Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z polskiego na nasze: Kraj podziwiany i pogardzany

Andrzej Górny
Polskapresse
Na niektórych cudzoziemców Polska działa jak magnes. Znajdują tu miłość, przyjaciół, robią kariery. Francuski dziennikarz Bernard Margueritte o naszych sprawach pisuje i pomieszkuje tu od kilkudziesięciu lat. W 2009 r. z listy PSL startował do Parlamentu Europejskiego.

Kubańczyk Jose Torres, muzyk, ojczyzny nie może odwiedzić, już raz go tam zwabiono podstępnie, rozdzielając z żoną. Zdobył pozwolenie na czasową wizytę w Polsce i już tu został.

Rosjanin Alosza Awdiejew przyjechał do Krakowa i przed dworcem ujrzał klomb ze wspaniałymi różami. - Skoro nikt tych kwiatów dotąd nie rozkradł, musi tu być niezłe miejsce do życia - pomyślał. Zadomowił się, jest wśród nas od lat, śpiewa, występuje w filmach.

Walijczyk, prof. Norman Davies, napisał kilka książek o naszych dziejach. Często w Polsce bywa, kibicuje Cracovii, odebrał wiele odznaczeń, jest honorowym obywatelem kilku miast, w tym Wrocławia.

Wielu innych, o mniej znanych nazwiskach, wybrało Polskę dzięki kobiecie, długim nocnym rodaków rozmowom, obyczajom biesiadnym, a ostatnio coraz więcej takich, którzy widzą tu szanse na dobry biznes.

Od dziecka słyszałem, że cudzoziemców urzeka nasza gościnność, otwartość, poczucie humoru, przyjazne nastawienie do przybysza. Ale teraz coraz częściej napotykam opinie, z reguły wygłaszane przez polskich emigrantów, jak to dopiero za granicą odetchnęli od polskiego kołtuństwa, ponuractwa, pieniactwa i zawiści. Jakaś panienka wręcz pieje z zachwytu, że w angielskim sklepie czy urzędzie personel wita ją uśmiechem, nie to co u nas.

W sklepach bywam co dzień, w urzędach nieco rzadziej i nie zauważyłem szczególnie dołujących ludzkich zachowań. Pracownicy działają kompetentnie, panie może nie uśmiechają się do mnie tak często jak w czasach, kiedy nie miałem siwych włosów, ale za to wszystkie zęby własne, jednak są miłe, doradzą, wytłumaczą.

Jakaś panienka wręcz pieje z zachwytu, że w angielskim sklepie czy urzędzie personel wita ją uśmiechem, nie to co u nas

Ostatnia nieuprzejmość spotkała mnie w latach 90. w sklepie mięsnym. Poprosiłem o 20 deko szynki i miałem taką fanaberię, aby była w plasterkach. - Może jeszcze, kurna, mam ci człowieku pogryźć? - warknęła sprzedawczyni. Ale zapewne karierę zaczynała w czasach głębokiej komuny, kiedy posada w mięsnym czyniła z ekspedientki królową okolicy. Pewnie kobiecina źle zniosła degradację, a i dodatkowe dochody spod lady się urwały. Już sam fakt, że ten wypadek zapamiętałem, świadczy, że był unikatowy.

Muszę przyznać, że szczególny wdzięk cechował pracowników bankowych. Jeden, aby mi dostarczyć kartę kredytową, pofatygował się nawet do mnie do pracy. Nie wiem, jak teraz, przestałem pożyczać, kiedy poznałem drugie oblicze banku, szczerzące kły, gdy chce dłużnika nastraszyć.

Rada jest taka, przed zadłużeniem się, zasięgnij porady swego psychiatry, spowiednika i wróżki.
Za późno będzie, jeśli sprawę przejmą windykator i komornik. Ale to tak silne osobowości, że może reszta narodu zaczyna naśladować ich maniery? Odpukać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska