Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dilerzy walczą pod szkołą. Gang drożdżówkowców wypiera solniczki. Wygrywa życie bez smaku

Arkadiusz Franas, redaktor naczelny
Fot. Paweł Relikowski
Przepraszam za dość trywialne pytanie, ale z czym Państwu kojarzy się szkolna toaleta? Mnie z przyjemnym, wtedy, smakiem zakazanego dymka z papierosa. I wieloma anegdotami związanymi z tym nielegalnym procederem. Słynne naloty nauczycieli, gdy człek spowity dymem, bo zdążył wyrzucić dowód do muszli, niestety klozetowej, prosto w oczy pedagogowi mówił: to nie ja, to może poranna mgła jeszcze nie opadła…

A biedny nauczyciel albo udawał, że wierzy, albo rewidował delikwenta, wtedy nikt nie protestował, że w toalecie i bez nakazu prokuratora, i miał zapas papierosów na wieczór lub i kilka dni. Tak, oczywiście palenie szkodzi, i wcale nie jest to bezmyślne przywołanie sloganu popierającego zdrowy styl życia.

Tylko że wtedy ta świadomość była jeszcze słabo utrwalana, a poza tym jak sobie przypomnimy, to przed 20-30 laty palili prawie wszyscy. A popielniczka była podstawowym wyposażeniem każdego domu i biura. Teraz jesteśmy mądrzejsi i rzuciliśmy. To znaczy ja na pewno rzuciłem. Tyle tytułem wytłumaczenia się, że niby popieram palenie. Nie, nie popieram i dym mi przeszkadza. Ale wróćmy, jejku, jak to brzmi, do szkolnej toalety. Palić jest trudniej, bo monitoring, czujniki dymu, no i młodzież mądrzejsza niż wtedy. Taką mam nadzieję. Ale co naprawdę tam się dzieje, to nie wiem, mam nadzieję, że służy tylko swemu podstawowemu przeznaczeniu, choć niedługo może to się zmienić. Otóż niewykluczone, że między wyziewami z kanalizacji młodzi ludzie zaczną spożywać drożdżówki, pączki i chleb z pomidorem nieco posolonym. Smacznego.

A wszystko przez rozporządzenie ministra zdrowia „z dnia 26 sierpnia 2015 r. w sprawie grup środków spożywczych przeznaczonych do sprzedaży dzieciom i młodzieży w jednostkach systemu oświaty oraz wymagań, jakie muszą spełniać środki spożywcze stosowane w ramach żywienia zbiorowego dzieci i młodzieży w tych jednostkach”. Że to zawsze musi być tak „oryginalnie” zatytułowane.

I ja wreszcie rozumiem, dlaczego nasze lecznictwo jest w takim stanie. Bo jak minister zdrowia musi pilnować sklepików szkolnych, to kiedy bidulek miałby czas, by zreformować służbę zdrowia. Zajrzeć pod każdą ladę, do każdej lodówki to jednak zajmuje trochę czasu. Wiem, bo czasami też zakradam się do chłodziarki bezszelestnie i jeszcze nigdy mi się nie udało, bym nie usłyszał: a czego tam szukasz, kolacja była niedobra?! Proszę zgadnąć, kto zadaje mi to pytanie… Tak, mój prezes jednoosobowej, nieodwoływalnej rady ministrów, poślubiony jakiś czas temu.

W rządowym rozporządzeniu czytamy, że kanapki muszą być przygotowywane: „bez soli oraz sosów, w tym majonezu, z wyłączeniem ketchupu, w przypadku którego zużyto nie mniej niż 120 g pomidorów do przygotowania 100 g produktu gotowego do spożycia”. Czyli co, chlebek pełnoziarnisty z koniczyną? Oczywiście nawożoną tylko ekologicznie, czyli… wiedzą Państwo czym. Ciekawe, czy już szkolą psy do tropienia majonezu? Miało być zdrowo, a wyszło śmiesznie. Zakazy, zamiast edukacji, tak zawsze się kończą. Już słyszałem, że co sprytniejsi handlują nieoficjalnie słodkimi bułkami. Niedługo pojawią się dilerzy z solniczkami. Jak gangi będą walczyć o wpływy.

To rozporządzenie to taka trochę alegoria naszych czasów. Nie za słono, nie za słodko. Tak nijak. Nieważna płeć, nieważna nacja czy kolor skóry. Ważne. I to bardzo. Byle tylko nie krzywdzić. Przecież chodzi o to, by życie miało smak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska