Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z polskiego na nasze: Szczurów ci u nas dostatek, czyli historia

Andrzej Górny
Tomasz Hołod/ Gazeta Wrocławska
Reformatorzy programu szkolnego wzięli się za historię. Jest kilka wersji tego usprawnienia: będzie się jej uczyć krócej, ale więcej, mniej, ale mądrzej, a nawet rzadziej, bo i po co. Zatroskani intelektualiści organizują głodówki protestacyjne. Eksperci uspokajają, że właściwie dla zdrowia i jedności narodu potrzeba tylko wiedzy o historii XX wieku, bo on przyniósł nam najwięcej cierpień, ale i osiągnięć.

To mi nawet odpowiada; co najmniej połowy owej historii najnowszej byłem świadkiem, nie musiałbym się więc dokształcać.
Wbrew opiniom, że dawniej uczyli lepiej, wyszperałem świadczący o czymś przeciwnym wierszyk z połowy XIX wieku:
"Kiedy Kara Mustafa, wielki mistrz Krzyżaków, szedł z licznymi zastępy przez Alpy na Kraków, do obrony swych posad zawsze będąc skory, pobił go pod Grunwaldem król Stefan Batory. I bitny, nieugięty, twardy jak opoka, zabrawszy z innym łupem chorągiew proroka, gonił przez godzin dziesięć w całym pędzie koni, uciekających wrogów aż do Macedonii".
I tak dalej przez jeszcze kilka równie nonsensownych zwrotek.

Później bywało niewiele lepiej. Kilkanaście lat temu pewien autor wysmażył dla redakcji historyjkę z cyklu "Tajemnice Dolnego Śląska". Wynikało z niej, że w Górach Sowich ukryto złoto zrabowane przez oddział SS w 1944 r. w banku w polskim (!) Wrocławiu. Jeszcze ze dwie dekady, a doczekamy się filmu młodego gniewnego reżysera, o tym, jak ów skarb, po ciężkich walkach z mafią pruszkowską, zdobywa organizacja patriotyczna "Zdradzeni o świcie, w południe i wieczorem" i wywozi go transatlantykiem "Batory" do Szwajcarii.

Ostatnio słyszałem, że nauczycielka zwiedzająca z grupą podopiecznych Muzeum Powstania Warszawskiego zatroskała się, czy podczas walk bardzo ucierpiał Pałac Kultury. Zaś pewien znany polityk mówiąc o katastrofie smoleńskiej, uporczywie datował ją na rok 2007.

Do historii mogą przejść też szczury, które właśnie, tuż przed Euro 2012, opanowały centrum Wrocławia. Jednak czy będzie to historia kompromitującej wpadki, czy przeciwnie - wielkiego sukcesu, zależy od nas samych.
Wiele tu pól do popisu. Na placu Kościuszki i w okolicach można zorganizować safari. Turyści i tubylcy obdarzeni żyłką myśliwską mogliby walić do gryzoni z wiatrówek czy z broni do paintballa. Oczywiście, za opłatą. Należałoby też sprowadzić kucharzy z krajów, gdzie szczurzyna uchodzi za przysmak.

Szczur słodko-kwaśny czy w ananasach mógłby być hitem sportowego święta. Choć i rodzime jadłodajnie zarobiłyby na gryzoniach z rożna lub z grilla, gustem dolnośląskim.

Jakaś prężna firma odzieżowa może zdążyłaby wylansować modę na kamizelki i bejsbolówki ze szczurzych skórek.
Jest też pomysł na załatwienie przy okazji innej sprawy. Nie widać szans, aby jakiś czarodziejski flet wymiótł chuligaństwo ze stadionów. Niech więc rzecz rozstrzygną ustawki pseudokibiców ze szczurami.

Osobników obu gatunków odłowią miejscy hycle i odstawią na podwrocławskie błonia, w miejsca dokładnie ogrodzone. Żeby było sprawiedliwie, stosujemy równoważnik wagowy. Np. 80-kilowy awanturnik walczy ze 160 półkilowymi szczurami. Sądzę, że po Euro rodzaj kibolis debilitatis arenae będzie na wyginięciu. Obejmiemy go więc ochroną i zamkniemy w rezerwatach, dając światu przykład niezwykłego humanitaryzmu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska