Klatki, chwytaki, rękawice - straż miejska w Wałbrzychu jest przygotowana do radzenia sobie ze zwierzętami. Musi, bo miasto jest wyjątkowe.
- W ostatnich tygodniach aż sześć razy byliśmy wzywani przez mieszkańców, którzy na przykład nie mogli wejść do domu, bo na ganku leżała żmija - mówi starszy inspektor Andrzej Matusik. Pełni służbę w Eko-patrolu, który m.in. zajmuje się takimi „zwierzęcymi” interwencjami.
I opowiada: - Dzikie zwierzęta docierają nawet do centrum miasta. Niedawno kamery monitoringu nagrały kilka lisów, które kręciły się przy fontannie w Rynku, zaś stadko kun grasowało po parkingu przy ul. Matejki - wyjaśnia.
Strażnicy miejscy z Wałbrzycha zostali wyposażeni w sprzęt do nietypowych interwencji z udziałem zwierząt.
- Ostatnio dostaliśmy specjalną klatkę, która kosztowała 1600 zł - mówi Kazimierz Nowak, komendant wałbrzyskiej straży miejskiej.
Teraz mają już cztery klatki: dwie do przewożenia zwierzaków i dwie do ich łapania. Te ostatnie z zapadkami. Mają też tzw. chwytaki i rękawice kevlarowe chroniące przed podrapaniem czy ugryzieniem. Ten sprzęt kosztował ok. 9 tys. zł.
- Bardzo się przydaje, bo zwierzaki, nie tylko te dzikie i duże, potrafią być naprawdę niebezpieczne - mówią strażnicy z Eko-patrolu.
Opowiadają, że na przykład ostatnio, kiedy łapali borsuka, który zapędził się na ogródki działkowe, przekonali się, że zwierzę wygląda sympatycznie, ale ma też potężne pazury i kły. Gdyby nie odpowiedni sprzęt, mogło być niebezpiecznie.
Sporo problemów sprawiają również drapieżne ptaki, a teraz, kiedy zrobiło się bardzo ciepło, wygrzewające się na słońcu gady.
Nie dziwi się obecności dzikich zwierząt ten, kto zna przedwojenną nazwę Wałbrzycha - Waldenburg, czyli Leśny gród. Miasto otoczone jest lasami, i do tego ma wiele hektarów parków. W wielu miejscach wystarczy wyjść z domu i przejść zaledwie kilkaset metrów, żeby znaleźć się w lesie.
W stolicy Dolnego Śląska sytuacja jest inna. - U nas dzikie zwierzęta, jeśli już pojawiają się, to na osiedlach. W centrum Wrocławia raczej nie są widywane - mówi Waldemar Forysiak, rzecznik straży miejskiej we Wrocławiu.
Strazników nie wyposażono w sprzęt do radzenia sobie ze zwierzętami. - W tego typu sytuacjach zazwyczaj zabezpieczamy teren i wzywamy fachową pomoc ze schroniska dla zwierząt. Nigdy nie było problemu z ich przyjazdem - wyjaśnia Forysiak.
Podobnie jest w Legnicy, gdzie strażnicy zajmują się głównie bezpańskimi psami i kotami.
Strażnicy z Wałbrzycha zapewniają, że sprzęt, w który ich ich wyposażono, przydaje się nie tylko podczas spotkań z dziko żyjącymi zwierzętami. Zaatakować potrafi bowiem także np. pozornie bardzo dobrze ułożony pies. - Niedawno trzeba było pomóc mężczyźnie z zawałem. Podczas spaceru pan zasłabł, a jego ukochany pies nie pozwalał się nikomu do niego zbliżyć. Trzeba było użyć chwytaka, żeby uratować człowiekowi życie - opowiadają.
Żmija - wróg czy przyjaciel?
Żmija zygzakowata, gatunek jadowitego węża z rodziny żmijowatych, znajduje się na liście gatunków objętych ochroną. Podobnie jak wiele innych zwierząt coraz częściej możemy ją spotkać w Wałbrzychu. Najczęściej ucieka przed napastnikiem, atakuje w sytuacji, gdy jest osaczona. Najpierw jednak zazwyczaj głośno syczy, stosunkowo rzadko kąsa.
Gdy sama nie zniknie
Co zrobić, gdy nieproszony gość z zygzakiem na grzbiecie pojawi się na podwórku, w ogródku, na klatce schodowej lub w garażu. Niestety, zasada „nie ruszać, sama pójdzie”, nie zawsze się sprawdza. W takich sytuacjach można zwrócić się z prośbą o pomoc do strażników. Eko-patrol ma na wyposażeniu specjalistyczny sprzęt do chwytania węży. Zwierzę jest w sposób bezpieczny pojmane, umieszczone w pojemniku, a następnie zostaje wypuszczone już poza granicami miasta.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?