Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żużel. Patryk Dolny: Bo ja, mówię, jestem z lasu

Wojciech Koerber
Z Patrykiem Dolnym, niespełna 19-letnim młodzieżowcem żużlowej Betardu Sparty Wrocław, rozmawia Wojciech Koerber

Gratulacje za poniedziałkowy występ w Tarnowie. Trzy punkty ekstraligowego żółtodzioba na ciężkim terenie dają wiarę i nadzieję. Przedstaw się, proszę, dolnośląskim kibicom.
Urodziłem się w Pile (6.11.1993 - WoK), ale stacjonuję w małej wiosce oddalonej o 15 km. W Krępsku. Mama jest pielęgniarką, a tata leśniczym, więc mieszkamy tam sobie właśnie w leśniczówce. Mam też 21-letnią siostrę, studentkę filologii angielskiej.

Zapewne się przydaje jako zaplecze logistyczno-językowe przed przyszłą jazdą w Elite Leage.
Nie ma z tym akurat problemów. Opanowałem język. Uczę się w Technikum Leśnym w Goraju, które wybrałem sobie jeszcze przed trafieniem do speedwaya. Wówczas to był mój główny cel. Gdy jednak zacząłem jeździć, plany się pozmieniały. Dziś już wiem, że nie będę tego kierunku kontynuował. Zamierzam się dostać na AWF.

Wrocławską?
Nie wiadomo jeszcze. Czas pokaże. Kontrakt podpisałem z WTS-em trzyletni, do końca wieku młodzieżowca.

W Tarnowie pokonałeś Kacpra Gomólskiego, który w gronie juniorów jest już starym wygą. Kogo masz jeszcze na rozkładzie?
Różnie to bywało. Udało się też pokonać Łukasza Jankowskiego, Grzegorza Zengotę, Szymona Woźniaka. Licencję zdobyłem dopiero przed dwoma laty. W Częstochowie. Aha. Przypomniało mi się jeszcze, że miałem okazję stawać pod taśmą z Jackiem Gollobem i udawało mi się z nim wygrywać. Specjalnej sensacji z tego nie robię, nie czuję też, by było to jakieś wielkie osiągnięcie, ale jednak zawsze podbudowuje psychicznie. Chociażby tak, jak ostatnie dobre występy.

Jak trafiłeś z tego lasu na tor Polonii Piła? Tata dostarczał drewno na bandę?
Za czasów tej dawnej Polonii tata trochę siedział w zarządzie. Później, za czasów nowej Polonii, czyli mniej więcej trzy lata temu, jakoś mnie zaciągnął na stadion. Powiedział, bym spróbował. Początkowo nie chciałem, ponieważ bardzo ciągnęło mnie na motocross. Do tego nie było jednak warunków. A gdy już spróbowałem, strasznie mi się spodobało. Powiedziałem sobie - nie ma co, trzeba kontynuować treningi.


Przed ekstraligowym debiutem stres był spory?

Ja w ogóle do całego tego sezonu podszedłem trochę inaczej niż to robiłem wcześniej. Bardzo spokojnie, na lajcie, że tak powiem. I zaczęło wychodzić.

A kiedyś jeździłeś po płotach?
Ubiegły rok był pechowy. Pierwsze zawody w Lesznie i rozerwane więzadła w barku. Trzy tygodnie przerwy. Później, w czerwcu, wstrząs mózgu i takie tam pierdółki. Choć nie wszystko to było z mojej winy. Po prostu miałem obok siebie nieodpowiednich ludzi, którzy wywierali na mnie zły wpływ, presję. A ja jeszcze nie byłem rozjechany, niewiele potrafiłem. Zaraz po tych karambolach odstawiłem ich, powiedziałem, że koniec z tym i zacząłem od nowa. Czyli samemu, jak do tej pory.

W Częstochowie, gdzie obojczyk złamał Patryk Malitowski, Ty się z kolei przełamałeś w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Poczułeś, że można - 11 pkt (0,3,2,3,3) w turnieju par dodało pewności.
Po pierwszym wyścigu byłem trochę zawiedziony. Po zjechaniu do parkingu pomyślałem - kiedy w końcu ten punkt zdobędę. W drugim biegu puściłem już jednak sprzęgło i znalazłem się z przodu. Powiedziałem sobie wtedy - w końcu! A wyszło tak, że musiałem jeszcze trochę powalczyć, wydrzeć te trzy punkty.

Trener Baron już wcześniej nam mówił, że zaczynasz jechać w dobrym kierunku. Na jakich motocyklach?
Bardzo wysokiej klasy. Mam teraz sprzęt na ekstraligowym poziomie. Śmiałem się, że trzeba teraz udać się z nim do Piły, byłaby całkiem inna jazda. Mógłbym jeździć i się śmiać. Takiego kopa ma ten sprzęt, że oczy się otwierają.

Kto stoi za Twoimi przenosinami z Piły do Wrocławia?
Tak się sprawy potoczyły, że w Pile była wielka niewiadoma. Trener Piotr Szymko zadzwonił więc do trenera Barona, a później zaczęły się dogadywać kluby.

Piła nie chciała Cię zatrzymać?
Chciała, bym został, ale nie mogłem czekać. Musiałem pomyśleć o sobie, by nie stać w miejscu, by się rozwijać. Ja również chętnie bym w Pile został, ale nie ma tam warunków do rozwoju.

Jak często bywasz teraz we Wrocławiu?
To zależy. Jeśli trenujemy dwa, trzy razy w tygodniu, przyjeżdżam w czwartek i zostaję do końca w hotelu Best Western, który opłaca klub. I tak cztery razy w miesiącu.

A tata pomaga? W końcu to on wsadził Cię na to siodełko.
Zawsze mogę na niego liczyć. Jest, gdy tylko może i prawdę mówiąc dobrze się czuję, gdy przy mnie jest. Mogę też liczyć na dobrego kolegę, takiego mojego małego sponsora, Roberta Mankiewicza z pilskiej nauki jazdy Efekt. Jeśli można, chciałbym też podziękować firmom Opel Jabłoński z Piły, Łaszcz Łożyska oraz Hotele Rydwańscy. Jeśli chodzi o pomoc przy motocyklach, jeden chłopak z klubu mi pomaga, choć ja z reguły sam wolę wszystko zrobić.

A dziewczynę masz?
Nie. Nie ma czasu.

Rozmawiał Wojciech Koerber

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska