Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wymyślił elektroniczną urnę wyborczą. Teraz chce wyjechać z Polski (FILM)

Katarzyna Kaczorowska, x-news
26-latek z Wrocławia zaprojektował elektroniczną urnę wyborczą, która sama liczy głosy w chwili wrzucania kart do środka. Urządzenie pozwala na uzyskanie pełnych wyborczych wyników w zaledwie kilka minut od zakończenia głosowania. O jego wynalazku nikt w Polsce nie chce jednak słyszeć. Dla urzędników bardziej innowacyjne są kolejne internetowe katalogi dentystów. Patryk Arłamowski zamierza wyjechać z Polski.

Elektroniczna urna, którą zaprojektował Patryk Arłamowski, kosztuje 3 tysiące złotych. Jak działa? Głosy, tak jak dotąd, oddawane są na papierowych kartach. W momencie wrzucenia karty do urny, jest ona skanowana, a wynik głosowania zapisywany w systemie. Na wszelki wypadek papierowa kopia zostaje w urnie - w każdej chwili można więc ręcznie zweryfikować wynik pracy systemu.

- Każde otwarcie urny jest wykrywane i rejestrowane automatycznie. Podobnie każda próba wyciągnięcia karty, nie ma więc możliwości sfałszowania wyborów - mówi Arłamowski. - Dodatkowo powstają kopie tej karty. Oryginał wpada do skrzyni, ale zanim się tam znajdzie, zostaje zeskanowany przez specjalne urządzenie optyczne, podobne do skanera. Skan zostaje podpisany kluczem kryptograficznym, generowanym na podstawie unikatowych danych dotyczących wyborów oraz kodu matrycowego znajdującego się na karcie. Mamy więc pierwszą kopię w urnie, ale gdyby nawet została ukradziona cała urna, to i tak obraz każdej karty zostaje wysłany po jej wrzuceniu na serwer - tłumaczy.

Niestety, z urny wymyślonej we Wrocławiu raczej w Polsce nie skorzystamy. W naszym kraju nikt nie chce o niej słyszeć. Interesuje się nią za to na przykład Algieria. - Prędzej uwierzę, że ta urna będzie sprzedawać się w Nikaragui czy Zimbabwe niż w Polsce. W Algierii wszyscy wiedzą o tym, że fałszowane są wybory i trzeba to zmienić, a u nas o fałszowaniu wyborów krzyczą tylko ci, którzy je przegrali - mówi Patryk Arłamowski. - Chciałbym wyjechać do Doliny Krzemowej w Stanach Zjednoczonych. Tam nie ma dotacji i to jest wielka zaleta, bo w innowacje inwestują firmy, które są zainteresowane rozwojem i zarabianiem na tym rozwoju. Tam szuka się rozwiązań biznesowych, a u nas szuka się czegoś, co wpisuje się w program i pozwala trwać - tłumaczy. - Moi znajomi z Politechniki wyjechali prawie wszyscy, z ekonomii połowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska