Z dokumentacji medycznej wynika, że palec nie nadaje się do rehabilitacji. Konieczna jest operacja, w ramach której zrekonstruowane zostaną ścięgna i przeszczepiona skóra. - Gdy to usłyszałam, załamałam się - opowiada pani Agnieszka. - Lekarz wytłumaczył mi, że podczas operacji, która oznacza rozcięcie ręki po nadgarstek, wszczepiona zostanie w palce rurka z gumką. Dzięki niej będę mogła ćwiczyć zginanie wyprostowanego palca. Dodatkowo pobrana zostanie skóra, aby uzupełnić jej brak w miejscu przecięcia. Moim zdaniem palec został nieprawidłowo zszyty na SOR-ze - dodaje.
Zwróciła się do szpitala przy ul. Kamieńskiego o powtórną operację albo 20 tys. zł na taki zabieg. Ten z kolei skierował ją do PZU, gdzie szpital jest ubezpieczony od odpowiedzialności cywilnej. PZU odmówił jednak wypłaty zadośćuczynienia. Z przesłanej opinii wynika, że ubezpieczyciel nie dopatrzył się zawinionego zachowania ze strony personelu szpitala.
"W przedmiotowej sprawie koniecznymi przesłankami odpowiedzialności odszkodowawczej są: szkoda, zawinione zachowanie (działanie lub zaniechanie) personelu placówki medycznej oraz łączący je normalny, adekwatny związek przyczynowy. Ciężar ich wykazania spoczywa zgodnie z art 6 Kodeksu cywilnego na poszkodowanym".
- Rozumiem, że ubezpieczyciel mógł się nie zgodzić z moimi argumentami - wyjaśnia Agnieszka Bil. - Razi mnie jednak, że nikt mnie nawet nie wezwał na żadną komisję, na której mogłabym pokazać swój palec. Żaden lekarz z PZU ze mną nie porozmawiał. Stan mojego zdrowia ocenili po zdjęciach i kilku wypisach z różnych poradni, a to przecież nie wszystko.
Po wypadku nie mogła już pracować jako kelnerka w czterogwiazdkowym hotelu, bo ciężko byłoby nosić jej tacę przy niewyprostowanym palcu. - Poza tym wstydzę się - dodaje - Czuję się oszpecona. Przy zmianie pogody muszę brać leki przeciwbólowe, tak mnie rwie. Tracę w nim czucie, mogę go wyginać na wszystkie strony. Mam palec jak z gumy. Czasem pojawia się mrowienie. Palec zaczyna się też deformować, a nie stać mnie na prywatne leczenie.
Sprawami pacjentów, którzy czują się pokrzywdzeni, zajmuje się Wojewódzka Komisja ds. Orzekania o Zdarzeniach Medycznych, działająca przy urzędzie wojewódzkim. Czy pani Agnieszka otrzyma tam wsparcie? Komisja zajmuje się badaniem spraw związanych z leczeniem. Dokładniej: czy źle postawiona lub zbyt późna diagnoza przyczyniły się do rozwoju choroby, czy leczenie było zgodne z aktualną wiedzą medyczną oraz czy poprawnie zastosowano produkt leczniczy lub wyrób medyczny. Złożenie wniosku kosztuje 200 zł, niezależnie od rodzaju sprawy.
- Ale są pewne ograniczenia - mówi Alicja Haczkowska, przewodnicząca komisji, radca prawny. - Komisja nie zajmuje się zdarzeniami sprzed 1 stycznia 2012 roku, czyli przed jej powstaniem. Co więcej, zdarzenie musimy zgłosić w ciągu roku od dnia, w którym dowiedzieliśmy się o szkodzie - dodaje.
W przypadku Agnieszki Bil niestety upłynął ten termin (wypadek miała w kwietniu 2010 r.). Zostaje jej tylko droga sądowa.
- Odmowa wypłaty pieniędzy przez ubezpieczyciela powinna być dla nas sygnałem, że być może nasze roszczenie jest niezasadne. Ale warto to przedyskutować z prawnikiem - twierdzi przewodnicząca.
Dotychczas do komisji wpłynęło 129 wniosków. W przypadku 11 z nich uznano zaistnienie zdarzenia medycznego, czyli przyznano pacjentowi rację.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?