Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie bez GG i Facebooka

Małgorzata Kaczmar
Nasza gazeta też należy do wielkiej społecznościowej rodziny. Nasz profil jest obecny na Facebooku. Dołącz do nas wraz ze swoimi przyjaciółmi:)
Nasza gazeta też należy do wielkiej społecznościowej rodziny. Nasz profil jest obecny na Facebooku. Dołącz do nas wraz ze swoimi przyjaciółmi:) Piotr Wojnarowicz
- Gośka, jak jeszcze raz zobaczę cię na Facebooku, każę informatykom zablokować tę stronę - powiedział do mnie szef. Boże, jak trudno jest żyć bez Facebooka. O cywilizacji Gadu-Gadu, Facebooka i nk - pisze Małgorzata Kaczmar

Koniec z podawaniem zupy z dyni i kupowaniem mebli w stylu lat 60. Koniec z drinkami z miętą i limonką, koniec ze sprzątaniem w knajpach przyjaciół. Z wypędzaniem z ich restauracji skunksów, pingwinów i niedźwiedzi, usuwaniem toksycznych grzybów z ogródka i bawieniem się w hydraulika.

Koniec, koniec. Nie ma "Restaurant City" w pracy. Szef zabronił. I powiedział, że jak jeszcze raz zobaczy, że kupuję marchew i pieczarki na wirtualnym targu, to informatyk zablokuje mi Facebooka. Więc nie gram. Bo zablokowanie tej strony byłoby tragedią.

Jeśli nie wiesz, o czym piszę, to znaczy, że nigdy nie spotkałeś się z "Restaurant City", grą stworzoną dla użytkowników portalu społecznościowego Facebook. To takie Simsy bez instalowania. Tyle że zakładasz własną restaurację. Na początku jesteś biedny, masz klitkę i trzy stoliki. Z czasem się bogacisz i kupujesz modne meble, fortepian i plazmę. A poza tym: gotujesz. Różne potrawy - wybierasz sam.

Ja w mojej restauracji podaję m.in. zupę z groszku na bekonie, spaghetti carbonarra, jagnięcinę z sosem z granatów, a na deser - ciasto z dynią i sorbet kiwi. Serwuję też drinki - dla kierowców - mrożoną herbatę brzoskwiniową i sok pomarańczowy, dla imprezowiczów - drinki o egzotycznych nazwach: Mango Tango, Kiwi Twist, Russian Cappuccino. Aż ślinka cieknie. Na Facebooku w "Restaurant City" gra 11 milionów internautów. A w najpopularniejszą chyba, inną portalową grę "Farmville" - jeszcze więcej.

Czy zdarzyło ci się walić pięścią w stół, gdy twoja lista kontaktów na Gadu-Gadu w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęła

Jestem uzależniona od Facebooka. Myślisz, że ty nie? Że przeżyłbyś miesiąc bez Gadu-Gadu, Twittera, Facebooka, nk (do niedawna Naszej-Klasy)? Zastanów się więc, kiedy przestałeś notować daty urodzin przyjaciół w kalendarzu. Czy wszystkie adresy mejlowe masz wpisane do notesu? Albo chociaż do książki adresowej w swojej skrzynce pocztowej? Czy zdarzyło ci się walić pięścią w stół, gdy twoja lista kontaktów na Gadu-Gadu w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęła? To znak, że bez internetowych wynalazków nie możesz żyć. I nawet sobie tego nie uświadamiasz.

Gadu-Gadu, pierwszy polski komunikator, będzie właśnie obchodził 10. urodziny. Wsiądźmy do maszyny czasu i przenieśmy się o dekadę wstecz.

Jest rok 2000, z internetu korzysta raptem co 10. Polak. Jeszcze nie weszliśmy w erę komórek. Niektórzy zastanawiają się, do czego w ogóle służy sieć. Za 10 lat to pytanie wyda się po prostu głupie. Tymczasem zafascynowany komunikatorem ICQ 26-letni Łukasz Foltyn, z zawodu informatyk, postanawia stworzyć polski odpowiednik programu. W sierpniu 2000 r. uruchamia Gadu-Gadu. Jeszcze nie wie, że w ten sposób stanie się ojcem najpopularniejszego polskiego komunikatora. Sukces programu przechodzi jego najśmielsze oczekiwania.
Pierwszego dnia rejestruje się ponad 10 tys. użytkowników. A po 10 latach z programu korzysta 6,5 miliona internautów. Angielscy wikipedyści szacują, że jest to 12. najpopularniejszy komunikator na świecie!

Jego autor znany jest także z lewicowych poglądów. Publikował w "Trybunie Robotniczej", w 2007 r. stanął na czele nowopowstałej Partii Socjaldemokratycznej. Próbował też zostać posłem z ramienia PSL - bezskutecznie. Chroni swoją prywatność. Na blogu Łukasza Foltyna nie da się znaleźć jego adresu e-mail. Trudno też zlokalizować siedzibę jego firmy. W końcu wyciągam od kogoś numer komórki do twórcy Gadu-Gadu. Dzwonię przez trzy dni. Nie odbiera.

Historia Łukasza Foltyna podobna jest do historii Marka Zuckerberga, o dwa lata młodszego od niego studenta Uniwersytetu Harvarda, który założył najpopularniejszy portal społecznościowy na świecie - Facebook. Ten z kolei jest rówieśnikiem Macieja Popowicza, wrocławianina, który kilka lat temu wpadł na pomysł, by stworzyć Naszą-Klasę. Obydwaj panowie dorobili się na swoich inwestycjach sporych pieniędzy.

Wystarczy kliknąć "Lubię to" przy odpowiedniej piosence, książce, aktorze, gazecie. Potem ktoś wchodzi na nasz profil i wie już, jacy jesteśmy i co lubimy

Zuckerberg już jako nastolatek miał dryg do interesów i smykałkę do elektroniki. W liceum wraz z kolegą skonstruował odtwarzacz MP3 z elementami sztucznej inteligencji. Jako student postanowił stworzyć portal społecznościowy. Facebook ruszył sześć lat temu i na początku był dostępny tylko dla studentów Harvardu. Jego popularność szybko rosła - w ciągu dwóch miesięcy zarejestrowali się na nim studenci z 30 amerykańskich uniwersytetów.

Zuckerberg studiów nie skończył. Zaczął za to zarabiać pieniądze. Spore. Dziś jego portal wyceniany jest na 15 miliardów dolarów. Korzysta z niego 450 milionów ludzi na świecie. Tylu, ilu mieszkańców mają Stany Zjednoczone i Meksyk razem wzięte. Na czym polega fenomen Facebooka?

- To miejsce, gdzie można kreować własny wizerunek - twierdzi Marcin Szewczyk, redaktor naczelny portalu internetowego dlaStudenta.pl. - Wystarczy kliknąć "Lubię to" przy odpowiedniej piosence, książce, aktorze, gazecie. Potem ktoś wchodzi na nasz profil i wie już, jacy jesteśmy i co lubimy. Albo wydaje mu się, że wie - twierdzi Szewczyk.

Dziennikarz internetowy zwraca uwagę na jeszcze jedną rzecz: profil na Facebooku to niekoniecznie obraz tego, jacy jesteśmy, lecz bardziej tego, jacy chcemy być.

- Film ma dobre recenzje, więc go lubimy. Najpierw przeczytamy kilka recenzji, a potem decydujemy - klikać czy nie. I wychodzimy na znawcę X muzy - twierdzi Szewczyk.
Jestem uzależniona od Facebooka i nie wstydzę się do tego przyznać. Publikuję zdjęcia, strzelam opisy. No i klikam "Lubię to". Ale wielu moich znajomych idzie o krok dalej. Portal daje możliwość ustawienia w profilu tzw. statusu związku. O tym, że mamy partnera, informuje maleńkie serduszko obok naszego zdjęcia głównego. To związek zwykły. Bo jest też związek skomplikowany i wolny. Co oznaczają oba terminy, Facebook nie definiuje. Oczywiście można być też wolnym, zaręczonym. Można być też wdową lub wdowcem.

Widzę więc, że koleżanka zmienia status z serduszka na "to skomplikowane". A po tygodniu na "wolna". A potem znów na serduszko. I już wiem, że ma nowego chłopaka. Jeszcze nie widziałam go na oczy, ale już wiem, że istnieje. Kiedy w końcu przedstawia mi wybranka, nie mogę się powstrzymać i mówię:

- A, to ten z Facebooka?

Dr Anetta Pereświet-Sołtan, psycholog społeczny z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej, podkreśla, że informowanie świata o problemach w swoim związku za pomocą serduszek bardzo spłyca międzyludzkie relacje.

Jest problem? To wyślę komunikat w eter: w moim związku się sypie, może wkrótce będę wolna, może znajdę kogoś lepszego

- Jest problem? To wyślę komunikat w eter: w moim związku się sypie, może wkrótce będę wolna, może znajdę kogoś lepszego. Zakładanie od razu, że można znaleźć kogoś lepszego, świadczy o niedojrzałości - tłumaczy Pereświet-Sołtan i wymienia przyczyny popularności portali społecznościowych i komunikatorów.

Po pierwsze, mamy szybki dostęp do informacji. Otwieranie kilkunastu stron z portalami internetowymi, blogami i serwisami informacyjnymi zajęłoby nam mnóstwo czasu. Na Facebooku mamy to wszystko na jednej stronie. Po drugie: czujemy się coraz bardziej samotni.

- To rzeczywiście taka samotność w sieci. Chcemy się podzielić ze znajomymi swoimi zdjęciami, refleksjami. Ale ci znajomi są jacyś dziwnie odlegli - mówi. Sama nie ma profilu na Facebooku. I podkreśla, że czuje się dziwnie, gdy jacyś dalecy znajomi podsyłają jej swoje zdjęcia. - Dla mnie prywatność to moja sprawa. Intymna rzecz. Chcę się nią dzielić tylko z najbliższymi - wyjaśnia i potwierdza też to, o czym mówi Marcin Szewczyk z dlaStudenta.pl.

- Cóż, niektórzy mają potrzebę zaistnienia. Chcą być takimi facebookowymi celebrytami. Tworzą profil tego, kim chcieliby być. To złudne i niebezpieczne - twierdzi dr Anetta Pereświet-Sołtan.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska