Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zemsta w mieści stu mostów. Odcinek nr 7

Małgorzata Kordysz
Razem z czytelnikami piszemy wielką powieść kryminalną w odcinkach. Dziś prezentujemy siódmy odcinek naszej historii.

Zwoliński siedział w biurze sam. Nie mógł połączyć wątków. "Co się u licha dzieje? - myślał. - Tyle pytań bez odpowiedzi, a sprawa przecież jest mi taka bliska. Zamordowano mojego zastępcę, a ja nie wiem nic. Dosłownie nic. I jeszcze to, gdzie jest ciało!" To śledztwo zaczynało go coraz bardziej złościć, irytować, drażnić. Ta bezradność, brak jakiegokolwiek śladu, w jakim kierunku iść, gdzie szukać, gdzie tropić.

- Musi coś się wreszcie wydarzyć, żeby przełamać ten mur, musi - powiedział z naciskiem i uderzył z całej siły pięścią w stół.
Drzwi nagle uchyliły się i w progu pojawiła się sekretarka.
- Czy wszystko w porządku? - zapytała wystraszona rozglądając się wkoło.
- Tak, tak Pani Ireno. Wszystko w porządku.

Nagle przypomniał sobie o pokoju, który wynajmował kiedyś Bielawa. Mówił wtedy, że chce usamodzielnić się i rozpocząć życie na własną rękę. Gdzie to było? Był tam raz, przyjechał zabrać swojego zastępcę, gdy wyjeżdżali w delegację do Warszawy. Gdzieś na Oporowie… ul. Solskiego?
- Pani Ireno, wychodzę. - krzyknął w kierunku kobiety zabierając w pośpiechu płaszcz i kapelusz.
- Panie prokuratorze, list do pana. - Sekretarka wybiegła za nim trzymając w ręce białą kopertę.
Zwoliński wsunął ją niedbale do kieszeni marynarki. Wsiadł do samochodu i uruchomił silnik. Pomimo temperatury utrzymującej się przez dłuższy już czas powyżej 0o C, jego ponad siedmioletni Peugeot nie odpalał błyskawicznie. Zawsze dawał mu trochę czasu na rozruch. Wyciągnął z kieszeni kopertę. Zaczął oglądać ją bez zainteresowania. Zaadresowana do niego:
Witold Zwoliński
Oddział IPN
ul. Sołtysowicka 21a
Wrocław

Jednak brak było informacji o nadawcy. Otwierał ją raczej z nudów, bez pośpiechu. "Chyba mnie już nic nie zdziwi - pomyślał." W środku była mała biała kartka z wydrukowanym tekstem:
Proszę spotkać się ze mną dziś o 13,00 w Rynku w Tutti-Frutti. Magda

"Magda? Jaka Magda? Nie znam żadnej kobiety o takim imieniu" - zastanawiał się Zwoliński. Odchylił rękaw i spojrzał na zegarek. Była 11.15. W sam raz, aby tam dojechać.

W Rynku było tłoczno jak zwykle. Lubił ten gwar, tętniący życiem środek miasta. Śmiejącą się beztrosko młodzież, grupki zagranicznych turystów. Wrocław żyje, rozwija się, pięknieje. Zawsze czuł dumę, że w tym mieście spędził swoją młodość. Wzrok jego powędrował na choinkę. Stał przez chwilę i uśmiechał się sam do siebie. Jak dziecko cieszył się widząc ozdobione wielkimi bombkami drzewko, srebrne łańcuchy i połyskujące na nim światełka. Patrzył jak zahipnotyzowany na "spadające" gwiazdki. Wyglądały jak roziskrzone meteoryty na tle ciemnego nieba. "A gdybym pomyślał sobie życzenie, to czy by spełniło się? - przemknęło mu przez myśl. - Trzeba to sprawdzić."

Wszedł do kawiarni. Rozglądnął się w poszukiwaniu nadawcy listu. Lokal był prawie pusty. Na wprost wejścia, przy stoliku siedziała młoda dziewczyna , pod oknem zakochana, wpatrzona w siebie para. Już miał zamiar zejść do części podziemnej, gdy usłyszał cichy szept
- Proszę Pana…
Dziewczyna siedząca na wprost uśmiechnęła się nieznacznie. Zwoliński podszedł do stolika, nieco zdziwiony. Wyobrażał sobie kogoś dorosłego, a nie jakąś małolatę.
- Jestem Magda - powiedziała, lekko podnosząc się z krzesła.
- Zwoliński, Witold Zwoliński - przedstawił się i wyciągną dłoń na przywitanie. Ręka jednak zawisła w próżni, bez odwzajemnienia. Mężczyzna usiadł naprzeciw.
- Co masz mi do powiedzenia? - zapytał bezpośrednio i chłodno.
- Wszyscy traktują mnie jak małe dziecko - powiedziała uśmiechając się. - A ja już jestem pełnoletnia.
- A więc, co Pani ma mi do powiedzenia? - poprawił się Zwoliński.
Dziewczyna spoważniała. Odchyliła lewą dłonią spadające na czoło czarne pasmo włosów.
- Śmierć Pana zastępcy była wielkim ciosem… I to jaka śmierć… Uważam, że mimo wszystko nie powinien tak zginąć. Tak nie morduje się ludzi. Torturować, oznakować i … zastrzelić.
Zwoliński zastygł w bezruchu. Tak naprawdę to nie wiedział co go czeka na spotkaniu, ale to co usłyszał bardzo go zaskoczyło. Te informacje były poufne. Skąd ona mogła o nich wiedzieć?
- Tylko Panu mogę zaufać - wyszeptała prawie bezwiednie poruszając ustami i rozglądając się badawczo wokół. - Bielawa wstąpił do pewnej organizacji, z której nie ma odwrotu. Gdyby siedział cicho, nic by mu się nie stało, zresztą, tak jak wielu innym. Ale on wciskał swego prokuratorskiego nosa w nie swoje sprawy, aż się doigrał. Chciał wykorzystać członkowstwo w grupie do badania przeszłości, do ukarania winnych i jeszcze wciągną w to tę kobietę…

- Panią Basię?
- Tak.
- Co z nią? Czy ona żyje? - dopytywał się mężczyzna.
- Tak, ale nie ma jej w kraju.
- Dlaczego mi to Pani mówi? - spytał Zwoliński.
- Chcę uratować innych ludzi … i siebie - powiedziała Magda.
- A co z ciałem? Gdzie ono jest?
- Nie ma ciała, nie ma zbrodni - odpowiedziała lakonicznie.
- Ale przecież są dokumenty?! - prawie wykrzykną wzburzony.
- Dziś są, a jutro nie - odpowiedziała z naciskiem dziewczyna wpatrując się prokuratorowi głęboko w oczy.
- Czy sugeruje Pani, że …
- Ja nic nie sugeruję - przerwała pospiesznie. - Muszę już iść i nie czekając na odpowiedź, wstała szybko i wybiegła z lokalu.
Zwoliński siedział jeszcze przez chwilę zamyślony.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska