Znęcanie się nad psami. Właścicielki hodowli skazane
Jak ustaliła prokuratura, zwierzęta były przetrzymywane w klatkach i ciasnych transporterach ustawionych piętrowo w drewnianym domku na wsi o powierzchni 35 mkw, bez dostępu do wody, w pomieszczeniach pełnych odchodów. Część miała przerośnięte pazury, grube zbliznowacenia i rany na pyszczkach, problemy układu pokarmowego, zanik mięśni i otyłość z powodu braku ruchu.
Sąd uznał, że dowody, w tym:
- zeznania tych, którzy uczestniczyli w interwencji na miejscu,
- dokumentacja zdjęciowa,
- opinie biegłych weterynarza, behawiorysty oraz zoopsychologa)
potwierdzają, że taki był stan rzeczy. Zaniedbania oskarżonych były wielomiesięczne, miały wpływ na stan fizyczny i psychiczny psów oraz stanowiły znęcanie się nad zwierzętami. Chodzi o łącznie 26 psów rasy bulterier i staffordshire bulterier.
- Zamiar krzywdzenia zwierzęcia nie musi wystąpić. Wystarczy, że sprawca toleruje taki stan, w którym zwierzę jest narażone na cierpienie, ponieważ utrzymywane jest w niewłaściwych warunkach bytowych, bez odpowiedniego pokarmu bez wody i powoduje to ból i cierpienie. I zdaniem sądu tak właśnie było - uzasadniała wyrok sędzia Ewa Dakowicz.
Znęcanie się nad psami. Oskarżona: "wiodły szczęśliwe życie"
Oskarżona (wyjaśnienia złożyła tylko matka; młodsza z kobiet nie uczestniczyła w procesie) twierdziła, że w dniu interwencji warunki "nie były idealne", ale to było wczesnym rankiem, przed rutynowym sprzątaniem. Był to jedynie stan przejściowy, bo dom przechodził remont, a psy były zamykane tylko na noc, dla ich bezpieczeństwa. Właścicielki mieszkały w Białymstoku i dojeżdżały do hodowli.
Czytaj też:
- Psy jeździły na wystawy, kąpały się w Adriatyku, były wyprowadzane, bawiły się z ludźmi, ze sobą. Wiodły szczęśliwe życie, nie brakowało im nic. Nie powinno mnie być na tej sali - podkreślała 43-latka w ostatnim słowie 12 kwietnia, chwilę przed ogłoszeniem wyroku.
Jej obrońca wnosił o uniewinnienie. Podkreślał, że nie ma dowodów na to, że psy przebywały w niewłaściwych warunkach od miesięcy, a obrażenia czy też zachowania lękowe i depresyjne zwierząt mogły powstać już po ich zabraniu z hodowli.
- Oskarżone utrzymywały psy w chowie klatkowym, bo inaczej tego nie można nazwać. Ich zachowanie było nastawione tylko i wyłącznie na to, żeby czerpać zarobek ze sprzedaży szczeniąt, które powoływały na świat - nie przebierała w słowach Anna Jaroszewicz, prezeska Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Białymstoku, oskarżyciela posiłkowa.
Warto przeczytać:
"To była produkcja psów" - uważają obrońcy praw zwierząt. Trwa proces właścicielek hodowli
To właśnie białostockie TOZ ujawniło sprawę. Zaczęło się od zgłoszenia, że po wsi sąsiadującej z Folwarkami Małymi błąka się suczka. Miała czipa i dzięki temu udało się dotrzeć do właścicielki. Rozmowa z nią, a także samo miejsce, w którym pies miał przebywać, wzbudziło podejrzenie pracownika TOZ, że w hodowli dzieje się coś złego.
Do Folwarków Małych wrócił w asyście policji. Było to 1 października 2019 r. Podjęto decyzję o zabraniu czworonogów w trybie natychmiastowym. Nadal przebywają w tzw. domach tymczasowych.
Znęcanie się nad psami w hodowli. Obrońcy zwierząt chcieli surowszej kary
Postępowanie toczy się od ponad 5 lat. Początkowo prokuratura umorzyła postępowanie. Na skutek starań TOZ, zostało wznowione. Tym razem zakończyło się aktem oskarżenia. I skazaniem.
Zobacz także:
Sąd rejonowy (po dokonaniu drobnej korekty opisu czynu i okresu objętego zarzutami) wobec starszej z kobiet orzekł karę 10 miesięcy pozbawienia wolności, a córki (dziś 22-letniej) 6 miesięcy więzienia. Wykonanie kar zawiesił na okres 2 lat. O to wnosili śledczy. Pełnomocnik TOZ chciał wyższych kar bezwzględnego więzienia i zakazu posiadania zwierząt, tłumacząc to m.in. brakiem skruchy oskarżonych.
Sędzia Ewa Dakowicz przyznała, że "zrozumienia naganności swojego postępowania tu w ogóle nie ma". Wzięła jednak pod uwagę fakt, że oskarżone nie były wcześniej karane.
- Może samo postępowanie i wyrok skazujący jakąś refleksję po stronie pań oskarżonych wytworzy, a okres próby pozwoli to zweryfikować - mówiła.
Orzekła też przepadek zwierząt (w praktyce ich odebranie oskarżonym), nawiązki na rzecz TOZ w wysokości łącznie 30 tys. zł oraz 3-letni zakaz prowadzenia przez kobiety działalności gospodarczej związanej ze zwierzętami.
Wyrok nie jest prawomocny.
Napięcie wokół Tajwanu. Chiny rozpoczęły manewry
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?