Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zimę przeżyli w oborze. Rozmowa o Akcji "Wisła"

Hanna Wieczorek
Dziś po  wsiach pozostawionych przez Ukraińców, Łemków czy Bojków  nie ma śladu. Tylko drzewa owocowe świadczą o tym, że były  tam ludzkie siedziby
Dziś po wsiach pozostawionych przez Ukraińców, Łemków czy Bojków nie ma śladu. Tylko drzewa owocowe świadczą o tym, że były tam ludzkie siedziby f ot. Muzem Historyczne w Sanoku
Od początku maja do końca lipca 1947 roku, w ramach Akcji "Wisła", polskie wojsko, milicja, straż graniczna, przesiedliły ponad 150 tysięcy ludności ukraińskiej z Polski południowo-wschodniej na tzw. Ziemie Odzyskane. Profesor Rościsław Żerelik, wrocławski historyk, opowiada Hannie Wieczorek o wydarzeniach sprzed 65 lat

Wyjaśnijmy najpierw: Akcja "Wisła" rozpoczęła się w kwietniu 1947 roku.
28 marca 1947 roku zginął w potyczce z partyzantami ukraińskimi generał Karol Świerczewski, jadący na inspekcję do Cisnej. Władze polskie wykorzystały jego śmierć do ogłoszenia, że należy przesiedlić ludność ukraińską.

To był pretekst?
Zdecydowanie tak. Władze znacznie wcześniej nosiły się z zamiarem rozwiązania problemu ukraińskiego w Polsce. Dorobiono temu ideologię, głosząc, że jest to konieczne, by zlikwidować partyzantkę ukraińską, czyli podjąć walkę z izolowaną UPA (Ukraińska Powstańcza Armia) i jej politycznym ramieniem OUN (Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów).
Nie do końca jest Pan przekonany, że Świerczewskiego zabili ukraińscy partyzanci?
Jego śmierć nie została do końca wyjaśniona. Oczywiście, UPA bardzo chętnie się do tego przyznała, ponieważ zlikwidowanie generała to wielki sukces. A takich sukcesów - likwidacji wysoko postawionych osób - partyzantka ukraińska w Polsce nie miała. Niektórzy z badaczy twierdzą, że płaszcz, w którym Świerczewski jechał do Cisnej, ma ślady pozostawione przez bagnet.

Jednak UPA przyznała się do zabicia Świerczewskiego, więc dlaczego mówi Pan, że jego śmierć była pretekstem do ogłoszenia Akcji "Wisła"?
Prace związane z przesiedleniem ludności ukraińskiej rozpoczęto w styczniu 1947 roku. Wtedy odbył się spis ludności ukraińskiej, która pozostała w Polsce. Szacowano, że będzie to około 20 tysięcy osób, a okazało się, że w grę wchodzi około 150 tysięcy.

Z jakiego powodu tak bardzo zaniżono szacunki?
Polska przedwojenna była krajem wielonarodowym. Wschodnie obszary II Rzeczypospolitej zamieszkiwała w znacznym stopniu ludność ukraińska. W Teheranie i Jałcie Stalin niechcący zrealizował postulaty nacjonalistycznych środowisk ukraińskich i przyłączył duże obszary II RP, zamieszkane właśnie przez ludność ukraińską, do ZSRR. A konkretnie do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. W 1944 roku podpisane zostało porozumienie między rządem USRR i PKWN o wymianie ludności. Okazało się wtedy, że w granicach Polski zamieszkuje ponad 600 tysięcy Ukraińców. W wyniku umowy o wymianie z Polski przewieziono, w większości nie dobrowolnie, na Ukrainę około 480 tysięcy osób. W granicach Polski zostali ci, którzy kategorycznie odmawiali wyjazdu. Władze polskie nie doszacowały ich liczby.

Co trzymało w Polsce ludność ukraińską?
Częściowo złe doświadczenia z ZSRR. W 1940 roku odbyła się wymiana ludności pomiędzy Niemcami a Związkiem Radzieckim. W jej ramach na Ukrainę wyjechało około 5000 osób. Jak tylko Hitler napadł na Związek Radziecki, przesiedleńcy wrócili, bo w ZSRR nie było im zbyt dobrze. Po zakończeniu wojny zdecydowanie nie chcieli wyjeżdżać - wiedzieli, czym to pachnie. Opór przed wyjazdem do USRR był to w dużej mierze wynik doświadczenia zdobytego kilka lat wcześniej. Tych 150 tysięcy osób zamieszkiwało południowo-wschodnie obszary: od Lublina po Krynicę Górską. Ten obszar przypomina trochę na mapie bumerang.

Akcja "Wisła" miała na celu tylko wysiedlenie ludności ukraińskiej?
Rozwiązanie kwestii ukraińskiej poprzez wysiedlenie i późniejszą asymilację ludności ukraińskiej.

Walka z UPA nie miała wpływu na ogłoszenie Akcji "Wisła"?
W jednej z dyrektyw skierowanych do dowódcy akcji, generała Stefana Mossora, Żymierski pisał wprost, że głównym celem Akcji "Wisła" nie jest walka z Ukraińską Powstańczą Armią, a wysiedlenie ludności ukraińskiej. W tym czasie UPA w Polsce słabła. Jak się oblicza, w kwietniu 1947 roku liczyła ona około 2500 osób, z czego w jednostkach bojowych było nie więcej niż 1700 ludzi.

Jak wyglądało przesiedlenie ludności ukraińskiej?
Władze polskie skierowały do Akcji około 20 tysięcy żołnierzy. Wojsko wspomagały milicja, Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Straż Ochrony Pogranicza. Do tego granicę ze Związkiem Radzieckim zabezpieczała dywizja pancerna, jednostki antypartyzanckie oraz NKWD. Władze Czechosłowacji skierowały na swoją granicę jednostki blokujące oraz przekazały pojazdy do transportu polskich jednostek wojskowych. Jak widać, na 1700 partyzantów skierowano znacznie liczniejsze i lepiej wyposażone siły.

Przygotowania do przesiedlenia 150 tysięcy osób musiały być pracochłonne.
Polska miała doświadczenia w przesiedlaniu ludności. W 1946 roku przemieszczała znacznie większe masy ludności niemieckiej z tak zwanych Ziem Odzyskanych. Zajmował się tym Państwowy Urząd Repatriacyjny i tenże PUR był odpowiedzialny za stronę transportową i osiedleńczą Akcji "Wisła". Ludność dostawała określony czas - zwykle dwie godziny - na spakowanie dobytku. Mogła zabrać zwierzęta, lżejszy sprzęt gospodarczy. Jedna osoba mogła wziąć ze sobą 25 kilogramów - w tym żywność, ubrania i pamiątki.

I z tym dobytkiem wsiadano do pociągów?
Najpierw trzeba było dojść do punktów zbornych. Znajdowały się one od kilku do 70 kilometrów od wysiedlanych wsi. W drogę do tych punktów wyruszano najpóźniej o godzinie 11, żeby tam dotrzeć, przenocować i załadować się do pociągów. Bywało, że po drodze miejscowa ludność polska dokonywała rabunków na przesiedleńcach.

A co się stało z dobytkiem pozostawionym w opuszczanych wsiach?
Miał on zostać zabezpieczony przez wojsko, ale okazało się, że jest go tak dużo, że żołnierze sobie z nim nie radzili. Wojska Grupy Operacyjnej Akcji "Wisła" zlecały transport żywności, która pozostała w ukraińskich wsiach, okolicznej ludności. Zapłatą było 40 procent przewożonego towaru. Pozostawione mienie było później rabowane. Do rabunków dochodziło zresztą i wcześniej - nazywało się to "chodzeniem na kampy". Tak się działo na przykład na Łemkowszczyźnie, możemy o tym przeczytać w polskich źródłach. Sprawę mienia po przesiedleńcach zakończył dekret nacjonalizacyjny z 1949 roku.

To już nie było za bardzo co nacjonalizować.
Nieprawda, było i to sporo. Zostały choćby domy i lasy. Ludność z biednej Galicji emigrowała za pracą, emigrowali także Ukraińcy, Łemkowie i Bojkowie. Potem albo wracali z zarobionymi pieniędzmi, albo wysyłali je rodzinom. A rodziny kupowały za to rzecz najcenniejszą - lasy. Dziś toczy się walka o ich odzyskanie.

Były specjalne rozkazy dotyczące osiedlania ludności ukraińskiej?
Tak. Już w czasie spisu, a potem podczas przesłuchań w punktach zbornych nadawano każdemu kategorię A, B lub C. Kategorię A dostawali ci, którzy zdaniem UB stanowili największe zagrożenie dla państwa polskiego. Osoby uznane za najgroźniejsze zostały osadzone w obozie w Jaworznie. Przetrzymywano tam bez wyroków ponad 3800 Ukraińców. Wśród uwięzionych było 22 księży grekokatolickich, 5 prawosławnych, kobiety w ciąży, matki z dziećmi. W Jaworznie zmarło 161 osób. Trochę to przypomina austriackie prześladowania ludności rusińskiej podczas I wojny światowej. Austriacy utworzyli dla rusofilów obóz w Talerhoffie, obecnie części Grazu. Można było tam trafić za powieszenie w chacie portretu brodatego mężczyzny, którego Austriacy uznawali za cara... Uwięziono tam prawie 5000 osób. Na Łemkowszczyźnie tę tragedię upamiętniano krzyżami talerhofskimi, które stały zwykle przy cerkwiach lub szkołach. Można je spotkać do dzisiaj. Akcję Wisła upamiętnia się przełamanym krzyżem wschodnim.

Pociąg przyjeżdżał na miejsce, czyli gdzie?
Na tzw. Ziemie Odzyskane - od Koszalina po Dolny Śląsk oraz na Warmię i Mazury. Wysiadających kierowano do specjalnych punktów, w których wyznaczano im miejsce osiedlenia. Jedna osoba lub rodzina z kategorią A/B mogła zamieszkać w polskiej wsi. Osoby (rodziny) z kategorią C mogły żyć w skupiskach - nie-przekraczających 10 procent mieszkańców danej miejscowości. Ludność ukraińską można było osiedlać w odległości 30 km od granicy lądowej i 50 km od morskiej oraz 30 km od miasta wojewódzkiego lub innego dużego miasta. W efekcie nie dało się przestrzegać tych przepisów. Warunki były bardzo ciężkie. Pora zasiewów dawno minęła, nie było żywności, czasem zdobywano ją, chodząc po rżyskach i zbierając kłosy leżące na ziemi. Potem dostali ziemię, ale pierwszy rok był ciężki. Na dodatek najlepsze domy dawno zajęto. Dla ludności ukraińskiej zostały zrujnowane lub rozszabrowane budynki. Wiele rodzin pierwszą zimę przemieszkało w oborach lub innych zabudowaniach gospodarczych.

Jak się układały stosunki z polskimi sąsiadami?
Na początku panowała duża wrogość. Polakom mówiono, że przyjeżdżają "rezuny", których trzeba się bać. Słyszałem o Polakach, którzy jeszcze w latach 60. tak się bali sąsiadów, że spali dla obrony z siekierą pod łóżkiem. Pewnie i w ukraińskich domach to się zdarzało. Trzeba było dużo czasu, by sąsiedzi - Polacy i Ukraińcy - zaufali sobie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska