Mężczyzna z "gnijącą ręką" zatrzymany. Trudno jest ustalić jedną wersję
Jak informowali nas czytelnicy, człowiek ten zajmował się głównie żebraniem w centrum miasta, choć czasami zdarzało mu się wywoływać awantury. Popularnym motywem pojawiającym się w mediach społecznościowych, było korzystanie przez mężczyznę z komunikacji miejskiej i dotykanie chorą ręką barierek, krzeseł czy innych pasażerów. Najczęściej poruszał się po okolicach Rynku i na osiedlu Nadodrze.
Trudno jest ustalić jednak, co dokładnie uczynił zatrzymany, ponieważ ile osób o nim opowiada, tyle jest wersji.
- Jednym przedstawia się "Andrzej", drugim "Mariusz". Raz podaje się za Roma, który ma rodzinę w Brzegu, a inni twierdzą, że nie ma romskich korzeni i od lat mieszka w okolicy ul. Trzebnickiej. Nikt nic nie wie na pewno - mówi czytelniczka "Gazety Wrocławskiej", która chciała pozostać anonimowa.
Mężczyznę trudno było zatrzymać do przymusowego leczenia, ponieważ:
- trudno było wskazać jego stan psychiczny,
- nie wpływało żadne zgłoszenie na policję ani prokuraturę,
- nie był złapany na gorącym uczynku,
- gdy tylko przyjeżdżał do niego patrol, ten odmawiał opieki lekarskiej, do czego miał pełne prawo.
Niektórzy chcieli mu pomóc
Z redakcją "Gazety Wrocławskiej" skontaktowały się osoby, które chciały pomóc bezdomnemu.
- Umawialiśmy się z nim kilka razy pod jednym z kiosków na Nadodrzu. Prowadziliśmy zbiórkę i szukaliśmy informacji odnośnie pomocy takim osobom. Jeden pan chciał nawet wyłożyć z własnej kieszeni pieniądze na leczenie "Andrzeja". Niestety, ale on na wieść o szpitalu panikował i często uciekał. Z osobistych doświadczeń mogę powiedzieć, że ten mężczyzna jest prędzej wystraszony niż agresywny, a ludzie dosłownie zlinczowali go w mediach społecznościowych - mówi nam czytelniczka.
Trudno jednak pomóc osobie, która sama jej odmawia.
Przełom w sprawie. Mężczyźnie grozi do 8 lat więzienia
Pod koniec lipca w Komisariacie Policji Wrocław-Stare Miasto, złożone zostało zawiadomienie od jednego z wrocławskich restauratorów i zostało zakwalifikowane jako przestępstwo z art. 165 § 1 pkt 1 Kodeksu Karnego, który mówi o: sprowadzeniu niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób albo dla mienia w wielkich rozmiarach, powodując zagrożenie epidemiologiczne lub szerzenie się choroby zakaźnej albo zarazy zwierzęcej lub roślinnej.
- Prokuratura złożyła wniosek o zastosowanie środka zapobiegawczego w postaci aresztowania na okres trzech miesięcy. Sąd przychylił się do wniosku - mówił asp. Rafał Jarząb z KMP we Wrocławiu.
Jeśli prokurator udowodni winę, mężczyźnie grozi od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności.
Służby mają apel do świadków
Jak nieoficjalnie dowiedzieliśmy się w Prokuraturze Rejonowej Wrocław-Stare Miasto, podejrzany nie złożył na razie wyjaśnień w swojej sprawie. Śledztwo jest natomiast kontynuowane, ale na jego niekorzyść działa fakt, iż zbyt mało jest świadków wydarzeń.
Dlatego też służby proszą, aby wrocławianie zgłaszali się na policję i składali zeznania w sprawie. Może to mieć znaczący wpływ na dalsze losy postępowania. Sprawę prowadzą funkcjonariusze z komisariatu przy ul. Trzemeskiej. Można stawić się tam osobiście i wziąć udział w przesłuchaniu.
Nieznane są jeszcze wyniki testów psychologicznych, ale wrócimy do tego wątku, gdy tylko pojawią się nowe fakty w sprawie.
Zobacz też:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?