Czy przygoda ze sportem w Twoim przypadku rozpoczęła się od koszykówki?
Zanim zaczęło mnie ciągnąć do koszykówki, jeździłem na deskorolce. Pewnego razu kolega powiedział "chodź z nami pograć w kosza". Zgodziłem się i nie żałuję tej decyzji. Bardzo mi się to spodobało. Zrezygnowałem z deskorolki i można powiedzieć, że znalazłem drugi dom. Po grze w kadetach i juniorach trenerzy dali mi szansę sprawdzenia się w pierwszą drużyną. Byłem strasznie zestresowany. Pod skrzydła wziął mnie wówczas Edward Żak. Pokazał mi wszystko jak to wygląda, gdzie mogę usiąść w szatni itd. Trenowałem w juniorach, a później zostawałem na seniorach. Bywało, że w hali przebywałem od godz. 16 do 20. Do tego dochodziła szkoła średnia i korepetycje z niemieckiego przed maturą. Ciężko było mi wszystko pogodzić. Przełom nastąpił, gdy do Zgorzelca przyjechał Saso Filipovski. Zorganizował minicamp, wypadłem dobrze i podpisałem pierwszy w życiu kontrakt.
Jak wspominasz pracę z trenerem Filipovskim?
To bardzo dobry szkoleniowiec, któremu wiele zawdzięczam. Treningi nie były krótkie. W domu tak naprawdę byłem tylko, żeby coś zjeść i położyć się spać. Okres pracy z Sasą był dla mnie wspaniały. Poznałem koszykówkę od podstaw, teorię, a także praktykę. Mieliśmy wiele spotkań, w czasie których trener przedstawiał wizję gry i wszystkie zasady. Był pomocny i cały czas na mnie patrzył, mimo że byłem młody. Był świetnym mentorem. Dużo rzeczy opowiadał także poza koszykówką, które uczyły i trafiały do człowieka.
Pamiętasz czasy, kiedy klub ze Zgorzelca zdobywał srebrne medale?
Medale bardziej smakują, gdy gra się na boisku. Lepiej wspominam drugi krążek, ponieważ miałem w nim większy udział. Byli u nas wtedy bardzo fajni zawodnicy, na boisku i poza nim. Byłem najmłodszy, nie znałem angielskiego. Wielu kolegów wspominam jednak bardzo miło - Dragisę Drobniaka, Thomasa Kelatiego, Andresa Rodrigueza, Davida Logana, Vjeko Petrovicia czy Slobodana Ljubotinę, przeciw któremu teraz walczymy o finał. Mamy te same wspomnienia. Przed meczami i po nich rozmawiamy, śmiejemy się. To dowód na to, że ten okres był czymś więcej niż tylko dwoma latami spędzonymi razem.
Obecnie jest Pan ważnym elementem drużyny. Nauka z trenerem Filipovskim nie poszła zatem w las.
Wierzyłem, że ciężka praca do czegoś mnie doprowadzi. Tak zostałem nauczony. Wiedziałem, że na treningu nie można oszukać, coś zrobić słabiej, poobijać się itd. Musiałem walczyć o swoje marzenia i pozycję. Nie spoczywam jednak na laurach i cały czas ciężko pracuję. Wiem, że mam w sobie jeszcze dużo ukrytych zdolności. Wierzę, że nadejdzie czas, gdy wszystko ze mnie wybuchnie. Chcę iść do przodu w dobrym kierunku i stawać się coraz lepszym graczem. To są marzenia każdego młodego koszykarza.
Wspomniał Pan o deskorolce. Hobby pozostało?
Deskorolka poszła w kąt (śmiech). Jeździłem ponad dwa lata. Sporo się nauczyłem i dobrze się z nią czułem. Obecnie lubię oglądać jak ktoś jeździ na desce. Zrezygnowałem z zabawy na rzecz koszykówki, gdyż jest to sport bardzo podatny na kontuzje. Obecnie każdą wolną chwilę poświęcam dziewczynie. Mamy pieska rasy Beagle. Wabi się Bella i ma siedem miesięcy. W domu jest zawsze wesoło. Jest to na pewno jakaś odskocznia. Gdy jest dzień wolny, zamiast siedzieć w domu, można pospacerować. Beata chodzi z Bellą na tresury. Efekty są widoczne, bo już nie jest małym szaleńcem, tylko zaczyna się słuchać.
A studia?
Studiowałem fizjoterapię na Kolegium Karkonoskim w Jeleniej Górze. Dojazdy jednak były bardzo ciężkie i musiałem się poddać. Obecnie studiuję pedagogikę. Miałem wszystko pod nosem, ale filia w Zgorzelcu została zlikwidowana. Muszę zatem dojeżdżać do Legnicy i póki co daję radę. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze. W koszykówce czuję się bardzo dobrze. Planuję, aby to była moja najbliższa i trochę dalsza przyszłość.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?