W wyniku kontroli przeprowadzonych w 2017 roku, do ZUS-u wróciło 1 188 937,05 zł. Najwięcej pieniędzy odzyskał legnicki oddział ZUS, bo aż 477 069,94 zł, wrocławski oddział - 475 128 zł, a wałbrzyski - 236 739,11 zł. Kontrole trwały od stycznia. We Wrocławiu pracownicy sprawdzili 13 049 osób przebywających na zwolnieniach lekarskich, w Legnicy - 6360, a w Wałbrzychu - 6204.
Skąd ZUS wie, że wystawiono „lewe” L4? Bo np. doniósł na nas życzliwy sąsiad, który zauważył, że mimo iż mamy etat i powinniśmy siedzieć w biurze, leżymy na leżaku w ogródku. Poza tym, przed kontrolowaniem pracowników nie wzbraniają się sami pracodawcy. Czasem sami jesteśmy sobie winni, bo za dużo kombinujemy i zbyt często przynosimy zwolnienia lekarskie.
Kto „kabluje”?
- Kontrole prowadzone przez ZUS są inicjowane na podstawie informacji od innych podmiotów. Na przykład pracodawca prosi o kontrolę swojego pracownika, bo uważa, że zwolnienie może być „naciągane”. Kontrole są też przeprowadzane z inicjatywy ZUS, gdy ubezpieczony wyróżnia się częstym chorowaniem, numery statystyczne chorób są coraz to inne, ubezpieczony rozpoczyna kolejne okresy zasiłkowe, tzn. choruje na jedno schorzenie przez maksymalny czas 182 dni i za chwilę choruje na kolejne schorzenie o innym numerze statystycznym - wylicza Sebastian Szczurek z ZUS-u. Dodaje, że podejrzani są zwłaszcza ci pracownicy, którzy chorują i jednocześnie unikają świadczenia rehabilitacyjnego.
Kontrole ZUS-owskie działają też w drugą stronę - gdy ZUS kontroluje małych przedsiębiorców. - Częste są przypadki, kiedy zwolnienie lekarskie jest brane tylko po to, by za czas choroby nie płacić składek, a jeszcze otrzymać zasiłek chorobowy. Takie kontrole ZUS prowadzi w trakcie konkretnego zwolnienia lekarskiego. Często jest tak, że pani ze sklepiku będąca na chorobowym, w jego trakcie normalnie pracuje w sklepie - przyznaje Szczurek.
Każdy, kto ma L4, może być skontrolowany dwa razy. Pracownicy ZUS sprawdzają, czy osoba przebywająca na L4 jest naprawdę chora oraz to, w jaki sposób wykorzystuje zwolnienie.
- W efekcie każda osoba, którą dopadła grypa, może być skontrolowana dwukrotnie - przyznaje Iwona Kowalska rzecznik regionalny ZUS województwa dolnośląskiego.
W zależności od tego, co ZUS chce sprawdzić, nasze L4 kontroluje albo pracownik, albo lekarz orzecznik. Ten ostatni, przy wykorzystaniu specjalnej aplikacji, typuje, które zwolnienia lekarskie zostaną skontrolowane.
- Kontroler ZUS zapuka do naszych drzwi, żeby zobaczyć, czy zgodnie ze wskazaniami lekarza leżymy w łóżku, a orzecznik zaprosi nas na badanie - wyjaśnia Kowalska.
Jako że kontrole odbywają się losowo, raz w miesiącu i bez zapowiedzi, efekt naszych kłamstw może być marny. Przekonali się o tym wojewódzcy rekordziści, którzy z powodu „lewego” L4 muszą oddać ZUS-owi kilkanaście tysięcy złotych. Najwyższa kwota, którą „pacjent” musiał zwrócić do ZUS-u, to 30 034,24 zł. Zakwestionowano mu 148 dni zwolnienia. „Szczęśliwiec” pochodził z regionu wrocławskiego. Kolejnym rekordzistą była osoba z Wałbrzycha. Za 137 przebywania na „lewym” L4 musi zapłacić 29 523,50 zł. Na trzecim miejscu na niechlubnym podium była osoba z Legnicy, która za 96 dni zwolnienia zapłaci 14 804,26 zł.
Zwrot pieniędzy do ZUS-u obejmuje nie tylko koszty przebywania na L4. Dolicza się do tego także odsetki.
Co może lekarz orzecznik?
Lekarz orzecznik przeprowadza badanie lekarskie. Analizuje również dokumentację medyczną w wyznaczonym miejscu lub w miejscu pobytu badanego.
- Lekarz orzecznik może także kierować kontrolowaną osobę na badanie specjalistyczne, zażądać od wystawiającego zaświadczenie lekarskie udostępnienia dokumentacji medycznej dotyczącej ubezpieczonego, a także zlecić wykonanie badań pomocniczych w wyznaczonym terminie - wylicza Sebastian Szczurek. Dodaje, że obowiązkiem osoby przebywającej na L4 jest stawienie się na badaniach i okazanie żądanej dokumentacji medycznej.
- W razie uniemożliwienia badania, nie stawienia się i nieusprawiedliwienia nieobecności lub niedostarczenia posiadanych wyników badań w wyznaczonym czasie, zaświadczenie lekarskie traci ważność od dnia następującego po tym terminie. Może tak się stać również w przypadku, gdy po analizie dokumentacji medycznej i po przeprowadzeniu badania ubezpieczonego, lekarz orzecznik określi wcześniejszą datę ustania niezdolności do pracy niż orzeczona w zaświadczeniu lekarskim. W takiej sytuacji zwolnienie traci ważność od tej daty - wyjaśnia Sebastian Szczurek.
Do drzwi puka ZUS
Kolejną kontrolę mogą przeprowadzić pracownicy ZUS, którzy sprawdzą czy może przypadkiem na „lewym” L4 pracujemy lub po prostu odpoczywamy.
- Przyłapany na tym pracownik traci prawo do zasiłku chorobowego. Zasiłek chorobowy nie przysługuje w takim przypadku za cały okres objęty zaświadczeniem lekarskim #- dodaje Szczurek.
Pracownicy ZUS-u przypominają także, że każdy ubezpieczony musi dostarczyć druk zwolnienia w ciągu 7 dni od daty jego otrzymania. - Jeżeli zwolnienie trafi do firmy po terminie, zasiłek będzie mniejszy. Świadczenie w kwocie zmniejszonej o 25 proc. wypłacane jest wtedy od ósmego dnia niezdolności do pracy do czasu dostarczenia zwolnienia - podkreśla Iwona Kowalska z dolnośląskiego ZUS-u.
Według danych ubezpieczyciela, w ostatnich latach Dolnoślązacy najczęściej brali L4 z powodu ostrego zakażenia górnych dróg oddechowych, opieki położniczej podczas ciąży oraz zaburzeń korzeni rdzeniowych i splotów nerwowych, a także całego wachlarza dolegliwości związanych z kręgosłupem: bólu, zwyrodnienia czy choroby krążków międzykręgowych.
ZUS nacięty na miliony
Milion złotych, na które naciągnęli Zakład Ubezpieczeń Społecznych fikcyjnie chorzy Dolnoślązacy, to jedna setna tego, co instytucja ta straciła na #kilkuletniej działalności grupy firm powiązanych z wrocławskim biznesmenem, a przed laty funkcjonariuszem SB Zdzisławem Kmetką.
Oprócz ZUS, ofiarami są też zwykli ludzie - pracownicy kilkuset firm, od których pensji nie były płacone składki na ubezpieczenia społeczne.
Oszukane firmy dały się namówić spółkom kontrolowanym przez biznesmena na taki biznes: przejmiemy waszych pracowników, a potem wam ich „wydzierżawimy”. Jako ich pracodawca będziemy płacić pensje, składki ZUS i podatki. Wy zapłacicie nam opłatę za usługę - mniejszą niż wasze dotychczasowe koszty.
Rzecz w tym, ze żadne składki nie były odprowadzane. Z ustaleń kontroli NIK wynika, że kilka lat zajęło urzędnikom dojście do tego, ze ZUS jest oszukiwany, a także do tego, że stoi za tym grupa firm powiązanych z jednym i tym samym człowiekiem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?