Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zespół dziecka maltretowanego. Prof. Jan Godziński ze szpitala im. T. Marciniaka we Wrocławiu: "Nie bagatelizujmy ran i siniaków"

oprac. Monika Fajge
Prof. Jan Godziński, szef oddziału chirurgii dziecięcej w Dolnośląskim Szpitalu Specjalistycznym im. T. Marciniaka we Wrocławiu.
Prof. Jan Godziński, szef oddziału chirurgii dziecięcej w Dolnośląskim Szpitalu Specjalistycznym im. T. Marciniaka we Wrocławiu. Szpital im. T. Marciniaka
Śmiercią 8-letniego Kamila z Częstochowy żyła cała Polska. Chłopiec miesiącami był katowany przez ojczyma, miał złamania obu rąk i nogi, siniaki, ślady po oparzeniu papierosami. Zmarł na oddziale anestezjologii i intensywnej terapii Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach w wyniku rozległych, nieleczonych oparzeń różnych części ciała. O tym, czym jest zespół dziecka maltretowanego i jak powinni reagować lekarze, którzy mają do czynienia z takimi pacjentami opowiedział Gazecie Wrocławskiej prof. Jan Godziński, szef oddziału chirurgii dziecięcej w Dolnośląskim Szpitalu Specjalistycznym im. T. Marciniaka we Wrocławiu.

Śmierć 8-letniego Kamila to ogromna tragedia, która nie musiała się zdarzyć. Na co powinniśmy być wyczuleni jako dorośli? Jak powinni reagować lekarze, kiedy podejrzewają, że mają do czynienia z maltretowanym dzieckiem?

Śmierć 8-letniego Kamila to straszny przykład tragedii małego, niczemu niewinnego człowieka. Nasze obawy zawsze powinno budzić spostrzeżenie pourazowych obrażeń na różnym etapie gojenia, bo to znaczy, że były one zadawane w różnym czasie. To jest niemal równoznaczne z procesem prowadzącym do tych obrażeń, trwającym dłuższy czas. Zatem możemy sądzić, że nie jest to wypadek, czy incydentalny kłopot z rówieśnikami lub jednorazowy kryzys rodzinny (co chociaż dalekie od akceptacji, winno być kwalifikowane zdecydowanie inaczej), raczej jest to realne prawdopodobieństwo rozciągniętego w czasie procesu katowania dziecka. Pamiętajmy jednak, że takie sugestie mogą mieć ogromne skutki prawne i życiowe. Na pewno aktywny sportowo 13-latek ma prawo mieć różne siniaki na podudziach po nieco zbyt ambitnej grze w piłkę nożną. W takim przypadku siniaki nie powinny budzić obaw, że jest bity. Bardzo ważny w takiej sytuacji, ważniejszy niż w innych dziedzinach medycyny, jest wnikliwy i życzliwy wywiad z pacjentem i jego opiekunami. Pamiętajmy, że nie jesteśmy sądem, my ratujemy poszkodowanych. A jeśli nasze działania wykroczą nieco w kierunku systemowo-populacyjnej profilaktyki, to tylko lepiej, bo możemy zapobiec tragedii.

Czy na Pana oddziale leczeni są pacjenci z zespołem dziecka maltretowanego? Jak rozpoznaje się taki zespół?

Najważniejsza jest, jak już wspomniałem, równoczasowość i powtarzalność obrażeń, np. złamania żeber (gojące się lub zagojone), podobne złamania rąk i nóg, w przypadku małego dziecka to także ślady po przypalaniu papierosem, zwłaszcza jeśli te ślady są mnogie. U nastolatka trzeba być ostrożnym, bo takie ślady mogą być samookaleczeniem. No i oczywiście paraliżujący lęk przed każdym dorosłym, który występuje szczególnie na początku kontaktu z dzieckiem. Potem, jeśli mały pacjent zostaje dłużej na oddziale i nie jest narażony na maltretowanie, to w ciągu krótkiego czasu rozwija zwykle dobrą więź z personelem lub z wybranymi członkami zespołu medycznego. Pojawienie się w szpitalu osoby, która znęcała się nad dzieckiem generuje regres, choć, jak obserwowałem nieraz, potencjał wybaczania mamie i tacie u kilkuletnich maluchów jest ogromny. To przeraża i napawa smutkiem.

Jak wygląda opieka nad takimi pacjentami?

Przede wszystkim staramy się leczyć takie dzieci także ciepłem i empatią. Oczywiście zaopatrujemy fizyczne szkody, które w większość przypadków przeminą, z kolei szkody psychiczne niekoniecznie. To te rany musimy zagoić. Trzeba przywrócić dzieciakom, tak potwornie skrzywdzonym, wiarę - najlepiej w naprawę ich rodziców , a jeśli to absurd i nie ma na to nadziei, to w przyzwoitość świata i innych dorosłych.

Czy wielu miał Pan takich małych pacjentów na oddziale? Jak wyglądają statystyki?

Pandemia ukryła wiele tragedii, może też pozwoliła niektórym rodzinom na pojednanie? W takiej sytuacji próba aranżowania statystycznych narzędzi jest ryzykowna. Odpowiedź, jakakolwiek by była, nie będzie wiarygodna. Moje osobiste zdanie jest takie, że w ostatnim czasie obserwujemy trochę mniej tych tragedii, choć spektakularnych, wstrząsających historii wciąż nie brakuje w mediach. Kluczem do bezpieczeństwa i harmonii w funkcjonowaniu rodziny jest wzajemny szacunek i choćby podstawowa zasobność.

Czy historia któregoś z małych, maltretowanych pacjentów zapadła Panu szczególnie w pamięci. Pytam o pacjentów Pańskiego oddziału.

Było wiele takich spraw. Ale przykładem piekła domowego, który pamiętam do dziś było niemowlę pojone kwasem solnym. Matka wbijała temu maluszkowi igły krawieckie w okolice serca. Dziecko przeżyło, wszystko to po strasznych cierpieniach i w zagrożeniu życia. Oczywiście sprawa zakończyła się w sądzie. Był też wyrok.
Na szczęście, w ostatnim czasie takich drastycznych przypadków maltretowanych dzieci nie ma wiele, choć oczywiście to o każdy kolejny przypadek za dużo.

Zobacz też:

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska