Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybory: Ostatni będą pierwszymi?

Magdalena Kozioł
Szary koniec na listach wyborczych nie oznacza porażki. Okazuje się, że nie tylko ci, którzy listy wyborcze otwierają, mają szanse na mandaty poselskie. Na ostatnim miejscu też można być czarnym koniem

Piotr Gadzinowski opowiada taki żart: - Dlaczego startuję z ostatniego miejsca na liście? Bo wszystkie inne były wolne.
- On jest mistrzem w wykorzystaniu takiej pozycji - uważa Marek Dyduch, były sekretarz generalny Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a teraz kandydat do Sejmu.
Gadzinowski, który walczy o fotel na Wiejskiej z Warszawy, już udowodnił, że można to zrobić skutecznie. Trzy razy wchodził do Sejmu wystawiony jako ten ostatni. Przeliczył się tylko raz - w 2007 r.

Na swoim blogu Gadzinowski napisał: "Jestem kandydatem ludzi mądrych, inteligentnych. Tych, którzy potrafią przeczytać listę wyborczą do końca i docenić walory kandydata niezależnie od bieżących, partyjnych rankingów".

Tego ostatniego partia nie karze, ale nagradza
W magię tego miejsca wierzy najsłynniejszy agent IV Rzeczypospolitej. Tomasz Kaczmarek, znany głównie jako Agent Tomek, wystawiony przez Prawo i Sprawiedliwość w Świętokrzyskiem, promuje się hasłem "Ostatni na liście. Pierwszy dla Polski".
Identyczne ma Przemysław Czarnecki, zamykający całą wrocławską listę tej partii.
- Nie zabiegaliśmy o taką pozycję. Takie miejsca po prostu dostaliśmy - Czarnecki i Kaczmarek mówią jednym głosem.

Nie ma takiego miejsca na liście, z którego nie można wejść do Sejmu

To pewnie był prezent, bo ostatni numerek startowy w układance przedwyborczej jest niemal na wagę złota. Marek Dyduch: - Jeżeli wykorzysta się go dobrze, to daje dodatkowe profity przekładające się na głosy. Zwłaszcza młodzi ludzie wybierają tych ostatnich. "A niech mają" - mówią.
Właśnie w taki sposób kandydatowi uzbiera się dodatkowe 5 procent wsparcia. To szacunek Marka Dyducha. Według Piotra Borysa, szefa obecnej kampanii wyborczej Platformy Obywatelskiej na Dolnym Śląsku - nawet 20 procent. Sukces nie przyjdzie jednak sam.

Borys: - Trzeba mieć popularność i rozpoznawalne nazwisko. Platforma we Wrocławiu postawiła więc na radnego miejskiego Macieja Zielińskiego, byłego koszykarza kojarzonego głównie ze Śląskiem Wrocław. To z nim Zieliński odnosił największe sukcesy. Osiem razy zdobywał mistrzostwo Polski (1991, 1992, 1996, 1998, 1999, 2000, 2001 i 2002), trzykrotnie Puchar Polski (1992, 1997 i 2004) i dwukrotnie Superpuchar Polski (1999 i 2000).

Zieliński idzie ostro po mandat. Na YouTube przekonuje: - Teraz chcę grać dla was w Sejmie. W moim programie znajdziecie między innymi stypendia dla młodych sportowców oraz boiska do koszykówki na każdym osiedlu i w każdej gminie. Twój minister sportu, ostatni na liście Maciej Zieliński.
On, Kaczmarek, Czarnecki mogą zasilić Klub Ostatnich Miejsc założony niegdyś, a teraz reaktywowany, przez Piotra Gadzinowskiego. Należał do niego między innymi Jarosław Wałęsa, który w 2009 r. z ostatniego miejsca dostał się do Parlamentu Europejskiego z okręgu gdańskiego. Poparło go niemal 74 tysiące wyborców. Wałęsa grał na nazwisko, które kojarzy się wszystkim. Czarnecki, który niedawno bez powodzenia startował do rady miejskiej we Wrocławiu, w stolicy Dolnego Śląska na billboardach nie zamieszcza imienia Przemysław, licząc, że samo nazwisko kojarzyć się z będzie z jego tatą, obecnie posłem do Parlamentu Europejskiego.

Lista jak szczęka. W tyle są tylko zęby mądrości
Przykładem historycznego zwycięstwa i przeskoczenia na liczącą się pozycję jest Radosław Gawlik. Został posłem z ostatniego miejsca listy Unii Wolności we Wrocławiu 14 lat temu.
- Na listach wyborczych zawsze jest konkurencja, a nie wszyscy mogą mieć pierwsze miejsce. Akurat wtedy było kilku dobrych kandydatów - wspominał na naszych łamach Gawlik, który przed startem uznał, że skoro ma występować jako piąty czy szósty, to woli zamykać listę.
W 2006 r. robił to też Piotr Borys - wówczas kandydat do sejmiku dolnośląskiego.

Tak prowadził kampanię, że popularnością zaskoczył wszystkich, zwłaszcza wystawionego z numerem jeden lidera listy Norberta Wojnarowskiego. Na stronie Państwowej Komisji Wyborczej są twarde dane: Borys zdobył wówczas 17 860 głosów, Wojnarowski zaś o 3012 głosów mniej. W tym samym czasie dobry skok do dolnośląskiego parlamentu zrobiła Dorota Czudowska z PiS. Wystawiona jako ostatnia na liście wywalczyła sobie mandat. W 2006 r. postawiło na nią ponad 8,5 tys. ludzi.

- Nie ma takiego miejsca na liście, z którego nie można dostać się do Sejmu - prezes PiS Jarosław Kaczyński właśnie tak skomentował rezygnację byłego wojewody Krzysztofa Grzelczyka z walki o poselski mandat w tym nowym rozdaniu. Nie z ostatniej, ale z 15. pozycji na wrocławskiej liście.
Piotr Gadzinowski ma swoją teorię na układanie list wyborczych.

W wywiadzie dla tygodnika "Polityka" przedstawił to tak: "Listę wyborczą można porównać do ludzkiej szczęki. Na przedzie zauważymy jedynki. Czyli to, co w partii najpiękniejsze. Przewodniczącego lub przewodniczącą. Czasem na jedynce znajdziemy implant. Piękną osobę pozyskaną z innej partii, popularnego celebrytę. Na warszawskiej liście PSL mamy nawet jedynkę połyskującą złotem - mistrza tyczki Władysława Kozakiewicza. Dalej dwójki zwykle obsadzane są partyjnymi kobietami. Potem kły. Te miejsca, trójkami zwane, obsadzają młodzi, ambitni, ostrzy, nierzadko działacze młodzieżowi. Następne miejsca na listach krajowe media rzadko już dostrzegają. To takie zęby trzonowe. Woły do wyborczej roboty, nie do brylowania w mediach. I wreszcie ostatnie miejsca na listach wyborczych. Są jak zęby mądrości".

Ostatnia na liście PiS, pierwsza z PSL
Zębem mądrości dla Platformy ma być wicemarszałek Jerzy Łużniak. Dostał ostatnie, 24. miejsce w okręgu, gdzie liderem listy tej partii jest marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna.
- Uważam, że jest to takie samo miejsce, jak każde inne - przyznaje Łużniak, który swój start w tych wyborach traktuje jako pomoc PO. - Najważniejsze jest to, żeby ta partia wygrała wybory - dodaje wicemarszałek.

Ewa Mańkowska, wiceprezes Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej we Wrocławiu, to lokomotywa Polskiego Stronnictwa Ludowego na wrocławskiej liście do Sejmu, które z tego okręgu nie ma żadnego przedstawiciela na Wiejskiej.
Mańkowska w walce o elektorat jest jednak doświadczona. W 2006 r. zamykała listę, tyle że Prawa i Sprawiedliwości, do sejmiku dolnośląskiego. Poparcie miała i mandat zdobyła.

- Wykorzystałam to ostatnie miejsce i promowałam się jako ostatnia na liście i pierwsza do trudnych spraw. Inna sprawa, że nie byłam "panną nikt", ludzie znali mnie z wcześniejszych działań i dokonań - tłumaczyła na naszych łamach Mańkowska.
W ubiegłorocznych wyborach samorządowych takich "ostatnich" ostatnich, ale rozpoznawalnych kandydatów było sporo, między nimi Modest Aniszczyk, dzisiejszy wrocławski radny miejski. On i Andrzej Nabzdyk zostali radnymi po rezygnacji z mandatów wiceprezydentów Jarosława Obremskiego i Adama Grehla.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska