- Do tego bywa naprawdę niebezpiecznie. Wiele się słyszy o napadach na ratowników. Musimy szarpać się z pijanymi, nieść pomoc wszędzie, na melinach też - dodają i zaznaczają, że pracują na okrągło. - Jak to się mówi, piątek, świątek i niedziela... Inni bawią się w sylwestra, odpoczywają w święta, a my jesteśmy wtedy w pracy i w takich dniach mamy jej najwięcej...
Ratownicy nie narzekają jednak na sam jej charakter, ale na wynagrodzenie, które ich zdaniem jest nieadekwatne do ryzyka i trudu. - Ratownik kierowca w karetce, który może pochwalić się dużym stażem, zarabia u nas 2100 zł... Ta cyfra mówi za siebie - zaznacza Jacek Wolszczak, szef międzyzakładowego Związku Zawodowego Świdniczanie, który jako jedyny z czterech działających w pogotowiu wszedł w spór z pracodawcą. Pod deklaracją podpisało się 25 z 30 osób należących do związku.
- Żądamy 500 zł do pensji więcej. Wiadomo, chcielibyśmy aby to była kwota netto, ale nie określaliśmy tego w piśmie do dyrekcji, bo chcemy zostawić furtkę do rozmów - podkreśla Wolszczak.
W poniedziałek wraz ze swoim związkowym zastępcą, Pawłem Michalskim spotkał się z dyrekcją pogotowia na rokowaniach.
- Jesteśmy zadowoleni, bo obiecano nam, że podwyżka będzie. To dobrze, bo nie było jej od 5 lat. Nie wiemy jednak, jaka to będzie kwota. Wiadomo, pieniędzy w pogotowiu jest mało. Cieszymy się jednak, że dyrekcja okazała zrozumienie dla naszych próśb. Pojawiło się więc światełko w tunelu - mówi szef „Świdniczan” i dodaje, że załoga nie chciałaby przechodzić do kolejnych form protestu. Na razie ogranicza się do rokowań. Strajkować nie może, ale może oflagować siedzibę, zorganizować manifestacje i pikiety, a nawet wziąć urlopy na żądanie, to jednak mogłoby sparaliżować pracę pogotowia.
Kolejne spotkanie w sprawie podwyżek zaplanowano na poniedziałek. Rozmawiać z dyrekcją będą wszystkie związki. - Jesteśmy na etapie nowych przeliczeń, innych niż dotychczasowe. Podwyżki będą, ale na pewno nie będzie to 500 zł - mówi Małgorzata Jurkowska, dyrektor świdnickiego pogotowia i tłumaczy, że w jej stacji zatrudnionych jest 87 osób, żądania „Świdniczan” dotyczą 36, a pozostałe związki też rozmawiają o podwyżkach. - Nie stać nas na to, by podnieść pensje tak znacznej grupie. Realia w służbie zdrowia są, jakie są... - zaznacza dyrektorka.
Nie chce zdradzić, ile zaproponuje związkowcom. Wcześniejsza oferta, którą odrzucili opiewała na 300 zł w zamian za likwidację dodatków tzw. pogotowianych i włączenie ich do wynagrodzenia.
- To 20 do 30 proc. od liczby przepracowanych godzin. W zależności od tego, ile pracownik medyczny przepracował, jego pensja wzrosłaby od 80 do 160 zł. To nasze wyliczenia. Związkowcy wyliczyli jednak inaczej, że byłby to wzrost od 40 zł i nie zgodzili się na to - dodaje dyrektorka.
Do tematu wrócimy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?