Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żołnierze wyklęci wreszcie wygrali, a Wołyń mniej ważny niż Jedwabne? Duchy przeszłości rulez…

Arkadiusz Franas
Jeden z ojców-założycieli Europy drugiej połowy XX wieku Winston Churchill mawiał: „Historia jest pisana przez zwycięzców”. Wiedział, co mówi, bo jak się rzekło, to on wespół z Józefem Stalinem i Frankiem Delano Rooseveltem narysowali nasz kontynent po II wojnie światowej.

I zwycięzcy piszą. Nigdy jeszcze tak hucznie nie obchodziliśmy 1 marca Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. To święto, które uchwalono w 2011 r. I uchwalono je 406 głosami spośród obecnych 417 posłów. Czyli „za” były, z małymi wyjątkami, wszystkie siły polityczne. I dobrze. Bo przez prawie 70 lat milczano o ludziach, którzy nie pogodzili się z wprowadzeniem do Polski w latach 40. ub. wieku systemu sowieckiego.

Jak trafnie napisano w opinii Rady Ministrów rekomendującej projekt ustawy o tym święcie „żołnierze tzw. drugiej konspiracji, którzy jako pierwsi walczyli o Wolną Polskę z okupantem sowieckim i zainstalowanym przez niego reżimem komunistycznym, zapłacili za wierność swoim ideałom niejednokrotnie cenę najwyższą - cenę swego życia”. Ale taka opinia nie przeszkadza środowiskom lewicująco-lewitującym kontestować to święto. Często Żołnierze Wyklęci (nazwa nie jest za dobra) oskarżani są o mordy i gwałty. Na pewno się zdarzały. Każdy, kto choć trochę postudiuje przebiegi różnych wojen, wie, że to czas, gdy uaktywniają się też różne męty społeczne. Ale niegodziwym powtarzaniem tez propagandy PRL-u jest twierdzenie, że zbrodniarze zdominowali partyzantkę antysowiecką.

Oczywiście lewicujący wysuwają oskarżenie o antysemityzm. Na pewno wśród tych żołnierzy byli i tacy. Ale czy walkę z UB, w wielu ośrodkach zdominowanym przez funkcjonariuszy narodowości żydowskiej, nie interpretowano też jako antysemityzmu? Usłyszę, że samo powtarzanie opinii o Żydach w UB to już mit antysemicki. To proszę spojrzeć do opracowania Pawła Śpiewaka, dyrektora Żydowskiego Instytutu Historycznego, który twierdzi, że w latach 1944-1945 na 450 osób pełniących najwyższe funkcje w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego (...) 37 proc. było pochodzenia żydowskiego. I myślę, że jest wiele logicznych wytłumaczeń, dlaczego tak się działo.

Czas po takiej tragedii jak II wojna światowa to nie był dobry czas. Dla żadnej ze stron. I myślę, że my, żyjący w tłustych latach XXI wieku, nie mamy prawa żadnej osądzać. Musimy jednak pilnować, by przywracając pamięć o „Wyklętych” nie przekląć i nie zapomnieć o tych, którzy wycieńczeni czasem wojny uwierzyli w nowy system i walczyli na frontach II wojny światowej idąc spod Lenino. Mają być gorsi tylko dlatego, że Sowieci ich zesłali na wschód, a zesłańcy potem nie zdążyli do Andersa?

Od lat też słucham dyskusji o zbrodniach w Jedwabnem i na Wołyniu. Ale dociera do mnie dziwny przekaz. Że o zamordowaniu Żydów w Jedwabnem trzeba głośno, a o wołyńskiej rzezi na Polakach, choć też i Rosjanach i Żydach, to ciszej, by nie rozdrapywać ran... To które są bardziej bolesne? I tam, i tam zginęli ludzie. Każde życie ludzkie ma taką samą wartość.

I tak nas straszą te demony z przeszłości. I będą, dopóki nie zamkniemy historii w podręcznikach. Nikogo już nie rozliczymy za to, co było przed laty. Nie mamy do tego prawa, bo nie żyliśmy w tych tragicznych czasach. Poza tym, oni na tamtym świecie mają inny system wartości niż to nasze wieczne opluwanie siebie nawzajem. Ciągłym „poprawianiem” historii nie przysłonimy naszej bezradności w starciu z teraźniejszością.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska