Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabraknie nam lekarzy, bo minister blokuje młodych

Adriana Boruszewska
Michał Pawlik
Za kilka lat na Dolnym Śląsku może zabraknąć specjalistów, bo starsi przejdą na emeryturę, a młodszych się nie szkoli. Minister zdrowia zdecydował, że rezydenci, czyli młodzi lekarze w szpitalach, będą się głównie kształcić jako interniści i pediatrzy, bo tych potrzeba najbardziej. A co z tymi, którzy chcą zostać neonatologami czy endokrynologami? - Nikt nie chce wyjeżdżać, ale każdy ma ambicje. Wielu lekarzy ma swoje zainteresowania. Dlaczego mają kształcić się w takich kierunkach, jakie ktoś im narzuca, skoro za granicą dostęp do specjalizacji jest dużo lepszy? - komentuje Paweł Wróblewski, prezes Dolnośląskiej Izby Lekarskiej.

Zamiast 260 rezydentów jedynie 126 - tyle miejsc dla młodych lekarzy w dolnośląskich szpitalach przyznał minister zdrowia Konstanty Radziwiłł. To oznacza mniej lekarzy w szpitalach, a w przyszłości mniej specjalistów i jeszcze dłuższe kolejki pacjentów. Ministerstwo oceniło, że na Dolnym Śląsku nie potrzeba kolejnych endokrynologów, kardiologów czy neurologów i nie przyznało żadnego miejsca rezydenckiego na te specjalizacje.

- Ograniczenie liczby rezydentur spowoduje zmniejszenie liczby specjalistów, co w ogólnym rozrachunku wydłuży jeszcze kolejki pacjentów - przestrzega Marcin Lewicki, przedstawiciel Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy i jednocześnie lekarz rezydent farmakologii klinicznej we Wrocławiu.

Bogusław Beck, zastępca dyrektora ds. lecznictwa w szpitalu przy ul. Borowskiej, zaznacza, że w jego placówce sytuacja jest stabilna, ale gdy miejsca rezydenckie będą systematycznie ograniczane, to lekarzy w końcu zabraknie.

- Trzeba pamiętać, że rezydent nie powinien być traktowany jako pełnoetatowy pracownik, gdyż 2/3 rezydentury spędza na stażach. Tak więc można powiedzieć, że trzech rezydentów to tyle, co jeden pracownik - tłumaczy Beck.

Cięcia ministra są poważne. Dolny Śląsk oczekiwał np. 20 miejsc dla rezydentów anestezjologów - minister przyznał... jedno. Zaniepokojeni specjaliści ostrzegają, że polityka ministerstwa uderzy w pacjentów.

- Brak specjalistów może doprowadzić do tego, że będziemy zmniejszać liczbę łóżek na intensywnej terapii, których i tak brakuje, a także liczbę przeprowadzanych operacji. Dlaczego tych ostatnich? Będą chirurdzy, ale pacjentów nie będzie miał kto znieczulać - wyjaśnia lek. med. Mirosław Gibek, dolnośląski konsultant anestezjologii i intensywnej terapii.

Dodaje, że w wiosennym rozdaniu rezydenckim wnioskował o 20 miejsc dla młodych anestezjologów. Ministerstwo przyznało tylko jedno. - To kropla w morzu potrzeb, bo, niestety, brakuje nam specjalistów. Wiek obecnych specjalistów anestezjologii i intensywnej terapii jest mocno zaawansowany. Część specjalistów już pracuje na emeryturze, a wielu wkrótce się na nią wybierze - podkreśla Gibek.

Nie tylko anestezjolodzy są rozczarowani. Na Dolny Śląsk ministerstwo przyznało 126 miejsc w 16 specjalizacjach (na 69 lekarskich i 6 stomatologicznych): 50 dla chorób wewnętrznych, 18 dla chirurgii ogólnej, 15 dla pediatrii, 10 dla medycyny rodzinnej, 7 dla onkologii klinicznej, 6 dla rehabilitacji, 5 dla ortopedii, po 3 dla hematologii i radioterapii onkologicznej, po 2 dla chirurgii onkologicznej i geriatrii i po jednym dla anestezjologii, medycyny ratunkowej, neonatologii, onkologii i hematologii dziecięcej oraz dla psychiatrii dzieci i młodzieży.

Młodzi lekarze uważają, że premiując internę, chirurgię ogólną i medycynę rodzinną, ministerstwo pogarsza nie tylko sytuację lekarzy, ale i pacjentów.

- Nie można nikogo zmuszać do konkretnej specjalizacji. Niektórzy ludzie nigdy nie będą dobrymi pediatrami, więc nie można nikogo nakłaniać, by robił coś, do czego się nie nadaje. To uderza również w pacjentów i wpływa na jakość obsługi w służbie zdrowia. Takie zmuszanie może się skończyć szybkim wypaleniem zawodowym - komentuje Daniel Soliński, przewodniczący samorządu studentów Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu, student V roku medycyny.

Specjaliści coraz starsi

Rezydenci zgodnie mówią, że na Dolnym Śląsku brakuje młodych lekarzy wszystkich specjalizacji.

- W dalszej perspektywie zmniejszenie liczby rezydentur może skutkować pogłębianiem luki pokoleniowej wśród lekarzy - przestrzega Lewicki.

Ta luka będzie się pogłębiać. Według danych Naczelnej Izby Lekarskiej średni wiek specjalisty w Polsce to 54,5 roku, co oznacza, że za chwilę na Dolnym Śląsku po prostu zabraknie specjalistów.

Rezydenci są rozgoryczeni nie tylko małą liczbą miejsc, ale także zbyt niskim wynagrodzeniem (ich zarobki „na rękę” to 2200 lub 2400 zł miesięcznie) i zapowiadają, że w przypadku braku porozumienia z ministerstwem będą strajkować.

Sylwia Jakubowska, lekarz rezydent medycyny rodzinnej, mówi, że rozdanie ministra wygląda tak, jakby chciał on przymusić młodych lekarzy, by robili to, co chce ministerstwo.

- Albo zostaniesz internistą lub pediatrą, albo będziesz pracować za darmo - oburza się rezydentka.

O co chodzi? W przypadku gdy miejsc rezydenckich zabraknie, lekarz może starać się o przyjęcie na miejsce poza-rezydenckie. Ich liczbę ustala minister, ale płaci za nie szpital. A że szpitale pieniędzy nie mają, to młodzi lekarze specjalizację mogą odbywać na zasadzie wolontariatu.

Sylwia Jakubowska nie ukrywa, że większość jej kolegów myśli o wyjeździe z kraju „za chlebem” i wymarzoną specjalizacją.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska