Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wzruszająca historia: była ich siostrą, została mamą

Małgorzata Moczulska
Dariusz Gdesz
W domu była ich siódemka. Ojca praktycznie nie znali. Nieraz chodzili głodni i w podartych butach. Brakowało im wszystkiego, ale nie miłości. Dlatego, kiedy zmarła im mama, Justyna postanowiła zająć się rodzeństwem.

- Gdyby nie Justyna trafilibyśmy wszyscy do domu dziecka - mówią wdzięczni siostrze Jola, Karolina, Natalia, Marcin, Kamil i Karol. Justyna uśmiecha się na te słowa. Chwilę milczy, zamyśla się, zbierają jej się łzy. - Po tym wszystkim, co przeszliśmy w życiu, potrafimy cieszyć się każdą, drobną rzeczą i mamy w sobie mnóstwo siły - mówi.

Wygląda jak nastolatka. Ładna, niewysoka, twarz bez makijażu, włosy zaczesane za ucho. - Trójka mojego rodzeństwa już się usamodzielniła. Są szczęśliwi i wyszli na ludzi - dodaje dumnie. - Jestem pewna, że i pozostali dadzą sobie radę. Muszą, bo obiecaliśmy sobie, że mama będzie z nas dumna.

Ich stary, nowy dom
Stara kamienica. Korytarz farby nie wiedział od wielu lat, a schody wydają z siebie przedziwne dźwięki. Mieszkanie na pierwszym piętrze. W środku remont. Słychać odgłosy wiertarki, rozmowy i śmiech. Drzwi otwiera Justyna. Zaprasza do środka. Tuż za nią kurczowo trzymając ją za rękę stoi szczupła dziewczynka. Kiedy wychyla się z ciekawości, widać jej buzię, a przede wszystkim ogromne brązowe oczy i uśmiech, choć usta ukrywa za dłonią.

- Jesteśmy na etapie aparatu ortodontycznego, bo Natalia ma krzywe zęby - tłumaczy swoją 11-letnią siostrę Justyna. - Wcześniej nie było na to czasu, bo ostatnie dwa lata to ciągle choroby Natalki. Kilka razy była w szpitalu, przeszła trzy poważne operacje, ale mam nadzieję, że mamy to za sobą - dodaje troskliwie.

W przedpokoju krząta się Karol. Wysoki, Justynę przerósł o głowę. Ma 16 lat i stara się pomagać siostrze jak może. Mówi, że męska dłoń jest tu niezbędna. Teraz maluje ściany, bo od roku remontują powoli swoje mieszkanie. Nigdy wcześniej nie było ich na to stać. Nawet komputer, który był marzeniem wszystkich od bardzo dawna, udało im się kupić całkiem niedawno.

CZYTAJ DALEJ
Justyna nie wstydzi się tego, że wychowała się w domu z ogromnymi problemami. To, jak mówi, nie jej wina. - Zresztą trudno tu szukać winnych, bo takich nie ma. Widocznie tak miało być - mówi. Jej mama nie miała szczęścia. Pierwszy mąż, tato Justyny, Karoliny, Joli, Kamila i Marcina był złym człowiekiem. Pił, nie interesował się domem. - Mama rozwiodła się z nim kilka lat po ślubie, ale potem znów nie najlepiej trafiła, ale dzięki temu związkowi urodził się Karol i Natalia - opowiada dziewczyna i dodaje, że znów było im ciężko, znów był rozwód, a zaraz potem jakby nieszczęść było mało, mama straciła pracę.

Pieniędzy brakowało nam na wszystko
- To były najtrudniejsze trzy lata, naprawdę brakowało nam pieniędzy na wszystko. Nie raz było tak, że mama kupowała coś do jedzenia i wiadomo było, że dla całej siódemki nie starczy. Wtedy oddawaliśmy swoją część młodszym - opowiada Justyna.
Żeby ulżyć rodzinie ten, kto kończył szkołę, próbował się usamodzielnić. Pierwszy zaczął pracować Marcin. Wyprowadził się z domu. Potem Jola wyjechała do Hiszpanii, gdzie mieszka do dziś. Justyna, która zawsze bardzo dobrze się uczyła, postanowiła zacząć studia w Warszawie. Wyjechała. Jednak długo nie pomieszkała w stolicy. Jak mówi, życie przygotowało dla niej kolejny bardzo trudny egzamin. Nagle zmarła ich mama. - To był dla mnie cios, nie wiedziałam co robić, czułam się zupełnie bezradna - opowiada.

- Od razu wsiadłam do pociągu i wróciłam do rodzeństwa. W domu było zimno, w lodówce pusto, a ja zgubiłam po drodze ostatnie, pożyczone zresztą pieniądze. Nie mieliśmy co jeść, nie wiedzieliśmy co dalej z nami będzie. Pamiętam, że przez pierwsze dni płakałam z bezsilności. Zwłaszcza, że listonosz, który przyniósł nam alimenty, kiedy dowiedział się, że mama nie żyje, zabrał pieniądze z powrotem. Ale wtedy, jak mówi dziewczyna, wokoło niej pojawiło się wielu dobrych ludzi. Pomogli i podpowiedzieli, co może zrobić, by Natalia, Karolina i Karol nie trafili do domu dziecka. Kilka tygodni później była ich zastępczą mamą.

CZYTAJ DALEJ
Kolejny cios - choroba Natalki
- Niestety, nadal mieliśmy pod górkę - mówi Justyna. - Przeniosłam się na zaoczne studia, znalazłam pracę w kwiaciarni, ale wciąż brakowało nam pieniędzy. Zarabiałam 700 złotych, a kiedy Natalia zaczęła chorować w miesiącu wydawaliśmy tyle na leki. Biedna w szpitalach przeleżała wiele tygodni, straciła rok w szkole, a ja nie dawałam już rady pracować od rana do wieczora, zajmować się domem i jeszcze wieczorami uczyć się i jeździć na wykłady. Musiałam zrezygnować z uczelni.
Ale opatrzność nad nią czuwała. Justyna mówi, że to nawet coś więcej. Wierzy, że to mama z nieba dba o to, by nie stała im się krzywda. To ona sprawiła, że któregoś dnia na parterze kamienicy, w której mieszkają, ktoś zamknął kawiarnię i chciał wynająć lokal.

Kwiaciarnia - wymarzony biznes
- Nigdy wcześniej tam nie byłam, nie miałam czasu ani pieniędzy na picie kawy w takim miejscu. Dlatego kiedy weszłam do środka, zakochałam się - opowiada podekscytowana. - Pomyślałam, że to idealne miejsce na małą kwiaciarnię, ale taką z klimatem, gdzie będzie można porozmawiać z klientami i przygotować dla nich z kwiatów prawdziwe cuda.

Wracając do domu w głowie miała już pomysł, jak kwiaciarnię urządzić, oczami wyobraźni widziała siebie za ladą rozmawiającą z klientami. Szybko też wyliczyła że jeśli wszystko się uda, z takiej kwiaciarni będzie można godziwie żyć. Potem jednak zaczęły się finansowe schody.

Odłożone na czarną godzinę pieniądze nie starczyły na wszystko, na pomoc z Powiatowego Urzędu Pracy nie mogła liczyć, podobnie na inne instytucje, ale wtedy pojawili się przyjaciele, ludzie do których kiedyś ona wyciągnęła pomocną dłoń.

Wierzę, że dobro do człowieka wraca
- Wierzę, że dobro do człowieka wraca - mówi Justyna i zaczyna opowiadać jak jedna z koleżanek zrobiła ulotki, druga wizytówki, trzecia załatwiła taniej wazony, a kolega niemalże za nią przeszedł całą papierkową drogę w banku i dzięki niemu dostała kredyt.

Kwiaciarnia pozwoliła rodzinie stanąć na nogi. W końcu nie musieli się martwić jak związać koniec z końcem i mogli zacząć spełniać swoje malutkie marzenia. - Wszystko zaczęło nam się w końcu układać - mówią Natalia i Karol. Justyna chce wrócić na studia. Po raz pierwszy od wielu lat jest naprawdę szczęśliwa i jak mówi czuje się lekka, bez balastu problemów i kłopotów.

- Życie wiele razy sprowadzało mnie do parteru, ale to sprawiło, że dziś jestem dobrym człowiekiem, a przynajmniej staram się nim być - mówi. Nie ma we mnie też zawiści i potrafię cieszyć się szczęściem innych. Tłumaczę sobie, że widocznie tak miało być, że najpierw muszą być te trudne dni, by przyszły te dobre i beztroskie. Mam nadzieję, że w naszym rodzinnym życiu będzie już tylko dobrze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska