Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabójca Agnieszki Kotlarskiej już na wolności

Robert Migdał
Po 15 latach odsiadki Jerzy L., zabójca Agnieszki Kotlarskiej, pochodzącej z Wrocławia Miss Polski i Miss International 1991, wyszedł na wolność.

Dzieckiem była ślicznym: blond włoski, zielone oczy. I uśmiech. Ten uśmiech towarzyszył jej przez całe życie - taki szczery, od ucha do ucha.
Agnieszka była świadoma swojej urody. Podobała się mężczyznom, a koleżanki zazdrościły jej idealnej figury i tego, że w parze z urodą szła też inteligencja.
Gdy miała 17 lat, zgłosiła się do jednej z wrocławskich agencji modelek. Od razu zaczęła dostawać masę propozycji - zdjęć reklamowych, pokazów.
Na jednym z nich wypatrzył ją Jerzy L., jej przyszły oprawca.
- To był rok 1990. Przechodziłem koło salonu sukien ślubnych La Mirage w centrum Wrocławia. I wtedy ujrzałem ją po raz pierwszy - wspominał przed sądem Jerzy L. (rocznik 1960, informatyk z wykształcenia, po Politechnice Wrocławskiej, bezdzietny, wcześniej niekarany).
W Agnieszce zakochał się szaleńczo. Od pierwszego wejrzenia. Wcześniej też kochał, ale nie tak mocno, jak ją. W liceum prowadzał się z miss szkoły, ale im nie wyszło.

Chodził za Agnieszką krok w krok - gdy miała pokaz mody w Hali Ludowej, był tam. Gdy wracała ze szkoły, szedł za nią. Wreszcie zdobył się na odwagę. Podszedł i zapytał: - Czy pozwolisz, aby krasnoludek dotrzymał towarzystwa królewnie?
Zgodziła się. Odprowadził ją do domu. Dlaczego krasnoludek? Proste - chodził ubrany w czerwoną czapeczkę i czerwoną kurtkę.
Cały czas próbował być blisko niej - pisał do niej listy. - Były napisane w konwencji bajkowej, coś o krasnoludku - opowiadał w czasie procesu Antoni Kotlarski, tato Agnieszki. Potem zaczął śledzić. Zaczęła się go bać. - Pamiętam taką sytuację z 1990 roku: Jerzy L. szedł za nią do domu. Potem gonił. Agnieszka uciekła do windy, on biegł schodami - wspominał Antoni Kotlarski.
Halina Kotlarska, mama, dopowiadała: Córka mówiła, że chodzi za nią obleśny typ. "Mamo, on jest straszny. Taki, jakby chciał mnie zabić" - żaliła się.

***
Rok 1991. Szczęśliwy rok.
Na 19-letnią Agnieszkę spada deszcz sukcesów. Najpierw zostaje Miss Wrocławia, potem Miss Dolnego Śląska, a następnie Miss Polski 1991.
No i najważniejsze - poznaje miłość swojego życia, przyszłego męża - Jarosława Świątka (zasiadał w jury konkursu Miss Polski).
Na Youtube.com jest film z ogłoszenia wyników w Operze Leśnej w Sopocie (trwa 2 minuty i 22 sekundy, czarno-biały, tytuł: "Miss Polski 1991. Koronacja"). Nazwisko zwyciężczyni wyczytuje prowadzący galę dziennikarz Zygmunt Chajzer (kliknij by zobaczyć film).

Oszołomiona wynikiem Agnieszka (numer 18), ubrana w ciemny kostium (z pięknym haftowanym przodem), wychodzi szybkim krokiem na scenę. Do rąk dostaje bukiet kwiatów zawinięty w celofan (lilie), szarfę z napisem "Miss Polski 1991", a na głowę koronę wkłada jej Miss Polski z 1990 roku Ewa Szymczak. Rozlegają się brawa. Agnieszka robi rundę honorową. Wyuczonym krokiem idzie do przodu, macha prawą ręką do publiczności i fotoreporterów, idzie w bok, nadal macha. Z głośników rozlega się śpiew: "Alleluja". Za nią podążają wicemiss. Agnieszka cały czas jest uśmiechnięta. Schodzi ze sceny. Z głośników leci muzyka z filmu Stanleya Kubricka "Odyseja kosmiczna 2001". Koniec filmiku.

***
Jerzy L. czyta w gazetach o sukcesach Agnieszki. Namiętnie kupuje kolorowe pisemka w poszukiwaniu informacji o niej. Magazyn "TIM" publikuje z nią rozmowę: "Jeszcze nie jestem rozpoznawalna. Być może stanie się to później, kiedy częściej zacznę pojawiać się w telewizji i prasie" - mówi skromnie.
Informacje o jej sukcesie pojawiają się też "Wieczorze Wrocławia": Kotlarska uśmiecha się ze zdjęcia, na którym prezentuje biżuterię.

Jerzy L. jest wkurzony, kiedy dowiaduje się, że zakochała się w jurorze Miss Polski. Na ścianach wieżowca, na osiedlu Różanka, gdzie z rodzicami mieszkała Agnieszka, wypisuje farbą: "K... Kotlarska", "Miss ciągnie ch... organizatorowi". Rodzice i narzeczony zamalowują obraźliwe napisy. Bez skutku. Znów się pojawiają.
Halina Kotlarska wspominała przed sądem: - Przez te napisy musieliśmy zmienić mieszkanie.
W tym samym roku Agnieszka zdobywa w Tokio koronę Miss International 1991. O mały włos by jej się nie udało. Z hotelu w Paryżu, skąd leciała do Tokio, zapomniała zabrać paszportu. Jak wspomina jeden z dziennikarzy: "W ostatniej chwili dowiózł go jej kierowca i mogła wsiąść na pokład samolotu. Na konkursie wystąpiła w czarnym stroju kąpielowym, stroju szlachcianki i bladoróżowej sukni" (źródło: internetowa strona "z archiwum miss").

Świat mody staje przed nią otworem. Podpisuje kontrakt z amerykańską agencja modelek. Na trzy lata wyjeżdża do Nowego Jorku. Chodzi na wybiegach u Calvina Kleina i Ralpha Laurena, jej zdjęcia publikują m. in. "Vogue", "Cosmopolitan" czy rodzimy "Twój Styl". Jej twarz reklamuje kosmetyki - bilboardy z Agnieszką przyciągają uwagę na ulicach w USA.
Do Stanów Zjednoczonych zabiera ze sobą swojego ukochanego - Jarosława Świątka. W Nowym Jorku, na Manhattanie, biorą ślub. Agnieszka jest w pełni szczęścia, kiedy po kilku latach na świat przychodzi ich córeczka Patrycja.
Za oceanem są trzy lata. Wracają w 1996 roku. W tym samym roku o Agnieszce znów jest głośno: "Miss cudem uniknęła śmierci" - krzyczą nagłówki gazet w lipcu - 6 tygodni przed tym, jak zginęła od ciosów nożem.

17 lipca 1996 roku miała lecieć na sesję zdjęciową z Nowego Jorku do Paryża. W ostatniej chwili zmieniono termin zdjęć i Agnieszka postanowiła odwołać lot. Samolot wybuch w powietrzu kilka minut po starcie. Eksplozja paliwa nastąpiła o 20.31, na wysokości 4200 m. Szczątki samolotu runęły do Atlantyku. Przyczyna: uszkodzona izolacja przewodów elektrycznych, które podgrzały zbiornik paliwa. Zginęło 230 osób (212 pasażerów i 18 członków załogi).

***
Agnieszka z mężem i maleńką córeczką wraca na stałe do Polski . Jerzy L. przeczytał o tym. O jej powrocie donosiło m.in. "Słowo Polskie". Kupili dom na osiedlu Maślice - szeregówkę przy ul. Braniewskiej.
Miss Kotlarska w dalszym ciągu była rozchwytywaną modelką. Agencje reklamowe wydzwaniały. Mogła wybierać w ofertach. I tych polskich, i zagranicznych.

- Nie dziwię się. Była bardzo ładna. Jej uroda przyciągała. A do tego była bardzo skromna, cicha, nie narzucała się - wspomina Jerzy Szamborski, dyrektor Biura Konkursu Miss Polski i Miss Nastolatek - Missland. - Kilka tygodni przed jej śmiercią zaprosiłem ją, już jako wielką międzynarodową gwiazdę, na wybory Miss Warszawy 1996. Przyjechała, wzięła udział w pokazie, a po całej imprezie, kiedy chciałem zapłacić jej honorarium, nie przyjęła. "Od wyborów Miss Polski wszystko się zaczęło. Tyle panu zawdzięczam. Nie mogę przyjąć pieniędzy" - powiedziała.

***
Dwudzieste czwarte urodziny (na świat przyszła 15 sierpnia 1972 roku) świętowała z rodziną. Tragiczna śmierć dosięgła ją kilka dni później...
- Cały czas o niej myślałem. Nie mogłem przestać - zeznawał w sądzie, przez łzy, Jerzy L. Zdobył jej numer telefonu. Dzwonił: - To ja, Jurek. Krasnoludek. Pamiętasz mnie? Chcę się spotkać.
- Ja mam męża. Dziecko. Daj mi spokój - odpowiadała.

Gdy nie odbierała, słuchał nagranego przez nią, na automatycznej sekretarce, komunikatu. Po angielsku.
Feralnego dnia, 27 sierpnia 1996 roku, wyszedł z pracy koło godziny14. Pojechał autobusem na Maślice. Stał przed jej domem, po drugiej stronie ulicy. Czekał, aż ją zobaczy. W kieszeni kurtki miał nóż. (- Jestem informatykiem. Korzystałem z niego jak ze śrubokręta, żeby coś przykręcić, czasami, żeby odciąć jakiś kabel - tłumaczył w sądzie).
Po godzinie zobaczył, że Agnieszka z mężem i córeczką wychodzi i wsiada do auta. Jechali do centrum miasta. Podszedł. Uderzył ręką w dach.

- Agnieszka, czy mnie pamiętasz? - krzyknął.
- To chyba ten psychol, który za mną chodzi - powiedziała do męża. Jarosław Świątek wyszedł z auta. Usłyszał wtedy od Jerzego L.: - Ile zapłaciłeś jej za to, że jest z tobą?
Agnieszka, przez uchylone okno, podała mężowi komórkę, żeby zadzwonił po policję. Jarek zaczął wybierać numer. Nie zdążył. Jerzy L. dźgnął go nożem w udo. Jarek przewrócił się na ziemię. (- Czułem się upokorzony. Chciałem tylko porozmawiać, a oni chcieli wezwać policję - mówił przed sądem).
Wszystko, co było potem, potoczyło się lawinowo. Jarek krzyknął do żony: - On ma nóż! Agnieszka, nie wychodź z auta!
Nie posłuchała. Wybiegła z auta, rzuciła się na plecy oprawcy męża, krzycząc: - Zostaw go!
Jerzy L. odwrócił się i pięć razy uderzył miss nożem: trzy ciosy trafiły ją w serce i płuca. Agnieszka złapała się za brzuch. Przez palce ciekła jej krew. Usiadła w samochodzie, spuściła głowę.
- Agnieszko, nie umieraj! - krzyczał Jarosław.
Na miejsce zdarzenia podbiegł mężczyzna, robotnik, który pracował obok na budowie. Jerzy L. krzyknął: - Nikomu nic więcej nie zrobię!
I uciekł. Pobiegł dwie ulice dalej. Na Fromborskiej zobaczył kobietę stojącą przy płocie. Dał jej do ręki nóż i powiedział: - Zabiłem dziewczynę, proszę zadzwonić po policję.

Usiadł w jej domu. Po kilkunastu minutach zatrzymali go funkcjonariusze. W tym czasie Agnieszka umierała. - Była blada. Miała sine usta. Traciła przytomność - opowiadali sąsiedzi, którzy przybiegli na pomoc. Jedna sąsiadka zajęła się dwuletnią Patrycją, która cały czas siedziała z tyłu auta (zabrała ją do swojego domu), drugi sąsiad pobiegł kilka domów dalej po innego sąsiada - lekarza. Przenieśli Agnieszkę do domu, z którego karetka zabrała ją do szpitala. Niestety, obrażenia były bardzo poważne. Miss Polski zmarła w szpitalu. Przyczyną było wykrwawienie.
Jej mąż przeżył.

***
Proces Jerzego L. trwał kilka miesięcy. W styczniu 1998 roku mężczyzna został skazany przez wrocławski Sąd Okręgowy na 14 lat więzienia (za zabójstwo Agnieszki Kotlarskiej i usiłowanie zabójstwa jej męża Jarosława Świątka). I prokurator, i obrona odwołali się od tego wyroku. Cztery miesiące później Sąd Apelacyjny podwyższył Jerzemu L. karę do 15 lat.

***
Dzisiaj córka Agnieszki Kotlarskiej, Patrycja, ma 18 lat. Jej mama, gdyby żyła, świętowałaby w tym roku 40. urodziny.

***
Jerzy L. Trafił do Zakładu Karnego we Wrocławiu przy ul. Kleczkowskiej. - Czterokrotnie starał się o przedterminowe zwolnienie. Za każdym razem sąd odrzucał jego prośby - informuje Jan Kocot, który w czasie procesu był jego adwokatem.
***
Po odbyciu kary 15 lat więzienia, Jerzy L. wyszedł na wolność.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska