Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Amerykański sen Gortata

Paweł Kucharski
Wydaje się, że to, czego w ostatnich latach dokonał Marcin Gortat, nie ma racjonalnych podstaw do zaistnienia. Przecież Polish Machine czy, jak kto woli, Polish Hammer przygodę z koszykówką zaczął dopiero w wieku 16 lat.

Podstaw uczył się w rodzinnej Łodzi, w Niemczech przeszedł chrzest bojowy, ale dopiero w Stanach Zjednoczonych poznał najwyższy stopień wtajemniczenia. W sferze mentalnej i psychicznej najwięcej też nauczył się poza granicami naszego kraju, co dało mu przepustkę do zaistnienia w lidze NBA.

Trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że Gortat talentu do koszykówki nigdy nie miał. Jednak wszelkie braki w wyszkoleniu technicznym zniwelował swoim podejściem do obowiązków. Filozofię pracy i realizowanie wyznaczonych sobie celów w jego przypadku można uznać za niepolskie. Gortat wymarzył sobie amerykański sen, który spełnia z niebywałą sumiennością, a przede wszystkim cierpliwością.

- Marcin zawsze miał pod górkę - powiedział kiedyś Filip Kenig, jego kolega z czasów gry w ŁKS-ie, a dziś prezes zarządu fundacji charytatywnej MG13. Gortat dorastał na łódzkich Bałutach, w dzielnicy owianej sławą grozy, gdzie po zmroku samemu lepiej nie wychodzić z domu. Ukończył technikum mechaniczne, ale szybko okazało się, że kariery naukowej nie zrobi. Zdecydował się na sport, a wybór było o tyle prostszy, że oboje rodzice Marcina odnosili w tej dziedzinie życia spore sukcesy.

Pan Janusz z igrzysk olimpijskich w Monachium (1972) i Montrealu (1976) przywiózł dwa brązowe medale, a pani Alicja to wielokrotna reprezentantka Polski w siatkówce. Uznanie i szacunek dla osiągnięć swojego ojca Marcin podkreślił w szczególny sposób - na lewej piersi ma wytatuowaną jego twarz oraz nazwy miast i lata, w których zdobywał medale.

W wieku 10 lat Gortat junior rozpoczął treningi piłkarskie. Ze względu na wysoki wzrost chciał być bramkarzem. Później na moment w jego okresie dojrzewania pojawiła się lekka atletyka, aż w końcu, jako 16-latek, wybrał koszykówkę. Jak już wspomniano, wirtuozem nigdy nie był i pewnie nie będzie. Nie brakowało mu za to wzrostu, ambicji i zaangażowania. Niestety, tych atutów w Polsce nie doceniono, także w Śląsku Wrocław.

- Chciałem kiedyś grać w tym klubie, ale bardzo szybko ze mnie zrezygnowano - wyznał Gortat w 2009 roku w trakcie swojego campu w hali Orbita. Do WKS-u się jednak nie zraził i zapowiadał, że w pełni popiera reaktywację 17-krotnych mistrzów Polski.

Na głębsze wody Gortat wypłynął w RheinEnergie Kolonia, choć swoją pozycję w tym zespole musiał mozolnie budować przez długie 4 lata. Niektórzy z jego pobytu za Odrą najbardziej pamiętają zabawną sytuację z meczu Gwiazd Bundesligi. Otóż przy próbie efektownego wsadu z linii rzutów wolnych Polak potknął się i z impetem upadł na parkiet. Dziś tę sytuację kwituje śmiechem, bo Gortat ma olbrzymi dystans do własnej osoby.

Nie zmienił się również po podpisaniu wielomilionowego kontraktu z Orlando Magic. Doskonale też zrozumiał, jakie obowiązki i wyzwania niesie za sobą sława. Zdał sobie sprawę, że sama gra w koszykówkę nie wystarczy. Poza parkietem łodzianin podejmuje mnóstwo działań, które konsekwentnie buduje korzystny wizerunek przedsiębiorstwa o nazwie Marcin Gortat.

Wystarczy wspomnieć udział w akcjach społecznych, organizowanie campu dla dzieciaków, utworzenie fundacji MG 13 czy jego otwartość na media (wizyta w programie Szymona Majewskiego w trakcie zgrupowania reprezentacji Polski). Nawet wybór nowego numeru na koszulce w Phoenix konsultował z kibicami za pomocą komunikatorów internetowych.

Jednocześnie kreuje wizerunek człowieka sukcesu, choć przy tym jego zachowanie pozbawione jest pozerstwa i cwaniactwa. Uwielbia szybkie i drogie samochody, ma piękną dziewczynę, która na co dzień jest modelką, kolekcjonuje broń. Jego twarz coraz częściej pojawia się w przekazach medialnych, a mimo to kibicom ciągle go mało. Gortat na szczyt jeszcze nie doszedł. Co więcej, można powiedzieć, że jest dopiero u progu nowego, bardzo ekscytującego rozdziału w swoim życiu.

Debiut z Miami

W nocy z czwartku na piątek Marcin Gortat zagra swój pierwszy mecz w zespole Phoenix Suns.
Polak przeszedł już badania medyczne i został przedstawiony na specjalnej konferencji prasowej. - Mam 26 lat i wchodzę w najlepszy czas dla koszykarza. Jestem gotowy na nowe wyzwania, a transfer do Phoenix jest właśnie takim wyzwaniem - powiedział jedyny Polak w NBA. Oprócz niego przeciwko Miami w ekipie Słońc zadebiutują również Vince Carter oraz Francuz Mickael Pietrus.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska