Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zakupy na zeszyt? Na wsiach to wciąż norma. W mieście też się zdarza

Mateusz Różański
Zeszyt. Kilkadziesiąt gęsto zapisanych kartek. Ten konkretny to coś więcej niż notatnik czy pamiętnik. Ten to jest życie, a dokładniej kilka jego ostatnich miesięcy. To są ludzkie tragedie, ale i radości. W tym zeszycie dokładnie widać, jak ludzie żyją. A żyją skromnie. Bardzo skromnie. Dla wielu dolnośląskich rodzin zakupy na zeszyt to jedyna szansa na posiłek i przetrwanie od pierwszego do pierwszego. Ale sklepikarze, którzy tak sprzedają, łamią prawo.
Zeszyt. Kilkadziesiąt gęsto zapisanych kartek. Ten konkretny to coś więcej niż notatnik czy pamiętnik. Ten to jest życie, a dokładniej kilka jego ostatnich miesięcy. To są ludzkie tragedie, ale i radości. W tym zeszycie dokładnie widać, jak ludzie żyją. A żyją skromnie. Bardzo skromnie. Dla wielu dolnośląskich rodzin zakupy na zeszyt to jedyna szansa na posiłek i przetrwanie od pierwszego do pierwszego. Ale sklepikarze, którzy tak sprzedają, łamią prawo.
Zeszyt. Kilkadziesiąt gęsto zapisanych kartek. Ten konkretny to coś więcej niż notatnik czy pamiętnik. Ten to jest życie, a dokładniej kilka jego ostatnich miesięcy. To są ludzkie tragedie, ale i radości. W tym zeszycie dokładnie widać, jak ludzie żyją. A żyją skromnie. Bardzo skromnie. Dla wielu dolnośląskich rodzin zakupy na zeszyt to jedyna szansa na posiłek i przetrwanie od pierwszego do pierwszego. Ale sklepikarze, którzy tak sprzedają, łamią prawo.

Jesteśmy w podlegnickiej wsi. Sporo nowych domków jednorodzinnych z wypielęgnowanymi ogródkami. Ale są też stare,
nieco już zaniedbane gospodarstwa. Czasem przemknie kura. Jeden przystanek, rozpadający się chodnik, nowe boisko powstałe na fali Euro 2012. I sklep.

To właśnie w tym ostatnim znajduje się wspomniany zeszyt. Światło nieco przyciemnione, na półkach dżem, mydło i powidło. Dosłownie. Kupimy tu wszystko – od masła, przez pułapki na myszy, po żyletki. Nigdy nie wiadomo, co się komu przyda.

Pani Ewa, ekspedientka, ma telewizor, bo zdarza się, że nie ma wielu klientów. Jest nawet krzesełko dla Jadzi, sąsiadki, która
przychodzi tutaj na plotki popołudniami. W szufladzie zeszyt. To on jest najważniejszy. Pani Ewa z początku nieco niechętnie, ale w końcu go pokazuje. Widać, że jest często używany, za często.

– Ludzie kupowali na zeszyt, kupują i jeszcze długo będą kupować. Bieda jest i tyle, a jak ktoś mówi inaczej, to ma duże szczęście, że od życia jeszcze porządnie w skórę nie dostał – mówi pani Ewa. – Wszyscy na wsi wiedzą, jakie panują zasady. Na zeszyt dostanie każdy i wszystko, oczywiście oprócz alkoholu i papierosów – dodaje charyzmatyczna kobieta.

***

Jadzia przysłuchuje się naszej rozmowie i delikatnie uśmiecha. Zmarszczki na twarzy kobiety są dowodem, że ciężko pracowała w życiu. Bierze łyk rozwodnionej kawy. – Widzi pan, tu żyje kilkaset osób. Wszyscy się znają od małego. Odmawiać sąsiadowi masła czy chleba, to tak, jakby odmawiał pan rodzinie. I co ta biedna Ewcia ma robić? Daje, bo to dobra kobieta, a i ludzie poczciwi. Jak będą mieli, to oddadzą. Żyjemy skromnie, ale z podniesioną głową – dodaje kobieta.

Właścicielka sklepu szybko podlicza. Tylko przez ostatni tydzień wydała towaru na ponad 400 złotych. Kiedy ludzie zapłacą? – Nie wiadomo, jak kto będzie miał. Ci ze stałą pracą przyjdą już „dziesiątego”. A pozostali też oddadzą. O to nigdy się nie
bałam – tłumaczy pani Ewa.

***

Sklepikarze boją się czego innego w przypadku stosowania tzw. metody na zeszyt – kontroli urzędu skarbowego. Ten bowiem nie będzie słuchał tłumaczeń o głodnych dzieciach, wypłacie, która nie doszła czy chorobie jedynego żywiciela.
Skoro towar schodzi ze stanu w sklepie, to trzeba wydać paragon. Koniec i kropka. Zeszyt nie wchodzi w grę, bo to szara strefa. – Niech sobie kontrolują, a ja na zeszyt i tak będę dawała. Mama pomagała Żydom w czasie wojny, ja walczyłam z komuną w latach osiemdziesiątych, a teraz co, miałabym matce piątki dzieci odmówić chleba?! – mówi pełna emocji pani Ewa.

Sklepikarka nie wyznacza ostatecznej daty uregulowania długu, nie nalicza odsetek i – jak sama przyznaje – nigdy nie musiała się jeszcze upominać o pieniądze. W małej społeczności, gdzie niemal wszyscy się znają, każdy chce mieć dobrą opinię, szczególnie w sklepie.

Analizując gruby zeszyt, można dojść do wniosku, że częściej zakupy właśnie tą metodą odbywają się późną jesienią, zimą
i wczesną wiosną. Powód? Wtedy nie ma prac sezonowych, a na pewno nie tyle, co w lecie. Ludzie mniej zarabiają, a jeść trzeba.

Tu z pomocą przychodzi tak znienawidzony przez fiskusa zeszyt. – Kiedyś nawet proboszcz widniał w takim zeszycie! – rzuca nagle pani Ewa. – Tak się jakoś złożyło, że robił piknik dla parafian, czegoś tam zabrakło i akurat nie miał przy sobie gotówki, więc trafił do zeszytu. Sporo było przy tym śmiechu. Rzecz jasna, rachunek uregulował – zastrzega sklepikarka.

***

Ruszamy dalej w trasę w poszukiwaniu podobnych zeszytów. Gmina Legnickie Pole. Sytuacja podobna jak wcześniej – jedna wieś, kilkadziesiąt zabudowań. Osamotniony sklep ze wszystkim, co do życia potrzebne. Są nawet święte obrazki, a tuż obok kalendarze z motocyklami i paniami ubranymi w sposób, mówiąc delikatnie, skromny... Przed nieco zaniedbanym blaszakiem kilka plastikowych krzeseł, stół i parasol. Panowie z uśmiechami na twarzach sączą piwo. Na pytanie o zeszyt, ekspedientka tylko się delikatnie uśmiecha.

Ma taki – tuż obok kasy. Ja jednak nic nie dostanę – mnie nie zna, więc boi się dać cokolwiek. – Co innego tutejsi. Niemal każdy ma tutaj swoje wpisy. Biorą różne rzeczy – głównie jedzenie, takie podstawowe. Ludzie wstydzą się brać bardziej wymyślnych, czasem papierosy. Gospodarze, jak na piwo przyjdą, też dostaną na zeszyt, ale z warunkiem, że jutro muszą oddać za alkohol – mówi Katarzyna, ekspedientka. Ma niespełna trzydzieści lat, sklep należy do rodziców, ona sobie w ten sposób dorabia.

Zasady ewidencjonowania są jasne: imię i nazwisko, data, kwota i za co. Niektórzy proszą jeszcze, żeby wpisać dokładną datę, do kiedy mają oddać. To podobno ich bardziej mobilizuje. – Nic nowego w tym zeszycie niema. W sklepach takich jak nasz to coś zupełnie normalnego. Nie znam sklepu na wsi, który zeszytu by nie miał – dodaje ekspedientka.

Panowie przed odrapaną budką też ucztują za „zeszytowe”. – Wiadomo, wszystko jest dla ludzi, ale ze wszystkiego trzeba korzystać z umiarem. Gdyby zdarzyłoby się tak, że nie uregulowali byśmy „zeszytu”, to drugim razem byśmy już nie dostali. I tyle w temacie – mówi Andrzej. – Jasne, że wolałbym płacić od razu, ale żyjemy w biednym kraju. Pomijając krawaciarzy i grupy uprzywilejowane, niewielu osobom wystarcza od pierwszego do pierwszego – dodaje mężczyzna.

A jeśli zrezygnowaliby z zeszytu, to schodziłoby im zdecydowanie mniej towaru. To z kolei w niedalekiej przyszłości pociągnęłoby za sobą likwidację punktu. Zatem na zeszyt dają. Ale to broń obosieczna. – Są miesiące, że ludzie biorą wyjątkowo dużo na zeszyt. Wówczas po opłaceniu rachunków i podatków niewiele zostaje w kasie na nowy towar. Efekt? Hurtownicy dają nam na...zeszyt. Dokładnie tak jak my, może w nieco bardziej zaawansowany sposób, bo na komputerze mają całe bazy danych, ale tak to wygląda – dodaje pani Katarzyna.

***

W miastach praktyka zeszytowych zakupów nie jest tak rozpowszechniona, ale też się pojawia. W Legnicy jest przynajmniej kilka takich punktów. To nieduże sklepiki na obrzeżach, gdzie nie ma wielu klientów z zewnątrz. Ekspedientki znają tu
wszystkich i wiedzą, czego potrzebują. – Zeszyt jest, bo gdyby nie on, już całkiem nie wytrzymalibyśmy konkurencji z marketami i dyskontami. Niektórzy kupują u nas właśnie ze względu na zeszyt – mówi pan Zbigniew, który prowadzi rodzinny
biznes z żoną.

Wszyscy podkreślają, że zeszyty są jedynie przyjacielską formą kredytowania. Bez odsetek i często na wiele tygodni lub nawet miesięcy. Choć taka forma sprzedaży jest niezgodna z prawem, wciąż ma się na Dolnym Śląsku nieźle, a dla wielu rodzin taki zeszyt jest jedyną szansą na posiłek.

***

W tekście celowo nie używaliśmy nazwisk bohaterów oraz zmieniliśmy im imiona na ich prośbę. Sklepikarze boją się bowiem kar za „sprzedaż na zeszyt”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska