Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z polskiego na nasze: Gorzkie efekty ślubowań

Andrzej Górny
Z kilkuletnim opóźnieniem obejrzałem telewizyjny spektakl Pawła Woldana "Prymas w Komańczy". Przywódca polskiego Kościoła decyzją komunistycznych władz spędził trzy lata w odosobnieniu w tej miejscowości, pozbawiony możliwości pełnienia swych funkcji. Wprawdzie odwiedzający go funkcjonariusze pokpiwają, że jak na areszt to bardzo przyjemne miejsce, ale więzienie pozostaje więzieniem...

Stefan Wyszyński (w tej roli Olgierd Łukaszewicz), więziony w latach 1953-1956, targany jest rozterkami, jaką drogę postępowania przyjąć, by służyła ona krajowi i Kościołowi. Pod koniec tego okresu przypadała rocznica ślubowania Jana Kazimierza na Jasnej Górze w 1656 roku. Król oddał Polskę pod opiekę Matce Bożej, a także obiecał poprawić los ciemiężonych pańszczyzną chłopów.

Kościół postanowił w trzechsetną rocznicę ślubowania odnowić je, także na Jasnej Górze. Tym razem króla zastąpić miał naród, a tekst ślubowania napisał więziony prymas.

Oprócz odwołań do sił niebieskich, był tam i postulat o poprawę charakteru Polaków, którzy powinni umacniać więzi rodzinne, walczyć z lenistwem, awanturnictwem, pijaństwem i rozwiązłością.

Nie wiem, w jakim stopniu autor sztuki oparł się na faktach i dokumentach, a co podpowiedziała mu wyobraźnia. Wypowiedź Stefana Wyszyńskiego, że od Polski zacznie się upadek komunizmu, stawia prymasa w rzędzie proroków, jednak czy ponad pół wieku temu duchowny rzeczywiście w to wierzył? Byłby więc mądrzejszy od rzeszy polityków, uczonych i tzw. intelektualistów (zwanych przez Stalina pożytecznymi idiotami).

Zarówno społeczne obietnice Jana Kazimierza, jak i przyrzeczenia milionowej podobno reprezentacji narodu pod Jasną Górą mają znamiona tzw. chciejstwa. Chcieliśmy, ale się nie udało. Wnuki pielgrzymów z 1956 roku nic nie wiedzą o komunizmie, a o ślubowaniu jeszcze mniej. Co tragikomiczne, spośród tych, którzy komunę pamiętają, znaczny procent uważa, że wtedy, szczególnie za Gier-ka, było lepiej niż dziś. Bo co im z tej wolności, skoro nie ma pracy, więc brak na jedzenie, mieszkanie, leki i odzież?

Któryś z dawnych patriotów narzekał, że wielu Polaków chętnie przehandluje niepodległość za kiełbasę. Nie całkiem sprawiedliwie, bo to przywara nie tylko polska.

Dodam, że więzy rodzinne coraz słabsze, pijaństwo nieuleczalne, a bezczelność rządzących niebotyczna. Powtarzam to za tysiącami leciwych emerytów, głodnych bezrobotnych i cierpiących, bo zaniedbywanych pacjentów. Owszem, te grupy mają swoich obrońców… którzy po ich karkach próbują się wdrapać na lepsze stołki. Publicznie leją krokodyle łzy nad cudzą niedolą, ale przy stole, po kilku głębszych, wyłazi z nich cała vipowska pogarda dla motłochu. Ciekawe, ile osób składających ślubowania poselskie czyni to szczerze? Przydałby się wykrywacz kłamstw.

Są też oczywiście jaśniejsze elementy naszej rzeczywistości. Obawiam się jednak, że to wciąż tylko kilka kwiatków do dziurawego kożucha.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska