Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszystkie plagi wrocławskiego Rynku. Jak przywrócić mu blask? (RAPORT, ZDJĘCIA)

Bartosz Józefiak
Dokarmianie gołębi to tylko z pozoru dobry pomysł, bo stada tych ptaków nie dają żyć gościom
Dokarmianie gołębi to tylko z pozoru dobry pomysł, bo stada tych ptaków nie dają żyć gościom fot. Janusz Wójtowicz
Mieszkańcy coraz rzadziej zaglądają na Rynek, bo stał się mniej przyjazny. Wysokie ceny, tłumy turystów, brak parkingów, żebracy - to główne plagi.

- Nie lubię pić piwa w Rynku. Nawet nie chodzi o to, że jest tu dosyć drogo. Po prostu w każdym z pubów jest zawsze strasznie tłoczno. Trzeba się przekrzykiwać, żeby normalnie porozmawiać. A jak ktoś zjawi się tu po godz. 21, to musi zajrzeć do kilku knajpek, żeby znaleźć wolne miejsce - mówi Natalia Marciniak, studentka.

Młoda mieszkanka nie jest w swojej opinii odosobniona. - Wielu wrocławian przestało zaglądać do Rynku. Nie ma tam właściwie nic poza knajpami, w których siedzą turyści. Ceny są tam zaporowe - komentuje Andrzej Konarski z Towarzystwa Urbanistów Polskich. Aby się zabawić, wrocławianie wędrują na przykład do pobliskiego pasażu Niepolda czy knajpek pod wiaduktem przy ul. Bogusławskiego.

Rynek stał się żelaznym punktem wszystkich turystycznych wycieczek, ze zrozumiałych względów szturmują go obcokrajowcy. Ten sukces promocyjny ma jednak ciemną stronę. - Dojazd jest fatalny. Nie ma gdzie zostawić auta - narzeka Andrzej Dobek, szef stowarzyszenia Nasz Rynek. - Brakuje imprez, które przyciągnęłyby tu mieszkańców. Oni przenieśli się do galerii handlowych.
Rynek jest wizytówką Wrocławia, ale można mówić o wielu dotykających go plagach. Na przykład gangi żebraków zaczepiają po chamsku klientów w ogródkach, dochodzi do kradzieży, pijani brudzą zaułki. Jak z tym wszystkim walczyć?

WIĘCEJ NA KOLEJNEJ STRONIE

- Rynek powoli przestaje być salonem Wrocławia - komentuje Andrzej Konarski z Towarzystwa Urbanistów Polskich. - Zagląda tu coraz mniej mieszkańców.

Restauratorzy pracujący przy Rynku mówią jeszcze dobitniej: coraz częściej ten salon Wrocławia przypomina pisuar. - Rynek kojarzy się przede wszystkim z kloszardami, którzy zaglądają tu codziennie. Śpią na ławkach, zaczepiają przechodniów. To jest prawdziwy obraz Rynku - opowiada Ola, która pracuje w kwiaciarni przy placu Solnym. Napatrzyła się też na pijaków wpadających na wazony z kwiatami, przewracających stoliki. - Z roku na rok jest coraz gorzej - mówi.
Brud, walające się butelki, zniszczone witryny, zdemolowane ogródki piwne, kradzieże, bezdomni, żebracy oraz pijani ludzie załatwiający swoje potrzeby fizjologiczne, gdzie popadnie - to prawdziwy obraz Rynku według osób, które są tam codziennie. Jego nieodparty urok dostrzegają tylko turyści.

Przegonić sklepy z Rynku!

Restauratorzy i przedsiębiorcy jako główną plagę wymieniają sklepy monopolowe i spożywcze należące do wielkich sieci, które ostatnio wyrosły w Rynku jak grzyby po deszczu. Oferują one tani alkohol. - I pijani ludzie kupują piwo lub wódkę w tych sklepach, a potem idą do restauracji na jedno piwo, już totalnie zalani. Po drodze rzucają butelkami i niszczą wszystko, co popadnie - mówi Łukasz Krupa, szef restauracji działającej w pobliżu Rynku.

- Odkąd powstały sklepy, w okolicy Rynku dzieją się dantejskie sceny. Pijani kradną absolutnie wszystko. Nam ostatnio urwano rynnę. Zabierają doniczki, kwiaty, nawet drewniane potykacze. Załatwiają się do doniczek, i to pod okiem kamer. Tak źle jeszcze nigdy nie było - twierdzi Beata Błażej ze spółki NaSolnym.pl.

Pracująca w informacji i turystycznej Justyna Bartecka dodaje, że jej plastikowa reklama zniknęła w biały dzień. - Strażnicy miejscy ganiają nas, jeśli wystawimy przed witryną stojak z pocztówkami. Grożą mi mandatem za 500 zł, bo to niedozwolone. Ale jakoś nie potrafią złapać tych wandali - narzeka.

Restauratorzy wysłali list do władz miasta, policji i straży miejskiej z prośbą, by zajęły się pijanymi wandalami, którzy masowo wytaczają się ze sklepów. - W odpowiedzi dostaliśmy informację, że Rynek jest miejscem szczególnie pilnowanym. I tyle - mówi Beata Błażej.

Łukasz Krupa, szef restauracji, dodaje, że nie chodzi wcale o walkę z nieuczciwą konkurencją. - Te sklepy dla nas nie są zagrożeniem. Uważamy jednak, że nasi klienci powinni czuć się bezpieczni.

WIĘCEJ NA KOLEJNEJ STRONIE - CZYTAJ
Aby sprzedawać alkohol, sklepy muszą mieć koncesję z urzędu miasta. Czy nie można po prostu przyznać mniej zezwoleń?
- To nie takie proste - twierdzi Jan Chmielewski, radny miejski z klubu Dutkiewicza i członek komisji rozwiązywania problemów alkoholowych. To właśnie ta komisja opiniuje wnioski sklepów. - Nawet jeśli nie wydamy zgody, sklepikarz skieruje sprawę od samorządowego kolegium odwoławczego. Nasza decyzja zostanie cofnięta, jeśli nie mamy wystarczających powodów, żeby mu odmówić. W pobliżu sklepu musiałaby np. stać szkoła. Ale sam fakt, że sklep jest w Rynku, to za mało.

Mieliśmy takie sprawy i przegrywaliśmy. A raz wydaną koncesję bardzo trudno cofnąć. Prawo jest przeciwko nam - wyjaśnia.
Rzecznik straży miejskiej Sławomir Chełchowski zapewnia, że strażnicy często zaglądają na Rynek i reagują na każde zgłoszenie. Niekwestionowanym liderem statystyk straży jest rejon Starego Miasta. W ubiegłym roku funkcjonariusze podejmowali tam działania 4485 razy. Strażnicy mają pełne ręce roboty przede wszystkim z osobami bawiącymi się w wieczory weekendowe.

Ceny nie dla wrocławian

Ale restauratorzy też nie są bez winy. - Prawo zabrania podawania alkohol pijanej osobie. Barmani nic sobie z tego nie robią i sami w ten sposób upijają tych, którzy za chwilę będą sprawiać kłopoty - mówi nam funkcjonariusz straży pracujący w rejonie Rynku.

Wielu wrocławian ma nie od dziś pretensje do restauratorów o windowanie cen. To one mają odstraszać zwykłych klientów. - Bardzo rzadko chodzę do knajp w Rynku i okolicy. Moim zdaniem ceny są tam kolosalne, całkowicie niedostosowane do portfela przeciętego studenta - narzeka Agnieszka Róg, studentka kosmetologii. - Ze znajomymi wybieramy raczej tańsze lokale, które znajdują się dość daleko od Rynku. Od czasu do czasu lubię posiedzieć w ogródkach piwnych, ale wtedy mogę pozwolić sobie ewentualnie na jedno piwko - wyjaśnia.

- Oprócz drogich knajp powinny być też lokale o bardziej przystępnych cenach - zgadza się Andrzej Konarski.

W Rynku bawią się teraz głównie turyści. - Ale też nie można mówić tu o salonie, bo to biedniejsi goście, którzy przyjeżdżają tu na wieczory kawalerskie - mówi Andrzej Dobek, szef stowarzyszenia "Nasz Rynek", które zrzesza przedsiębiorców i restauratorów z tej części Wrocławia.

Akurat na tych klientów nie narzeka Agnieszka, która jestkelnerką w jednym z lokali przy Rynku. - Płacą bardzo dobrze. Bawią się faktycznie głośno, ale są kulturalni, nie robią awantur i zostawiają duże napiwki - opowiada.

Restauratorzy mówią z kolei, że za dobry towar trzeba dobrze zapłacić, stąd wysokie ceny. Andrzej Dobek twierdzi, że wrocławianie rzadko zaglądają do Rynku, bo brakuje tu atrakcji. - Takich jak koncerty i eventy. Tutaj co tydzień powinno coś się dziać. Nie mówię o wielkich imprezach, ale mniejszych, regularnych wydarzeniach dla zwykłych ludzi. Tego jest zbyt mało. A właśnie takie działania przyciągają klientów. Rynek powinien brać przykład z galerii handlowych. To właśnie one wyssały życie z centrum Wrocławia. A polityka miasta, czyli zgoda na otwieranie kolejnych molochów w samym centrum, oznacza zmierzch innych przestrzeni miejskich - twierdzi.

Na parasole nie ma mocnych

Agnieszkę odstraszają grupy żebraków krążące po Rynku, wchodzące do ogródków, zaglądające do talerzy klientów, a nawet wyrywający im jedzenie. W ciągu jednego dnia potrafią wejść do tej samej knajpy kilkanaście razy. - Nie mamy już siły ich przeganiać - mówi. - To fatalna wizytówka miasta.

WIĘCEJ NA KOLEJNEJ STRONIE - CZYTAJ

Rzecznik straży miejskiej zapewnia, że i w takich przypadkach strażnicy nie próżnują. Co miesiąc kilkadziesiąt osób otrzymuje za żebractwo mandat lub jest upominanych przez strażników. - Rada jest jedna: nie dawać pieniędzy - mówi wprost Sławomir Chełchowski.

Nie ma jednak mocnych na panie z różowymi parasolkami, które reklamują night kluby. Ostatnio to właśnie one stały się największą zmorą Rynku. Rozdają ulotki i zachęcają wszystkich do odwiedzin. Potrafią być nachalne i nawet zabierać klientów z ogródków piwnych. Jeśli nie są agresywne, to nie łamią prawa. Każdy może bowiem zachęcać innych, żeby odwiedzili jakiś lokal.

Jest lepiej niż było

Przedsiębiorcy narzekają też na brak dojazdu i miejsc parkingowych. - Centra handlowe wygrywają z nami przede wszystkim parkingami. Ludzie chcą dojechać autem, a tu nawet nie mają gdzie go zostawić. Polityka wyrzucania aut z Rynku zabija go - mówi Andrzej Dobek.

- Odkąd nie ma dojazdu do całego placu Solnego, zarabiamy dużo mniej - mówi Ola z kwiaciarni przy placu Solnym. Andrzej Konarski dodaje, że parkingi wokół Rynku nie spełniają swojej roli, bo są po prostu za drogie. - 4 zł za godzinę parkowania tak jak na placu Nowy Targ. To zbyt wysoka cena - mówi Konarski. - Dojazd powinien być łatwiejszy. Ważny jest kompromis, wyważenie interesów pieszych, rowerzystów i aut. W okolicy Rynku tego zabrakło.

Pomimo tych mankamentów Rynek zbiera pochlebne opinie. - To chyba najbardziej żywe tego typu miejsce w Polsce, a nawet ewenement na skalę Europy. Zazdroszczą nam go goście z każdego innego miasta. Tutaj nawet o trzeciej w nocy tętni życie. Goście z Poznania, Lublina czy Warszawy są zdziwieni, bo gdzie indziej o godz. 22 zapada cisza - twierdzi Zbigniew Maćków, znany wrocławski architekt. - Kto narzeka na Rynek, ten nie pamięta, jak wyglądało to miejsce w latach 90. Wtedy w ciągu jednej nocy wywoziliśmy na izbę wytrzeźwień tyle osób, ile teraz w ciągu kilku tygodni. Nie jest jeszcze idealnie, ale na pewno lepiej niż było - podsumowuje Sławomir Chełchowski.

Nasi rozmówcy mają pomysły, jak przyciągnąć do Rynku zwykłych wrocławian

Więcej parkingów i łatwiejszy dojazd . To główny postulat restauratorów i przedsiębiorców.- Klienci uciekają tam, gdzie mogą się łatwo zatrzymać. Czyli do marketów - mówi Andrzej Dobek. - Jeśli wyrzucamy auta z jakiejś ulicy, to dajmy kierowcom coś w zamian. Andrzej Konarski z Towarzystwa Urbanistów Polskich dodaje, że przy Rynku brakuje też miejsc postojowych dla autobusów turystycznych.

Odsunąć ogródki od chodnika i umożliwić spacer po Rynku Ten postulat powtarza się od lat. Na razie bez skutku, choć w przyszłym roku ma pojawić się szpilkostrada - pas chodnika,który umożliwi spacer w szpilkach po Rynku.

Park kulturowy
To zaklęcie, które ma rozwiązać wiele problemów Rynku. Dzięki niemu znikną szpetne reklamy, stojaki reklamowe i ludzie z ulotkami. - Ale odpowiednie zapisy mogą też pomóc np. wyrzucić sklepy monopolowe - mówi radny Jan Chmielewski.
Więcej miejsc dostępnych dla każdego

Architekt Zbigniew Maćków: - Rynek łączy wiele funkcji. Są tu i bogate restauracje, i kluby nocne, i sklepiki. Na małej przestrzeni upchaliśmy wiele funkcji, bo brakuje we Wrocławiu miejsc, gdzie można by się spotkać. Gdyby było więcej przestrzeni publicznych, pełniłyby różne funkcje. Gdzie indziej byłyby ekskluzywne knajpy, a gdzie indziej kluby go-go. Nie ma jednak sensu na siłę zakazywać jakiejś działalności w Rynku. Sklepy sieciowe nikogo nie zabiły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska