Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gang fałszywych wnuczków wyłudził przeszło 1,2 mln złotych od starszych osób

Marcin Rybak
Przestępcy żerowali na naiwności i dobrym sercu starszych ludzi. Wyciągali od nich duże pieniądze. Dzwonili podając się za wnuczka w potrzebie. Zdjęcie ilustracyjne
Przestępcy żerowali na naiwności i dobrym sercu starszych ludzi. Wyciągali od nich duże pieniądze. Dzwonili podając się za wnuczka w potrzebie. Zdjęcie ilustracyjne Polskapresse
Przed wrocławskim sądem toczy się proces gangu, który zarabiał gigantyczne pieniądze, oszukując starsze osoby metodą "na wnuczka". Z żerowania na naiwności i dobrym sercu starszych ludzi przestępcy zrobili świetnie prosperujące przedsiębiorstwo. W latach 2008-2009 wyłudzili od pokrzywdzonych w całej Polsce przeszło 1,2 mln złotych. Dziś na ławie oskarżonych zasiadają wciąż cztery z dwunastu oskarżonych osób.

Reszta wcześniej została już skazana, bo dobrowolnie poddali się karze. Wśród nich jest lider i twórca gangu. Już w maju został skazany razem z częścią swoich wspólników.

Wyroki? Od półtora roku w zawieszeniu do trzech lat więzienia. Najwyższy, trzyletni wyrok usłyszał główny oskarżony, lider gangu fałszywych wnuczków Jerzy M. pseudonim Pujo. To on - razem z jednym z kolegów, Adrianem L. - stworzył gang - twierdzi prokuratura. Wszystko było świetnie zorganizowane.

Na czym polega metoda "na wnuczka", która okazała się niezwykle skuteczna? Gangsterzy dzwonili na przypadkowo wybrane numery. Gdy słyszeli głos starszej osoby, zaczynali dialog od słów "cześć, babciu". Gdy "babcia" nie poznawała, udawali rozbawionych: "Naprawdę? Nie poznajesz, kto mówi?". Wtedy babcia podawała zazwyczaj imię prawdziwego wnuczka czy innego krewnego.

Potem ów "wnuczek" mówił, że potrzebuje pilnie pożyczyć gotówkę. Albo dlatego, że jest okazyjnie do kupienia mieszkanie, albo akcje, albo jest problem ze spłatą jakiejś pożyczki. Później "babcia" była informowana, że "wnuczek" nie może przyjść, ale przyśle kolegę. W gangu była specjalna grupa osób odpowiedzialnych za odbieranie gotówki. Czasem byli to luźni współpracownicy, angażowani na kilka takich akcji. Dostawali specjalny telefon do kontaktów z grupą. Wymieniany co tydzień.
Bywało, że fałszywy wnuczek prosił o wpłatę pieniędzy na konto. Czyje to były rachunki? Tak zwanych "słupów". W grupie były wyspecjalizowane osoby do wyszukiwania właścicieli takich kont. Znajdowano ich pod sklepami i budkami z piwem. Za założenie rachunku w banku "słup" dostawał sto złotych.

Centrala gangu - tam najczęściej przebywał jego szef Jerzy M. - mieściła się w Berlinie. Jeden z podwładnych regularnie jeździł do niego z gotówką. Zawsze taksówką i zawszę tą samą. Taksówkarz dostawał za kurs 300 złotych, a gangster za przywiezienie gotówki równowartość 200 euro.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska