

Chodzi o to, by coraz atrakcyjniejsza elektronika nie zastąpiła rodzica, który w ten sposób za kilkaset złotych kupuje sobie święty spokój i nie musi myśleć, co by tu z dzieckiem zrobić

Nie można prosić uczniów, by nie zdawali matury, bo zaniżą średnią ocen jak to podobno miało miejsce w jednym z kieleckich techników. I nie chcę znowu słyszeć, że robią tak dlatego, bo od dyrekcji szkół wymaga się dobrych wyników. To może trzeba było przyłożyć się do lepszego nauczania przez trzy lata, a nie bawić się w hochsztaplerkę na koniec.

Dlaczego tak się dzieje w szkołach? Bo polscy politycy szkołę mają gdzieś. Widać to na przykładzie każdej ekipy. Resort edukacji jest na ogół kartą przetargową w budowaniu koalicji i to kartą o dość słabej wartości. Wszyscy premierzy, oczywiście, mówią, że edukacja to priorytet i zapominają o tym na cztery lata. Tak było za lewicy. Tak też było, gdy w ekipie Jerzego Buzka Mirosław Handke tworzył gimnazja, mając za nic uwagi doświadczonych pedagogów, którzy obawiali się tego, co się teraz dzieje, czyli zgrupowania młodzieży z bujnie hasającymi hormonami, która straciła swoje miejsce w szeregu. A takie mieli w ośmioklasowej podstawówce.

Jak potraktowano edukację w IV RP, to chyba wszyscy dokładnie pamiętamy. Gdy PiS tworzył egzotyczną koalicję z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin, to MEN trafił w ręce narodowca z dziada pradziada, czyli Romana Giertycha. Z jakim skutkiem? Tego się nie da zapomnieć.

A obecnie nam panująca minister Katarzyna Hall? Mnie wkurzyła jednym. Prawie jak każdy szef resortu namieszała w kanonie lektur i teraz to już nie wiadomo, co młody człowiek powinien czytać, a co niekoniecznie, a może tylko we fragmencie... Obłęd w kratkę. Niedawno rozmawiałem z doświadczonym nauczycielem i powiedział mi o takim swoim pragnieniu: marzę, by kolejny minister edukacji nie robił nic, wreszcie uda nam się to wszystko jakoś poukładać.
No właśnie, sami musimy to sobie jakoś poukładać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska