Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdradzam, ale cię kocham

Sylwia Królikowska
Ilustracja: Maciej Dudzik
Chyba nie ma gorszej rzeczy dla związku niż zdrada - przyznają kobiety, które ją przeżyły. Księgarnie pełne są poradników, które mają pomóc sobie z nią radzić. Jedne każą być twardą i stanowczą, inne rozmawiać i szukać winy w sobie. Ale nie można się nauczyć tego, jak poskładać roztrzaskane serce.

- Kiedy zobaczyłam go z tą dziwką, chciałam go udusić - 34-letnia Agnieszka nie przebiera w słowach. - Leżeli w naszym łóżku. Czułam, jak mi się robi gorąco, i choć wcześniej, kiedy rozmawiałyśmy z koleżankami, co byśmy zrobiły w takiej sytuacji, byłam pewna, że wytargałabym od razu za włosy, tak wtedy nie mogłam wydusić z siebie słowa. Ja, wyszczekana, pyskata. Cholera, teraz rozegrałabym to inaczej.

Wrzasnęła tylko, żeby kobieta, z którą zdradzał ją mąż, natychmiast wyszła. Wypchnęła ją z mieszkania, a za nią rzuciła rzeczy. - Nawet chyba nic się nie odezwała. Spróbowałaby... - Agnieszka jeszcze dziś czerwienieje na wspomnienie tego dnia.

Potem wszystko potoczyło się już błyskawicznie. Zadzwoniła do teściowej, żeby szykowała pokój dla syna, bo wraca do domu, sama zabrała się za pakowanie jego rzeczy. Jak bądź wrzucała wszystko do walizki. Jej mąż próbował z powrotem upychać rzeczy do szafy, te jednak natychmiast lądowały na podłodze. Bez słowa wytargała dwie walizki na klatkę, stanęła obok otwartych drzwi i znacząco popatrzyła w stronę męża. Na drugi dzień poszła do sądu złożyć papiery rozwodowe. Bez orzekania o winie.
- Chciałam, żeby wszystko odbyło się jak najszybciej - dodaje Agnieszka.

Ma 34 lata, choć wygląda może na dwadzieścia kilka. Szczupła, wysoka, idealnie dopasowane ubrania. To typ dziewczyny "charakternej", bezkompromisowej, nieowijającej w bawełnę, może nieco chłodnej...

Z Tomkiem znała się od liceum. Zaimponował jej wysoki brunet, który zachowywał się dojrzalej niż rówieśnicy.
Nieraz miała wrażenie, że całe swoje życie miał dokładnie zaplanowane. Wszystko, co sobie wymyślił, realizował. Nigdy nie dawał za wygraną. Tak było też z Agnieszką.

Dziewczyna nigdy nie mogła narzekać na brak adoratorów. I choć wiedziała, że podoba się Tomkowi, z wzajemnością, długo udawała nieprzystępną. Żeby nie myślał, że pójdzie mu z nią łatwo. Wychodziła z założenia, że jak o kogoś się dłużej walczy, to potem bardziej kocha, szanuje...
Razem studiowali na Uniwersytecie Wrocławskim, oboje język niemiecki. Pobrali się zaraz po studiach.
Tomek zaczął pracować w firmie spedycyjnej ojca, ona poszła na staż do agencji reklamowej i w tym samym czasie zaczęła studiować zarządzanie i marketing. Wszystko szło jak po maśle. Rodzice pomogli kupić mieszkanie. Oboje byli jedynakami, oczkami w głowie.
Właściwie o nic nie musieli się martwić. Problemy, które ma większość młodych małżeństw, ich nie dotyczyły. Mieli wszystko podane na tacy.

- Kiedy tylko coś się działo, zaraz przybiegał któryś rodzic, chętny do pomocy. Wreszcie było tak, że to z nimi, zamiast ze sobą, rozwiązywaliśmy problemy - przyznaje Agnieszka.

- To częsty przypadek, kiedy rodzice wyręczają młodych w tym, by stawali się dorośli, odpowiedzialni, również za siebie - mówi Karolina Konieczna, psycholog rodzinny. - Niestety, równie często kończy się to w podobny sposób. Młodzi bowiem nie mają szansy poczuć, co to znaczy rodzina i w tej sytuacji nie ma to dla nich wartości. Nadopiekuńczy rodzice muszą wiedzieć, że wyręczając dzieci w obowiązkach po prostu je krzywdzą, tym bardziej, kiedy są już dorosłe i same powinny uczyć się życia.

***
- Boję się, że kiedy mu to powiem, odejdzie - 40-letnia Monika od blisko dwóch lat wie, że mąż ją zdradza. Wciąż milczy i udaje, że wszystko jest w porządku. Tak jak przez ostatnie 13 lat małżeństwa, wstaje rano, żeby zrobić mężowi i dzieciom śniadanie.

Kiedy rodzina się budzi, wszystko jest już na stole. Pachnące, odgrzane w piekarniku bułki maślane - najmłodsza córka bardzo je lubi. Jajecznica z szynką dla starszego syna i męża i tosty dla 3-letniej latorośli, Malwiny. Gusta kulinarne swojej rodziny zna na pamięć.

- Jak każda dobra mama i żona - tłumaczy. Męża poznała dzięki koleżance. Umówiła ich kiedyś na randkę w ciemno. Monika miała wtedy 26 lat. Niewysoka, korpulentna i zakompleksiona, nigdy nie wierzyła, że ktokolwiek będzie chciał się z nią ożenić. Kiedy pojawił się w jej życiu Adam, poczuła się, jakby złapała Pana Boga za nogi. Mąż jest dla niej wszystkim: skarbem, na który, jak mówi, sobie nie zasłużyła.
- Może to nie jest Brad Pitt, ale dla mnie jest najpiękniejszy - mówi o swoim mężu. - Nigdy nie podobałam się chłopakom, mój mąż był pierwszą prawdziwą miłością - opowiada. Dla niego zostawiła pracę w księgarni. Tak postanowili. Miała się zajmować dziećmi. W ciążę zaszła pół roku po tym, jak się poznali. Po pięciu miesiącach wzięli ślub.

Adam, mąż Moniki, prowadzi własną firmę - serwis i naprawa komputerów. Informatyk, również z zamiłowania. Monice zawsze imponowało, że rozeznaje się w tych wszystkich ciągach znaków i cyfr, potrafi naprawić każdy sprzęt.

- Ale kiedyś każdą wolną chwilę spędzał w domu, z dziećmi. Zawsze mówił, że to jego największe szczęście - mówi. Szybko zorientowała się, że kogoś ma. Nagle praca zaczęła się przedłużać. Miał coraz więcej wieczornych zleceń. Ciągle narzekał, że jest przepracowany, zmęczony. Aż któregoś dnia oświadczył, że chciałby wyjechać na kilka dni wakacji. Sam... Żeby odpocząć, oderwać się trochę od codziennych obowiązków. To był dla Moniki szok. Nigdy wcześniej takie propozycje się nie pojawiały. Ale, mimo sprzeciwów żony, uparł się i wyjechał.

Właśnie wtedy Monika dowiedziała się, że jest ktoś inny. Włączyła komputer, żeby zrobić przelew. Nigdy wcześniej się tym nie zajmowała, to była zawsze działka Adama. Okazało się jednak, że nie zapłacił jednego rachunku i przyszło upomnienie.
- Zupełnie nie znam się na komputerach. Wiem, jak się włącza i tyle. I właściwie przez tę moją głupotę dowiedziałam się, że kogoś ma - mówi kobieta. Zaczęła przeglądać komputer, szukając odpowiedniego programu. Wtedy znalazła kilkaset mejli od męża do kochanki. Adam nawet nie starał się ich ukryć, żona nigdy nie zaglądała do komputera, więc czuł się bezpieczny.

- Czytałam i wyłam jak dziecko. Ta kobieta tak mądrze pisała, chyba też się zna na komputerach... Dyskutowali o jakichś nowych programach. Wreszcie z ostatnich mejli dowiedziałam się, że razem wyjechali. Uzgadniali szczegóły, wybierali hotel - Monika nie może powstrzymać łez.
Przyznaje, że miała różne myśli. Może zadzwonić od razu i powiedzieć, żeby już nie wracał, poczekać aż wróci i porozmawiać... Pewnie to moja wina...

Zanim Adam wrócił, przeczytała mejle jeszcze wiele razy. Podjęła decyzję: to koniec! Ale kiedy mąż pojawił się w drzwiach, zrezygnowała z radykalnych posunięć. Co więcej, postanowiła w ogóle się nie przyznawać, że wie o kochance. Pytała, jak było na wyjeździe, czy odpoczął. Przygotowała obiad.
- Gdybym mu powiedziała, że wiem, to na pewno by odszedł. A tak, może nie będzie miał odwagi mi tego powiedzieć i zostanie. Przecież mamy dzieci - mówi Monika. Od miesięcy, kiedy tylko Adam siada koło niej i chce porozmawiać, zrywa się jak oparzona. Zaczyna tłumaczyć, że musi coś pilnie zrobić.
- Boję się, że właśnie nadeszła ta chwila, że właśnie teraz chce mi powiedzieć, że ode mnie odchodzi, a ja nie chcę tego usłyszeć. Bez niego nie jestem nic warta - mówi. Czy go kocha? Mówi, że już nie wie. Ale jest pewna, że nie chce go stracić.

Jest pewna natomiast, że Adam wciąż spotyka się z tą samą kobietą. Mejli już nie czyta. Dzięki temu, jak mówi, nie myśli o tym ciągle. Zaczęła jeszcze bardziej nadskakiwać mężowi. Dbać o siebie. Wstaje jeszcze wcześniej, żeby rano pobiegać. Dopiero potem zabiera się za śniadanie. Bułki maślane dla córki, jajecznica...

- To bardzo toksyczna sytuacja - ocenia Karolina Konieczna, psycholog. - Widać od razu, że ta pani po prostu uzależniła się od męża. Ale uciekanie od problemu jest najgorszym z możliwych rozwiązań. On wtedy nie znika, tylko narasta, aż wreszcie wybuchnie, jak bomba z opóźnionym zapłonem, a wtedy na składanie czegokolwiek może być już za późno. Mąż jest pewnie teraz w komfortowej sytuacji, ma opiekuńczą żonę i kochankę, która dzieli z nim zainteresowania. Ale taka sytuacja nie będzie trwała wiecznie.

***
Najpierw była Lucyna, potem Aśka, Ilona i Jowita.
- Pamiętam imiona wszystkich jego, pożal się Boże, koleżanek - mówi Anka, 42-latka z Wałbrzycha.
- Wszystkich o których ja wiem, do których się przyznał - dodaje zaraz. Czy można wybaczyć zdradę? - Nie, ale miłość ułatwia sprawę. Wszystko tłumaczy i każe wierzyć, że to był ostatni raz, choć po jakimś czasie pojawia się kolejna... - mówi.

Jej mąż, Janusz, to bardzo przystojny mężczyzna, podoba się wielu kobietom. Z Anką poznali się w dyskotece.
- Wszyscy mi mówili, że to klasyczny podrywacz i właściwie byłam dumna, że postanowił wybrać właśnie mnie - mówi. Kiedy się jej oświadczył, była w siódmym niebie. Choć jeszcze przed ślubem dotarły do niej informacje, że z kimś się spotyka. Doniosły koleżanki.
- Myślałam, że są zazdrosne i nawet się z nimi pokłóciłam - mówi dziewczyna.

Nie zwracała uwagi na kolejne sygnały: rachunki z restauracji, dziwne SMS-y wysyłane w nocy, kiedy myślał, że ona już śpi. Nawet samotne wyjścia wieczorami. Zawsze mówił, że spotyka się z kolegami. Wierzyła mu.
Janusz wcale więc nie krył się z kolejnymi znajomościami. Aż wreszcie matka Anki spotkała go z "koleżanką" w restauracji. Przytulonych, wpatrzonych w siebie.
- Zaraz do mnie zadzwoniła, nakrzyczałam na nią. Powiedziałam, że na pewno kłamie, bo nigdy go nie lubiła - mówi Anka. Z matką nie rozmawia do dziś... Mimo że Janusz jeszcze tego samego dnia przyznał się żonie, że miał romans. Przeprosił, zaprosił na romantyczną kolację, obsypał kwiatami i prezentami. Anka z nim została i nie musiała czekać długo na kolejną "koleżankę".

Tym razem sama natknęła się na dowody. Kiedy mąż był w delegacji, przyszedł jego rachunek za telefon komórkowy - ponad 500 zł. - Spojrzałam na spis i od razu zauważyłam dziesiątki połączeń z tym samym numerem, po kilka razy dziennie - mówi. Zadzwoniła. Odebrała kobieta. Długo rozmawiały. Dziewczyna przyznała, że spotyka się z Januszem. Mówił jej, że z żoną to już koniec. Że chce się rozwieść.

Janusz znów obiecał, że zerwie znajomość. Ale z kolejnymi wpadał podobnie - telefony, SMS-y, o których dowiadywała się Anka. - Zawsze przepraszał i mówił, że mnie kocha najbardziej. Wiem, że tak jest i wiem, że wreszcie mu to przejdzie. Może musi się wyszaleć. Będę czekać.

- Mówi się, że jak ktoś zdradził raz, to pewnie może się to powtórzyć. Tak wcale nie musi być. Ale ta sytuacja to potwierdza. Małżeństwo potrzebuje terapii. Być może podłożem jest jakiś poważny problem, nawet choroba. Być może uzależnienie seksualne. Trzeba jak najszybciej wybrać się do specjalisty, oczywiście razem - radzi psycholog.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska