Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Związkowcy pięścią w stół już nie uderzają. Teraz studiują kodeksy

Hanna Wieczorek
W kulminacyjnym dniu protestów związkowców w Warszawie  - w minioną sobotę - przez ulice stolicy maszerowało 100 tysięcy ludzi. Komentatorzy podkreślali - to nowość - uderzającą w oczy godność pracowniczą ludzi
W kulminacyjnym dniu protestów związkowców w Warszawie - w minioną sobotę - przez ulice stolicy maszerowało 100 tysięcy ludzi. Komentatorzy podkreślali - to nowość - uderzającą w oczy godność pracowniczą ludzi
Minęły czasy, kiedy związkowcy wierzyli, że uderzenie pięścią w stół to najlepsza metoda negocjacji. Dziś ślęczą nad kodeksami, na rozmowy zabierają prawników. Chcą współpracować, ale jak mówią, są granice kompromisu.

Ireneusz Besser ma 47 lat. I właściwie całe życie związany jest z Fabryką Porcelany Karolina w Jaworzynie Śląskiej. Bo wcześniej w "Karolinie" pracował jego ojciec. - Do zakładu przyszedłem w 1985 roku - opowiada Besser. - Do warsztatów, gdzie ojciec pracował. Majster mówi: "musimy go jeszcze do związków zapisać". A ojciec na to: "ja się jeszcze z jednych nie wypisałem, do czerwonych związków nie pójdzie". I tak czekałem na swoje związki do 1990 roku.

Idealista musi mieć twardą skórę

Jaworzyniecka Karolina jest nietypowym zakładem. Bo ma bardzo wysokie uzwiązkowienie. Do Solidarności należy 50 procent załogi, a do związków OPZZ-towskich dalsze 20. W sumie 70 procent pracowników, kiedy średnia statystyczna dla polskiego zakładu pracy wynosi zaledwie 15-18 procent. - Czasem ludzie się dziwią, po co nam związki w zakładzie, bo przecież Karolina jest spółką pracowniczą - mówi Ireneusz Besser. - Pracownicy mają udziały, więc wydawałoby się, że w większości spraw można się dogadać na walnych zebraniach. Ale związki zawsze są potrzebne, bo zawsze ktoś musi dbać o podstawowe interesy pracowników. Czyli na przykład BHP, sprawy socjalne i doraźne sprawy pracownicze.
Szczególnie w takim zakładzie, jak Karolina, gdzie większość załogi to kobiety.

Działać, działać, jeszcze raz działać

Ireneusz Besser ma właściwie jedną receptę na to, żeby związki zawodowe przyciągały pracowników: działać, działać i jeszcze raz działać. Na różnych poziomach: na rzecz związkowców, wszystkich pracowników i społeczności lokalnej. Z Besserem zgadza się Barbara Janowicz. Tylko ciężka praca związkowców może przekonać ludzi, żeby wstępowali do związku. Albo z niego nie uciekali.

Barbara Janowicz z Polanicy śmieje się, że jest już "leciwą" panią. Z Solidarnością związała się w roku 1980. I mówi, że to był czas, kiedy każdy, kto umiał patrzeć i myśleć krytycznie, przyłączał się do związku. - Wróciłam do działalności związkowej na przełomie lat 80. i 90. - wspomina. - Najpierw u siebie, w uzdrowiskach, potem w także w Krajowej Sekcji Uzdrowisk, teraz w Zarządzie Regionu odpowiadam za powiat kłodzki. Ale uzdrowiska ciągle są bliskie mojemu sercu. I jak się da, zaczynam mój dzień w komisji zakładowej uzdrowisk.

Na czym polega związkowa praca? Opowiadać można długo. Bo to są małe i wielkie sprawy. Barbara Janowicz w Sekcji Uzdrowisk walczyła, żeby nie likwidować sanatoriów. Udało się. W komisji zakładowej stara się pomagać pracownikom. Bo przecież czasem trzeba sięgnąć do funduszu socjalnego, zapukać do jakichś drzwi, pogadać, bo gdzieś ktoś z szefem się nie dogaduje. A w Zarządzie Regionu wspiera komisje zakładowe w powiecie kłodzkim. Co jeszcze? Oczywiście śmieciowe umowy o pracę. Do związkowców zgłasza się coraz więcej ludzi, którzy proszą o pomoc, o to by porozmawiać z pracodawcą, żeby podpisał inną umowę o pracę, choćby na czas określony. Na rok, dwa lata...

- Przychodzą ludzie z różnymi problemami, pytają nawet, czy nie mamy jakiegoś namiaru na dobrego lekarza specjalistę - opowiada. - Najgorzej, kiedy trafiają do nas zatrudnieni na umowach śmieciowych. Niedawno przyszła zapłakana dziewczyna. Urodziła martwe dziecko w szóstym miesiącu ciąży i okazało się, że nic jej się nie należy, nawet kilka dni urlopu.
Barbara Janowicz wzdycha. W Polsce ciągle jeszcze pokutuje stereotyp roszczeniowego związkowca, który gotów jest pogrążyć zakład pracy, byle tylko coś dostać. A przecież dzisiaj związkowiec musi się dużo uczyć. Jak nie zna prawa pracy, przepisów, nie ma po co siadać do rozmów z pracodawcą i przegrywa na starcie. I musi mieć jasno sprecyzowaną hierarchię celów. Wiedzieć, co dla niego jest najważniejsze, na przykład ochrona miejsc pracy czy podwyżki płac.

Jaki powinien być związkowiec? Ireneusz Besser ma swój przepis: - Trochę idealista, pragmatyk i koniecznie musi mieć twardą skórę. Bo kiedy walczy się o ludzi, często człowiek obija się o brak emaptii. A najbardziej potrafi dokopać, kiedy ten brak empatii wykazują ludzie, którym wcześniej się pomogło.

W powiecie kłodzkim jest 47 komisji zakładowych Solidarności. Czy to dużo? Barbara Janowicz zastanawia się chwilę. Chyba tak, biorąc pod uwagę, że nowe zakłady tu nie powstają, a właściciele firm krzywo patrzą na związki zawodowe.
Żeby tylko chcieli rozmawiać

- Wystarczy przypomnieć General Electric, gdzie wyrzucono z pracy trzy osoby, które próbowały założyć związek - mówi Janowicz. - Oczywiście idziemy do sądu, walczymy i zwykle wygrywamy, ale to trwa. Nie rozumiem tego strachu. Gdyby pracodawca dobrze się zastanowił, to okazałoby się, że związki mogą mu się przydać. Choćby do kontaktu z załogą. Tych wspólnych pól jest dużo.

Pracodawcy do rozmów ze związkami podchodzą jak pies do jeża. Nie odpisują na pisma, nie reagują na zaproszenia do rozmów. - Oczywiście nie można generalizować - mówi Barbara Janowicz. - Niektórzy współpracują z nami, najważniejsza jest wola rozmów i jasne pokazanie granicy kompromisu z obu stron.
W Karolinie da się dogadać z szefostwem zakładu. To najważniejsze, bo jeśli z obu stron jest wola do rozmów, każdy problem da się załatwić. Nigdy nie jest tak, że dyrekcja w 100 procentach osiągnie swoje cele, nigdy też związkowcy w 100 procentach nie dostaną tego, co chcą. Bez zdrowego kompromisu nie da się nic załatwić. - Daleki jestem od gloryfikacji dyrekcji Karoliny - uśmiecha się Besser. - Właśnie przygotowuję się do trudnych negocjacji. Ale władze spółki rozmawiają z nami i słuchają tego, co mówimy. Może dlatego, że są to ludzie stąd, z Jaworzyny. Chodzą tymi samymi ulicami, robią zakupy w tych samych sklepach, są częścią naszej społeczności.

A jakie są te trudne sprawy? Choćby elastyczny czas pracy. Związkowcy doskonale rozumieją, że kiedy gonią terminy, trzeba pracować w soboty, a czasem i w niedziele. I idą do pracy bez liczenia nadgodzin, tylko chcą, by z nimi ustalić, kto może w weekendy pracować. Bo jak do roboty w wolny dzień wysłać samotną matkę czy człowieka, który dojeżdża do Jaworzyny z dwoma przesiadkami? - Kiedy trzeba, zgadzamy się na zaciskanie pasa - mówi Besser. - W 2009 roku, kiedy przyszedł kryzys, zgodziliśmy się na obcięcie pensji. Bo przecież Karolina to nasz zakład, zależy nam na nim.

Za mało młodych

Ireneusz Besser zastanawia się chwilę i mówi: - Nasz najmłodszy związkowiec jest z rocznika 1993. A zadeklarował się kolejny, urodzony w 1994 roku, tylko mu-si staż skończyć. Ale większość to ludzie w średnim wieku, bo ostatnio przyjęcia były u nas w Karolinie wstrzymane i tych młodych za dużo nie ma.

Jeszcze gorzej jest w Kotlinie Kłodzkiej, gdzie od dawna nie ma nowych miejsc pracy i jeśli zatrudnia się kogoś, to zwykle na umowę śmieciową. - Kiedy rozmawiam ze znajomymi, mam wrażenie, że wszyscy młodzi wyjechali do pracy za granicę - wzdycha Besser i przyznaje, że sprawy związkowe zabiera do domu i często zastanawia się, czy nie popełnił gdzieś błędu, bo może trzeba było inaczej zadziałać... - Żona wtedy się denerwuje i pyta: "gdzie ty jesteś" - opowiada. - Ale że jest psychologiem, wie, co to jest stres i jego odreagowywanie.

Barbara Janowicz cieszy się, że córki są dorosłe, a mąż rozumie jej związkowe pasje i wspiera ją. - Mam wspaniałą rodzinę - uśmiecha się. - Nawet jeśli domowe obiady gotuję tylko w weekendy. A uwielbiam zupy i kulinarne eksperymenty. Przy krojeniu jarzyn odreagowuję stres - żartuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska