Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Barcelona w finale Ligi Mistrzów

Mariusz Wiśniewski
Barcelona zremisowała z Realem Madryt na własnym stadionie i awansowała do finału Ligi Mistrzów na Wembley

- Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Dlaczego Barcelona jest tak faworyzowana przez sędziów? - zastanawiał się trener Realu Madryt José Mourinho po pierwszym meczu półfinałowym Ligi Mistrzów przeciwko Barcelonie, przegranym 0:2.

- Czy to przez reklamę UNICEF (logo na koszulkach Barcelony - red.), czy dzięki władzy Villara w UEFA (Barcelona poparła jego kandydaturę w wyborach na prezesa hiszpańskiej federacji - red.). Barcelona to fantastyczna drużyna. Gratuluję im nie tylko tego, ale też władzy, dzięki której mają ułatwione zadanie - dodał "The Special One".

Mourinho chodziło o sytuację z 62. minuty meczu na Santiago Bernabeu, która miała wpływ na dalsze wydarzenia. Wówczas z boiska wyleciał Pepe za faul na Danim Alvesie. Decyzja sędziego Wolfganga Starka była mocno dyskusyjna. Szczegółowa analiza telewizyjna wykazała, że Pepe nawet nie dotknął nogi Alvesa.

- Arbiter pospieszył się trochę z tą decyzją, był zbyt surowy. Oczywiście on był w środku tego wydarzenia, czuł atmosferę na boisku, a ta, widać było, że robiła się coraz bardziej gorąca. Jednak w spotkaniu tak wielkich firm mógł się jeszcze wstrzymać. W tym przypadku ustawiła dalszą część meczu - komentował Michał Listkiewicz.

Nie tylko meczu, ale całej rywalizacji. Osłabiony Real stracił później dwa gole i przed rewanżem na Camp Nou był w beznadziejnej sytuacji. Na dodatek musiał sobie radzić bez Mourinho, który za wyrzucenie na trybuny w pierwszym meczu nie mógł zasiąść na ławce trenerskiej w Barcelonie.

Przepisy pozwalają w takiej sytuacji na obserwowanie zmagań z trybun, ale trener Realu w obawie przed wrogością kibiców Barcelony chciał usiąść w specjalnie odizolowanej szklanej loży. Takiej gospodarze nie mogli mu zapewnić i ostatecznie Mourinho postanowił pozostać w hotelu i tam oglądać spotkanie w telewizji.

Real miał zagrać na Camp Nou ofensywniej i początek w wykonaniu Królewskich był obiecujący. Podeszli presingiem wysoko pod Barcelonę i gra toczyła się głównie na połowie gospodarzy. Ale tylko przez pierwszy kwadrans. Później wszystko wróciło do schematu, czyli Barcelona posiadała piłkę, atakowała, a Real bronił dostępu do bramki i szukał szans w kontratakach.

Swoją przewagę gospodarze udokumentowali na początku drugiej połowy. Po podaniu Iniesty w idealnej sytuacji znalazł się Rodriguez i Casillas był bez szans. Kiedy wydawało się, że kolejne gole dla rozpędzającej się Barcelony są tylko kwestią czasu, Real przeprowadził kontrę, którą skutecznie wykończył Marcelo. Królewscy chcieli iść za ciosem, ale nie bardzo wiedzieli jak, bo mimo utraty gola to Barcelona dalej kontrolowała grę i była przy piłce. Gospodarze nie starali się już atakować dużą liczbą zawodników, a jedynie myśleli o utrzymaniu wyniku. Ponieważ Real nie wiedział, jak temu zaradzić, wielkich emocji na Camp Nou już nie było.

Jedni wierzą w cud, a drudzy już myślą o niedzielnym meczu
Nadzieja umiera ostatnia, a cuda czasem się zdarzają. Ale chyba nie tym razem - awans Schalke 04 Gelsenkirchen do finału Ligi Mistrzów to zadanie z kategorii "science fiction". Trudno sobie wyobrazić, by Manchester United dał sobie strzelić trzy gole na Old Trafford, bo tyle muszą ich zdobyć Niemcy, by odrobić straty z pierwszego półfinału, przegranego u siebie 0:2.

- Wszystko jest w naszych głowach. W tym, czy wyjdziemy na boisko z wiarą w to, że może się udać - mówi, cytowany przez dziennik "Die Welt", trener Niemców Ralf Rangnick, a miejscowa prasa przypomina, że cud w Lidze Mistrzów z Schalke w roli głównej już raz się wydarzył. I to całkiem niedawno, bo w ćwierćfinale, gdy Raul i spółka rozgromili na San Siro w Mediolanie 5:2 broniący tytułu Inter.

Więcej jest jednak w Niemczech opinii mówiących, że Czerwone Diabły nie wypuszczą już z rąk szansy na trzeci finał Ligi Mistrzów w ciągu czterech lat. Tym bardziej że odbędzie się on na Wembley. Na dodatek Schalke jeszcze nie zdążyło opuścić Niemiec, a już zaczęły się problemy. Z powodu braku wszystkich stosownych dokumentów wylot zespołu do Manchesteru został opóźniony o dwie godziny. Problem na lotnisku mieli Edu (Brazylia), Jefferson Farfan (Peru), Atsuto Uchida (Japonia), Ali Karimi (Iran) oraz Junmin Hao (Chiny). Po dwóch godzinach udało się dostarczyć wymagane dokumenty i Schalke mogło polecieć w kierunku Wysp Brytyjskich.

W samej Anglii dzisiejszy mecz budzi dużo mniejsze emocje. Media przypominają, że w 32 ostatnich meczach pucharowych na Old Trafford Czerwone Diabły doznały zaledwie jednej porażki. W ogóle wszyscy żyją już niedzielnym starciem Manchesteru z Chelsea Londyn, które może zdecydować o losach mistrzostwa kraju. Po ostatniej porażce z Arsenalem (0:1) prowadzący w tabeli United mają już tylko trzy punkty przewagi nad "The Blues", dlatego trener Alex Ferguson zdecydował, że przeciwko Schalke nie zagrają strzelcy bramek sprzed tygodnia - Wayne Rooney i Ryan Giggs.

Barcelona - Real Madryt 1:1 (0:0)

Bramki: Rodriguez 54 - Marcelo 64 Pierwszy mecz: Real - Barcelona 0:2. Awans: Barcelona.
W środę drugi półfinał Manchester United - FC Schalke (pierwszy mecz: Schalke - Manchester 0:2)
Finał Ligi Mistrzów: Londyn 28 maja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska