Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adam Wójcik: El Profesore z Oławy

Jacek Antczak
Adam Wójcik
Adam Wójcik Paweł Relikowski
Jego kibice żartują, że specjalnie dla niego wybudowano autostradę do Zgorzelca: żeby mógł szybko pojechać na trening pod niemiecką granicę i wrócić do domu, do Wrocławia, na obiad. Jest już sportową legendą, a wciąż gra znakomicie. O koszulkę poprosił go sam Marcin Gortat, którego jest idolem.

Oława, 1983 rok
Drużyna tamtejszej szkoły podstawowej jedzie na mecz z wrocławską podstawówką. Uwagę trenera Gwardii Wrocław Krzysztofa Walonisa przykuwa 13-letni chłopak.

I kwarta w Oławie

- Zobaczył we mnie talent, bo wzrostem nie imponowałem, miałem tylko 173 centymetry. Dopiero w wieku 17 lat dobiłem do metra dziewięćdziesięciu - wspomina "silny skrzydłowy", mierzący 209 centymetrów (waga 108 kg, nr buta 47). - Dojeżdżałem do Wrocławia dwa, trzy razy w tygodniu pekaesem i pociągami. Nie było łatwo z połączeniami - dodaje. Dziś jeździ terenowym volvo.

Adam Wójcik pomyślał, że koszykówka to fajny sport, kiedy obejrzał w telewizji mecz reprezentacji z Francją. "Też będę tak rzucał" - postanowił nastolatek. Wcześniej grał w piłkę, nieźle skakał w dal i myślał o siatkówce - dumą jego rodzinnej miejscowości był zespół Moto Jelcz Oława. Ostatecznie siatkarzem tej drużyny został... starszy brat Adama. Za to koszykarz szybko dorobił się we Wrocławiu ksywy "Oława". 10 lat później, zaledwie po kilku meczach w hiszpańskim zespole, koledzy z drużyny nadali mu pseudonim "El Pro-fesore". Ale o "Oławie" koledzy dotąd pamiętają, a kiedy autokar z drużyną przejeżdża przez miasto, gdzie do dziś mieszkają rodzice Adama, koszykarze rzucają się do okien i żartują ze swojego kapitana, że chcą zobaczyć, gdzie stoi jego pomnik.

Wrocław 2009, sala treningowa na Krzykach
Trener klubu WKK Wrocław przygląda się bliźniakom, Jankowi i Szymkowi Wójcikom. "Nie jest źle, mają potencjał, zabieram ich na obóz" - mówi do Adama. 10-letni Wójcikowie mają po 154 cm wzrostu.
- Nie wywieram presji, ale bardzo się cieszę, że chcą grać. Ba, już straszą, że będą lepsi ode mnie - mówi z dumą Wójcik senior.

II kwarta w Hali Ludowej
Mistrzostwa Europy we Wrocławiu. Polacy zdobywają srebro, przegrywają tylko w finale z... ZSRR. Niektórzy żartują, że już wtedy, w 1962, po skrzydle biegał Adam Wójcik (dziś na trybunach można nawet usłyszeć, że w Hali Ludowej Adam grał jeszcze w Breslau). Naprawdę urodził się 8 lat po największym triumfie polskiej koszykówki, 20 kwietnia 1970. Zadebiutował w reprezentacji w... Hali Ludowej, w meczu z Włochami w 1990. Podczas mistrzostw kontynentu był naszym podstawowym graczem w 1991, 1997 i 2007 roku.
EuroBasket 2009
Hala Ludowa. W pierwszych meczach nasz kapitan wyprowadza drużynę, ale sam wchodzi na parkiet tylko na rozgrzewce. Rankami spotkać go można w Centrum Rehabilitacji Andrzeja Czamary. Kilka dni temu poczuł ból łydki. Ale kontuzja wygląda na niegroźną ("Adam strasznie się cieszył na te mistrzostwa i był załamany, kiedy to się stało" - mówi Krystyna Wójcik, żona koszykarza). Jest szansa, że w kolejnych meczach wspomoże kolegów. W finale? Na razie koledzy, a zwłaszcza Marcin Gortat, bardzo się starają, żeby turniej trwał jak najdłużej.

Gracz NBA stwierdził, że spełniło się jego marzenie, by zagrać w jednej drużynie "ze swoim idolem i najlepszym zawodnikiem w historii polskiej koszykówki". I że "ma nadzieję, że Adam podaruje mu swoją koszulkę".
- To wspaniałe, gdy jest się wzorem dla takich zawodników. Pewnie, że Marcin dostanie koszulkę, ale dopiero po mistrzostwach. Trochę ją muszę zużyć - śmieje się Adam, który jest liderem i autorytetem dla drużyny, trenera i kibiców. Na treningach mówi kolegom, jak się ustawiać, zagrać. - Czy słuchają? Różnie. Młodemu koszykarzowi można coś mówić dziesięć razy, a i tak robi swoje - śmieje się Wójcik.

Time out u Maxima
W tym sezonie drużyna Stali Stalowa Wola zakwalifikowała się do I ligi. 20 lat temu Gwardia Wrocław pojechała do nich na mecz. Dzień przed meczem koszykarze poszli do kina. Tylko Adam wybrał się na kawę do "Maxima". Kolega z kadry poznał go tam z dziewczyną, studentką warszawskiej SGH. Wkrótce Krystyna została żoną (a przy okazji menedżerką) Adama. Żeby wciąż nie dojeżdżać do Wrocławia, przeniosła się na Akademię Ekonomiczną. - A ja akurat podpisałem kontrakt z Mazowszanką Pruszków. Zamieniliśmy się i przez dwa lata Krysia dojeżdżała do mnie z Wrocławia do Warszawy, a potem do Bytomia.
Potem jeszcze dalej. Adam grał w Belgii walońskiej (Sunair Ostenda) i flamandzkiej (Spirou Charleroi), w ateńskim Peristeri, hiszpańskiej Unicaja Malaga i na Sycylii, w Capo Di Orlando. Wszędzie był ulubieńcem kibiców i należał do najlepszych graczy. W Belgii kibice wywiesili nawet na hali transparent "Wójcik na prezydenta".
- Bywało fajnie, ale już się chyba nie ruszę z Wrocławia. Najgorsza jest wieczna rozłąka z rodziną - mówi Adam, który jest domatorem i uwielbia Wrocław (chwali też urodę Trójmiasta, spędził 3 lata w Prokomie Sopot). Tam Wójcikowie zaprzyjaźnili się z sąsiadką, Anią Rogowską, mistrzynią świata w skoku o tyczce, ale trudno zastąpić wspólne grillowanie z wieloletnimi towarzyszami broni Dominikiem Tomczykiem i Maćkiem Zielińskim.

Trzy ikony wrocławskiej koszykówki lubią się razem napić piwa. - O ile jest ciepło - zastrzega Adam. - Kiedyś w Hiszpanii, w listopadzie, poszliśmy z Krysią nad morze. Jest ze 20 stopni, na drzewach rosną mandarynki, przysiedliśmy w restauracji i dzwonimy do Maćka. Pytam, co słychać we Wrocławiu, a "Zielony" uważa, że chłodno, minus 13 - opowiada Wójcik. Raz zdarzyło się, że w Grecji spadł śnieg. Klub przysłał po niego terenowy samochód. - Ale i tak nie mogliśmy wyjechać, bo nikt nie miał zimowych opon i cała okolica szukała łańcuchów, żeby mnie jakoś dowieźć na trening.

III kwarta w Rynku
Adam jest spokojnym człowiekiem, choć podczas gry w Śląsku zasłynął nie tylko znakomitą grą i blond fryzurą, ale i "niszczeniem mienia".
Po efektownym wsadzie podczas treningu przed meczem w Hali Ludowej Adam wylądował na parkiecie trzymając obręcz kosza w dłoniach. Zdezorientowany, chyłkiem położył ją na parkiecie i grzecznie poszedł usiąść na ławeczce.
- Nigdy nie zapomnę świętowania z kibicami kolejnych tytułów dla Wrocławia. Raz w Rynku postawiono nas na dachu sklepu z pamiątkami i rozłożono gigantyczną flagę. Czuliśmy wtedy naprawdę, że "cała Polska jest w cieniu Śląska". Innym razem, podczas zaciętych bojów z Pruszkowem, kiedy we Wrocławiu przegrywaliśmy, a ostatni mecz finału wygraliśmy u nich, kibice jechali obok nas samochodami już od połowy trasy powrotnej. A już od Oleśnicy zaczęli oblewać autokar szampanem - wspomina Wójcik. - A gdy dotarliśmy do Wrocławia, wskoczyliśmy na samochód dziennikarzy. Z Dominikiem i Zielonym zaczęliśmy podskakiwać i... wgnietliśmy dach. Szybko zeskoczyliśmy, ale Zielony skakał dalej. Chyba doszczętnie skasowaliśmy to auto - przyznaje się Adam.

Wójcik ma na koncie 9 złotych medali mistrzostw kraju (w tym jedno Belgii, pięć ze Śląskiem Wrocław).
- Przydałoby się dziesiąte, bo przecież gram z takim numerem - uzasadnia.
IV kwarta w Azbestach
W 2001 przed redakcją "Słowa Polskiego" przy ul. Kościuszki ustawiła się kilkusetmetrowa kolejka. Po autograf nowej gwiazdy polskiego kina przyszło tysiąc osób. "Przy okazji" podpisy składali też reżyser Jarosław Żamojda i inni aktorzy. "Sześć dni Strusia" nie było wprawdzie tak udanym filmem, jak "Kosmiczny mecz" z Michaelem Jordanem, ale Adam Wójcik w roli zawodnika zespołu "Azbestów Pomorze" o nazwisku... Adam Wójcik wypadł całkiem dobrze. Nie tylko gdy szalał na parkiecie, także w typowych scenach aktorskich. - To była niezwykła przygoda. Lubię kino i dzięki temu wiem, jak wygląda produkcja filmu od kulis - mówi koszykarz. - A wygląda tak, że przed 15-sekundową sceną półtorej godziny ustawia się kamery i światła. A potem kręci się te 15 sekund przez trzy godziny.

W dniu premiery filmu Śląsk Wrocław grał mecz w Hali Ludowej. Na trybunach zasiadła cała ekipa filmowców (potem w kinie na widowni cała drużyna koszykarzy). Adam - pewnie przez podwójny stres - miał gorączkę. Ale zagrał (w Hali) jak w transie. Rzucił 36 punktów. - Pamiętam, że po tym spotkaniu i premierze poszliśmy świętować, ale byłem tak padnięty, że jako pierwszy poszedłem do domu - wspomina Adam, który do dziś przyjaźni się z realizatorami "Strusia", a ostatnio znajomi pochwalili jego grę... w filmie. Bo "Strusia" powtarzali w "Ale kino". O gaży za film nie wspomina, bo nie powalała na kolana. Głośny był za to jego transfer ze Śląska Wrocław do Panathinaikosu Ateny opiewający na 1 200 000 dolarów. Do dziś Adam Wójcik jest w setce najlepiej zarabiających polskich sportowców.

Dogrywka w Śląsku?
10 000 punktów.
- Jeśli w tym sezonie nie dam rady, to pewnie w następnym - uśmiecha się 39-letni sportowiec, który do tej pory zdobył w krajowej lidze 9 697 punktów (w 602 meczach). Najwięcej w historii polskiej koszykówki. Za kilka tygodni Adam rozpocznie sezon w Turowie Zgorzelec. Wrocławscy kibice żartują, że najnowszy odcinek autostrady A4 wybudowano specjalnie dla Adama. Żeby mógł dojeżdżać do pracy. Z Bielan, gdzie mieszka rodzina Wójcików, do Zgorzelca jedzie się teraz godzinę z hakiem. Między treningami mógłby więc wpadać do domu na obiad. Nie jest jednak tajemnicą, że Adam marzy, by ostatni sezon w karierze spędzić w Śląsku Wrocław. Kto wie, może się uda? Przyznaje, że nie jest tak szybki, jak kiedyś, ale czuje się świetnie, a w ubiegłym roku w Poznaniu rzucał czasami po blisko 30 punktów w meczu. Na dodatek fachowcy nadal mówią o nim, że jest najlepszym polskim koszykarzem grającym w kraju.
- W ostateczności, moglibyście, do spółki z Dominikiem Tomczykiem i Maciejem Zielińskim, kupić i reaktywować wielki Śląsk Wrocław - proponuję.
- Hm, właściwie czemu nie... - śmieje się Adam Wójcik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska