Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego Obama powinien przyjeżdżać raz na kwartał

Janusz Michalczyk
Janusz Michalczyk
Janusz Michalczyk Paweł Relikowski
Ledwie prezydent Barack Obama odleciał za ocean, a dotarły do nas wieści, które każą zrewidować opinię o niemrawym i tchórzliwym amerykańskim przywódcy, który nie ma żadnego wpływu na rzeczywistość.

Otóż, mieliśmy prawdziwą serię zaskakujących zdarzeń. Pierwszym sygnałem, że to nie przelewki, było zachowanie Jarosława Kaczyńskiego, który ochoczo podawał rękę wybranemu przez przypadek na szefa państwa Bronisławowi Komorowskiemu. Wpływ prezydenta USA na zmianę podejścia lidera PiS jest ewidentny, choć jednocześnie z oburzeniem należy odrzucić sugestię, że sprawę przesądziła niedawna akcja w Pakistanie, gdzie na rozkaz Obamy zastrzelono Osamę. Nawiasem mówiąc, ten postępek nie pozostawia złudzeń, że prezydent jest zdolny do wszystkiego, gdy ktoś mu popsuje dobry humor.

Na Dolnym Śląsku też dało się zauważyć niezwykłe zjawiska. Na przykład w Wałbrzychu przy ciągu głównych ulic wyrosły jak grzyby po deszczu znaki ostrzegające kierowców przed dziurami w jezdni. Malkontenci mogą grymasić, że prawdziwym cudem byłoby, gdyby przez noc wszystkie dziury zniknęły, ale nic straconego, bo za kilka miesięcy mamy przecież wybory i lokalne władze zapewne planują już różne nadludzkie wysiłki, które mają oszołomić elektorat.

Pozytywny przekaz Baracka (We can - potrafimy) świetnie odczytali z pewnością piłkarze Śląska Wrocław, sięgając - ku zaskoczeniu wszystkich ekspertów - po tytuł wicemistrza Polski. Oczywiście można przekonywać, że Orest Lenczyk jest lepszy niż Josep Guardiola, który z Barceloną zdobył puchar Ligi Mistrzów, że Sebastian Mila kładzie na łopatki Lionela Messiego, że od bramkarza Mariana Kelemena mogliby się uczyć bronienia rzutów karnych Artur Boruc i Łukasz Fabiański. Można, ale po co, skoro cud jest niewątpliwy, w cuda Polacy wierzą, od 1 maja nawet z obowiązku patriotycznego cudów nie kwestionują.

Jeśli o futbolistach mowa, to warto zauważyć, że w ostatniej kolejce piłkarskiej (tym razem nie ekstraklasy, lecz pierwszej ligi) też doszło do nad-zwyczajnych wypadków. Trudno uwierzyć - zawodnicy w ogóle nie przeklinali na boisku, nie byli ani trochę agresywni wobec arbitra i nawet poskarżyli się, że to sędzia wymyślał im od pierwszej do ostatniej minuty pojedynku, m.in. od jeb...ch konusów.

Serię niezwykłych zjawisk zwieńczyło wyznanie Głównego Inspektora Ochrony Danych Osobowych, który publicznie potwierdził, że udał się spis powszechny. I to mimo, że znaleźli się internetowi partyzanci, którzy wchodzili bezkarnie do systemu (bo znali czyjeś numery: NIP czy PESEL), by ściągnąć różne wrażliwe dane, jak np. adres zamieszkania. Panie GIODO, z tą wrażliwością to pan nie przesadzaj. Co innego, gdyby komuś dopisano kilkoro dzieci, kochankę na utrzymaniu lub metrów kwadratowych lokalu.

Dobroczynnych skutków wizyty Obamy było znacznie więcej, więc apeluję, by zapraszać go do nas raz na kwartał. A jak minister Radosław Sikorski nie da rady tak często, to niech Barack przyjedzie chociaż na jesienne wybory. I przyszłoroczne Euro. Wrocław też czeka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska